Strona 1 z 2
W najkrótszą noc w roku nad rzekami i na wzgórzach znów płoną ognie. Obrzęd powitania lata, oczyszczające rytuały, szukanie kwiatu paproci i puszczanie wianków to nowy-stary zwyczaj spędzania wigilii św. Jana. Najradośniejsze pogańskie święto wraca w wielkiej chwale!
Drewniany dom na skraju lasu. Gospodarstwo agroturystyczne w Nowinie niedaleko Wrocławia. Ciepła noc. Wszyscy na biało. Boso. Ze świecami. Śpiewają i tańczą przy ogniu. Bębny. Gongi. Flety. Muzyka taka, że dreszcz przechodzi.
– To taniec Haka – mówi Joannna Dorosińska, wrocławianka. – Tańczyli go maoryscy wojownicy tuż przed bitwą.
Skąd ten taniec podczas rytualnych obchodów słowiańskiej Nocy Świętojańskiej? Joanna się śmieje.
– Zaczęło się od popękanych rur. Kiedy wiosną Jurek Trawiński, właściciel gospodarstwa, wrócił z wyprawy po Afryce, a do Nowiny zjechały tłumy artystów, muzyków i przyjaciół, ciepłej wody nie było. Prysznic wzięliśmy w lodowatej. Żeby się rozgrzać, jeden z kolegów nauczył nas kroków tego tańca.
Rozgrzewa do serca. Dodaje energii. A w czasie tej nocy chodzi też o to, żeby zacząć od nowa. Taki taniec staje się więc powoli naszą nową tradycją. Ale to nie znaczy, że lekceważymy starą! Odpuścić robienie wianków? Skoki przez ognisko? Nigdy! To świetna zabawa. Ale wiele z nas wierzy, że tej nocy, magiczne obrzędy naprawdę działają!
Przyjaciele z Nowiny wymyślli też mnóstwo własnych, sobótkowych czarów. Będą śpiewać tyko piosenki o miłości. A nawet „zamówili” seksuologa, który przy ogniu opowie im o pierwotnej mocy seksu! Szykuje się niezła jazda!
reklama
Rzeki znów płoną Przez całe lata była to noc jak każda inna. Może gdzieniegdzie pośpiewano sobie przy ognisku. Aż tu nagle, niepostrzeżenie, wianki znów zaczęły być modne! Miejskie i gminne ośrodki kultury prześcigają się w atrakcjach, jakie mogą nad rzekę lub choćby leśne bajoro zwabić ludzi chętnych do zabawy. Wyposzczeni długą zimą, rozczarowani zimną wiosną, z radością zdejmują buty, żeby pobiegać boso.
Plotą wianki, zapalają świeczki, i ziuuu, na wodę! Na Wiśle, Odrze, Warcie płyną ich setki! Tam nikt ich nie wyławia, ale z tych małych? Czarnej Wody, Radomki, Narewki – i owszem!
– Na golasa wskakują, w samych kąpielówkach. Ale i w ubraniu – śmieje się Anna Stulgis, jedna z organizatorek nocy letniego przesilenia w gminie Narewka na Podlasiu. – Nie mogą się doczekać, kiedy dziewczyny puszczą je na wodę!
Bo jak co roku w Narewce, w drugą sobotę lipca (u prawosławnych noc letniego przesilenia jest trzy tygodnie później niż u katolików) gromadzą się na rynku zespoły muzyczne, także z Białorusi. Grają i śpiewają. Potem konkurs na najpiękniejszy wianek, i korowód mieszkańców rusza nad rzekę. A tam już płoną ogniska i pochodnie, dokładnie tak, jak prawie sto lat temu.
– To znów się bawicie, jak my dawniej? – blisko 90-letnia Genowefa Jończyk z Jasionki na Podkarpaciu nie może uwierzyć, że jej 15 letnia prawnuczka, Majka, pyta, jakie kwiatki zebrać do wianka. Bo podobno musi być ich aż dziewięć. Dziewięć rodzajów ziół, żeby magia się udała – No musi. Bez chabrów, maków, lubczyku, macierzanki i ruty się nie obejdzie – więcej Genowefa nie pamięta. – Ach! No i jeszcze bylica, ona miała największą moc, chroniła przed złem, czarownicami. – A przyśpiewki, babciu? Co wyście tam śpiewały?
– O bogini, co wianki dawała, o utopcach, miłostkach – przypomina sobie. Ale nasz wikary to się strasznie burzył, że rozpusta, że zamiast w kościele o dobrego męża się modlić, to wianki puszczamy i wróżymy sobie, jakie to nasze zamążpójście będzie. A my czasem puszczałyśmy nawet po dwa! Gdy szły z nurtem albo podpływały do siebie, to była dobra wróżba: wielka miłość, szczęśliwe życie. Gorzej, jak się wianek przewrócił albo w szuwarach zaplątał! Oj, to kłopoty, staropanieństwo. Albo dziecko nieślubne. Nawet śmierć za młodu!
Po kwiat paproci z mapą i latarką Ale teraz nie ma starych panien. Wyzwolone singielki chcą się bawić, bo do zabawy każda okazja dobra. A już ta na św. Jana wprost wymarzona. Magia wróciła! Co szkodzi sobie powróżyć? Albo poszukać kwiatu paproci? Kiedyś podobno mógł go znaleźć tylko człowiek na wskroś uczciwy. No i odważny. Taki, który się nie przeraził błyskawic i diabelskiego śmiechu. A dziś? Odwaga niepotrzebna. Do ręki mapa, latarka i dalej, w las.
– W tym roku też zrobimy mapki ze znakami topograficznymi, ale dojście będzie trudniejsze, kwiat „posadzimy” w prawdziwych ostępach – zaciera ręce Mirosława Kuciejczyk z gminy Lubin – Co to za zabawa, jak go znajdują natychmiast? Teraz podzielimy się na drużyny i przebierzemy w stroje czarownic i potworów. Weźmiemy pochodnie. Szykuje się malownicze widowisko!
W Policach, na plaży, tuż przy Zalewie Szczecińskim też obrzędowy spektakl. Wielkie ognisko, bose dziewczyny, ubrane na biało, tańczą, wciągając do zabawy publiczność. A tej, w to graj! Bawiliby się do rana. Dziewczyny śpiewają: „Nasię źrzelę rwę cię śmiele, pięcią palcy, szóstą dlonią, niech się chłopcy za mną gonią”. To zaklęcie powtarzane kiedyś przy zbieraniu nasięziela, zioła, które ściągało chłopów jak magnes, działa i dziś. Podobno. Trzeba tylko nago wytarzać się w wieczornej rosie, a potem szukać go w trawie, szepcząc zaklęcie. Ostatecznie, jak się nie znajdzie, można zadowolić się lubczykiem wyhodowanym w doniczce.
„Wianki” można także świętować bez turlania się po trawie na golasa. Jak się jest w Krakowie, warto wpaść na Jarmark Świętojański. W Warszawie, nad Wisłą też tłumy. Najpiękniejszy wianek zdobywa cenną nagrodę. Zawsze tej nocy występuje jakaś światowa gwiazda. W ubiegłym roku śpiewał Lenny Kravitz. Wszyscy bawili się w strugach deszczu, ale tłum nie rzedniał. Podczas sobótkowej nocy lądują na wodzie, oprócz wielu „prywatnych” wianków, także te ogromne, firmowe. Z tego, jak płyną, prezesi firm wróżą pomyślność w interesach.
– Choć o przyszłość firmy jestem spokojna, chętnie puszczę wianek na wodę i zobaczę, czy dobrze popłynie – śmieje się Elżbieta Wiesiak, prezes jednej z większych firm mięsnych w Polsce – „Janex”.
Nagle, po latach, przypomniano sobie, że w wigilię św. Jana szukano magii w oczyszczającej się ziemi, wodzie i roślinach. Przyroda nasycała się dobrymi mocami. Woda dopiero od tej nocy stawała się miejscem bezpiecznym. Nikt wcześniej nie odważyłby się kąpać. Bo jak, kiedy czyhały tam utopce, boginki wodne, duchy topielców? Dopiero rzeki i jeziora „ogrzmiane” czerwcowymi burzami, obmyte deszczami, ogrzane słońcem i poświęcone przez św. Jana stawały się przyjazne, dawały siłę, zdrowie i urodę.
Chcesz miłości? Odpraw rytuał! Kiedyś wierzono, że rośliny zebrane w czasie letniego przesilenia miały wielką moc. Można było jeszcze wzmocnić ich działanie. Pomagał rytualny taniec i wrzucenie w ogień garści ziół. Powtarzane wielokrotnie zaklęcia było jak samospełniające się proroctwo. Dziś, kiedy dawne słowiańskie obrzędy znów budzą ciekawość, wiele kobiet chciałoby poczuć działanie magii na własnej skórze.
– Może to jest i śmieszne – zwierza się przy kawie Marta, rozwiedziona, dzieci odchowane – ale tak dawno nikt mnie nie przytulał. Żadnego chłopa na horyzoncie. To może magia pomoże? Potańczymy z dziewczynami, powygłupiamy się. Nawet miotły kupiłyśmy na targu. Z brzozowych witek, żeby było jak dawniej. I te samotne, a jest nas cztery, odprawią rytuał na przyciągnięcie miłości. A wianek do wody też wrzucę, niech go ktoś wyłowi! Bo dawniej święcie wierzono, że dziewczyna, której wianek z wody wydobył upatrzony kawaler, niebawem zostanie mężatką. Czasem jednak młodych rozdziela wojna, choroba, nieprzewidziane okoliczności.
– Tak było z moją nieżyjącą już koleżanką Wandą – wspomina wielką miłosną i magiczną historię Genowefa Jończyk. – Kochała chłopaka z sąsiedniej wsi. On ją też. Złapał jej wianek, ale nie mogli zostać parą. Ona była biedna, a rodzice znaleźli mu lepszą partię. Życie ich rozdzieliło. Spotkali się dopiero po 40 latach. On był wdowcem, ona samotna. Miłość wróciła. Wyłowiony w tamtą noc wianek znów ich połączył. Byli razem przez dziesięć kolejnych lat. I jak tu nie wierzyć we wróżby?
Sonia Ross
FOT. Andrzej Sidor/Forum, East News,
Repr. Krzysztof Chojnacki/ East News
dla zalogowanych użytkowników serwisu.