Budda - genialny psychoterapeuta

Budda - genialny psychoterapeutaTysiące relikwiarzy
Pierwszym człowiekiem, który osiągnął nirwanę, był Budda. Zmarł jednak w zupełnie prozaicznych okolicznościach. Przez 30 lat przemierzał Indie i szerzył swoją naukę. Już jako schorowany starzec dotarł do wioski Kusinar. Tam przyjął od kowala imieniem Czunda zaproszenie na wieczerzę i, nie chcąc urazić gospodarza, zjadł ciężkostrawną potrawę z grzybów. Następnego dnia zapadł na ciężką biegunkę.

W ostatnich słowach prosił Czundę, by nie obwiniał się o jego śmierć, gdyż ten, kto ze szczerego serca podał Buddzie ostatni posiłek, zasługuje na wielki szacunek. I pogrążony w głębokiej medytacji skonał. Jego ciało poddano kremacji, ale gdy wieść o odejściu duchowego mistrza rozniosła się, wielu książąt, którzy przyjęli jego naukę, prosiło o przesłanie relikwii. Uczniowie zebrali pozostałości po spalonych kościach, podzielili na dziesięć części i przekazali wysłannikom władców.

Kiedy szczątki Buddy dotarły do miejsc przeznaczenia, złożono je w specjalnie wybudowanych wielkich relikwiarzach. Tak powstały najbardziej charakterystyczne buddyjskie budowle – stupy. Z czasem w podobny sposób zaczęto traktować prochy świątobliwych mnichów, a nawet fragmenty ich szat i sprzętów, których używali za życia.

Dlatego w krajach, które przyjęły buddyzm, można dzisiaj oglądać tysiące stup. Wszystkie składają się z trzech podstawowych elementów: iglicy, kopuły i kwadratowej podstawy.
– Iglica jest symbolem miłosierdzia – tłumaczą opiekujący się stupami mnisi. – Kopuła oznacza nirwanę, a podstawa równowagę i umiar.

reklama

Przewodnik duchowy
Budda nie spisał swoich nauk. Zrobili to po jego śmierci uczniowie, a ich dzieło zatwierdził pierwszy buddyjski „sobór”, w którym uczestniczyło 490 duchowych spadkobierców zmarłego.

W tych czasach umiejętność czytania nie była jeszcze powszechna, więc świętych tekstów uczono się na pamięć. Zapamiętanie a zrozumienie to jednak dwie zupełnie inne rzeczy. Zwłaszcza w przypadku tekstów religijnych, których sens można odczytywać na różne sposoby. Te różnice szybko dały o sobie znać, a wokół buddyjskich mędrców dokonujących własnej interpretacji nauczania Buddy zaczęły powstawać tak zwane szkoły.

Nie minął wiek od śmierci Przebudzonego, a w Indiach powstało ich ponad 20. Raz jeszcze potwierdziła się słuszność przysłowia głoszącego, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju. Tak jak Żydzi nie zaakceptowali nauk Jezusa, tak mieszkańcy Indii odrzucili nauczanie Buddy. Najbardziej przyczynili się do tego bramini, tworzący najwyższą kastę kapłani hinduistyczni, obawiający się utraty uprzywilejowanej pozycji. Budda przekonywał bowiem, że o statusie człowieka nie powinno decydować pochodzenie, lecz sposób postępowania. Tymczasem do kast należało się z urodzenia. Zaniepokojeni kapłani zapytali kiedyś Buddę, kto według niego powinien zostać braminem.

– Prawdziwy bramin – odpowiedział – to człowiek, który pokonał w sobie zło, uwolnił się od pychy, jest pełen miłosierdzia, pokory i prawości.
Oznaczało to, że duchowym przewodnikiem może zostać każdy. Na to członkowie kasty kapłańskiej się nie zgadzali i stopniowo doprowadzili do wyparcia buddyzmu z Indii. Dziś wyznaje go zaledwie 2% mieszkańców tego kraju.

Prawo karmy
Buddyzm jednak nie zniknął, lecz znajdował wyznawców w innych rejonach świata. Misjonarze ponieśli go do Birmy, Tajlandii, Sri Lanki, Laosu, Chin, Korei, Japonii. Pod wpływem lokalnych tradycji zmieniał się i dzielił na nowe szkoły.

Budda w swoim nauczaniu nie mówił o Bogu ani o bogach, nie dociekał, kto stworzył świat, skąd wzięło się na nim Zło. Ta powściągliwość prowadzi czasami do uznawania buddyzmu za system ateistyczny. Gdy tak określił go papież Jan Paweł II, wyznawcy mocno zaprotestowali.
Ich religia nie wyklucza bowiem ani istnienia Boga, ani innych bytów nadprzyrodzonych. Nie zajmuje się jednak dociekaniami, kim są i w jaki sposób wpływają na losy ludzi.

– Człowiek nie zna samego siebie, więc jak może poznać bogów? – odpowiadał Budda na pytania uczniów. I wyjaśniał, że jesteśmy istotami tak trudnymi do ogarnięcia i opisania jak płomień ogniska – pozornie wciąż ten sam, a przecież w każdym momencie inny. Dlatego wystarczająco trudnym zadaniem jest poznanie prawdy o sobie i życie w zgodzie z nią. Decyzja o sposobie wypełniania tego zadania zależy wyłącznie od człowieka. Bo to on, a nie bogowie decydują o stanie jego duszy. Jeśli skazi ją złem i w przyszłym wcieleniu zazna większego cierpienia, sam sobie będzie winny. To nieubłagane prawo karmy.

Wielkim Wozem do nirwany
Mimo różnic między szkołami, prawo karmy uznają wszystkie. Inaczej podchodzą natomiast do możliwości osiągnięcia nirwany poprzez wyrwanie się z koła narodzin i śmierci. Najbardziej ogólny jest podział między rygorystami i liberałami. Pierwsi głoszą, że szansę na nirwanę ma jedynie ten, kto żyje w ubóstwie, nie posiada niczego, zachowuje czystość seksualną i oddaje się codziennej wielogodzinnej medytacji.

Na ostateczne uwolnienie duszy od cierpienia mogą więc liczyć tylko nieliczni. Ten nurt buddyzmu nazywa się Małym Wozem – hinajaną. Bardziej optymistyczni są zwolennicy mahajany, czyli zdolnego „pomieścić więcej pasażerów” Wielkiego Wozu. Ich zdaniem do nirwany może zmierzać każdy, kto wiedzie godziwe, choć świeckie życie oraz wspiera ofiarami modlących się i medytujących także w jego imieniu mnichów.

Ze składanych ofiar mnisi nie tylko się utrzymywali, ale także budowali klasztory, świątynie i posągi Buddy. Wierni pielgrzymują do tych miejsc, by prosić o pomoc w rozwiązywaniu problemów i dziękować za otrzymane łaski. W zasadzie jest to sprzeczne z nauczaniem Buddy, który nawet wybierając zwyczajny rodzaj śmierci, podkreślił, że nie jest Bogiem. Bicie pokłonów przed jego wizerunkami wygląda więc na bałwochwalstwo.

– Nie ma znaczenia, czy szukasz prawdy o sobie w lesie, w świątyni czy przed posągiem Buddy – rozwiewał moje wątpliwości mnich z klasztoru w Hemis, w indyjskiej części Tybetu. – Buddystą nie zostaje się przez złożenie wyznania wiary i uczestniczenie w obrzędach.
To tylko środki, które mogą pomóc w odnalezieniu drogi do oświecenia. Ale tę drogę każdy musi znaleźć i pokonać sam.

Źródło: Wróżka nr 5/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka