Kiedy inni w pracy wpatrują się w zegar, pozwalając, by minęło już osiem godzin, Marysia i Andrzej żałują, że czas tak szybko ucieka. Zawsze mają go zbyt mało, by zrealizować wszystkie zawodowe plany i pragnienia.
Arnold Schwarzenegger, George Bush, książę Karol, Dalajlama, sir Paul McCartney, Leonardo diCaprio… – od pewnego czasu każdy z nich deklaruje publicznie swoje poparcie dla działań na rzecz klimatu. Wiele osób, słysząc o tym, powie: „jestem za”. Marysia Huma z Krakowa postanowiła pójść krok dalej. I po prostu coś zmienić.
Zielono mi
Ona działania na rzecz klimatu traktuje… zawodowo. Organizacja akcji i kampanii, które mają skłonić ludzi do zauważenia skali problemu, to jej praca. Gdyby miała jednym słowem określić wykonywany przez siebie zawód, czułaby zakłopotanie. Granica między jej codziennym życiem a pracą jest cienką linią, która momentami zdaje się zanikać. Pracuje jako koordynatorka projektów w dużej ogólnopolskiej organizacji ekologicznej Polska Zielona Sieć, która skupia pomniejsze „oczka sieci”, czyli siostrzane oddziały, rozrzucone w kilku dużych miastach.
– Tego typu zajęcie wymaga dużej kreatywności i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Nigdy nie wiem, kiedy skończy się mój dzień pracy – tłumaczy. Właśnie zakończyła nadzorowanie spływu drewnianą tratwą, którą popłynęła grupa jej przyjaciół, a Marysia „z lądu” kontaktowała się z mediami i technicznie wspomagała płynących.
Wyruszyli z Krakowa, mijając po drodze Kazimierz Dolny, Warszawę, Toruń i docierając aż do Gdańska. W tych miejscach z pokładu tratwy w czasie całodniowych pikników nagłaśniali akcję „Ostatni dzwonek dla klimatu”. Równolegle ze spływem drogą lądową jechała ekipa rowerzystów.
– Wszystko po to, by zainspirować do podejmowania proklimatycznych działań w życiu codziennym – z przekonaniem opowiada koordynatorka.
Wieczorami na piknikach odbywały się koncerty oraz pokaz filmu „Age of Stupid” – apokaliptycznej wizji przyszłości po katastrofie klimatycznej.
Hasło, które promuje Marysia, brzmi: „3 x R”, czyli Reduce – ograniczaj kupowanie rzeczy, które nie są ci potrzebne; Reuse – używaj ponownie; Recycle – oddawaj do recyklingu.
– Nasza tratwa nie była zwyczajna, bo przecież nie na każdej tratwie można mieć prąd! Pedałowanie na prądotwórczym rowerze sprawiało, że wytworzona w ten sposób energia pozwalała oświetlić pokład, naładować telefony czy akumulatorki do aparatu – opowiada Marysia.
– Dużo się mówi o globalnym ociepleniu, zmianach klimatu, jednak na naszych akcjach czasami spotykamy się z większym zainteresowaniem mediów niż zwyczajnych ludzi. Pokutuje stereotyp, że „pewnie ktoś za tym wszystkim stoi”, więc lepiej się nie angażować. Tak jest łatwiej – Marysia nie kryje rozczarowania. Mimo to tratwowicze wrócili nie tylko pełni wrażeń, ale i z teczką pełną podpisów osób popierających ich pilny apel klimatyczny do premiera RP.
Marysia zachęca innych do życia, jakie sama wiedzie. Unika toreb jednorazowych, w miarę możliwości jeździ na rowerze. Używa energooszczędnych żarówek. Próbuje udowadniać, że można dbać o środowisko nie tylko mieszkając w domku pod lasem, ale także w dużym mieście.
Od lat bierze udział w happeningach i prelekcjach, w czasie których – zamiast tylko „gadać po próżnicy” – rozdaje wymowne gadżety: eko-koszulki z bawełny organicznej; dzwonki rowerowe, którymi można zadryndać przyjaźnie do napotkanych po drodze innych rowerzystów czy wesołe naklejki z deklaracjami działań dla klimatu: „wybieram komunikację zbiorową”, „wyłączam światło”, „biorę torbę na zakupy”, „drukuję dwustronnie”.
Ekologiczni rodzice
Poza pracą na rzecz ochrony środowiska Marysia jest „pełnoetatową” mamą rocznego Remika, który od pierwszych dni życia uczy się, jak być „eko”. W domu ma nie tylko ekologiczną mamę, ale i „zielonego” tatę. Partner życiowy Marysi Andrzej Żwawa pracuje w krakowskiej Fundacji Wspierania Inicjatyw Ekologicznych.
– Dzięki internetowi i laptopowi czasami pracuję w biurze, a czasami biuro przenoszę do domu, by być blisko synka – opowiada troskliwy tata.
Teraz Andrzej tworzy porozumienie międzysektorowe i do dbania o przyrodę zachęca małych przedsiębiorców: sklepy z żywnością ekologiczną i bary wegetariańskie, firmy sprzedające produkty przyjazne środowisku i oferujące takie usługi, a także inicjatywy, które pozwalają żyć „życiem po życiu” przedmiotom – na przykład antykwariaty.
Jak dotąd, do aktywnej współpracy namówił już 40 firm, a cały czas zgłaszają się kolejne. Pomaga im dbać o „zielony wizerunek”. Dla potrzeb programu przeprowadza ankiety, organizuje konferencje i seminaria, prowadzi konsultacje. Kiedyś Andrzej miał własne ekologiczne wydawnictwo. Wydawał gazetę, ale i antologie poezji ekologicznej, eseje ekofilozoficzne, poradniki. Lada moment ukaże się przygotowywana pod jego redakcją książka – scenariusze lekcyjne „Ekologia na każdym przedmiocie”.
– Na lekcji matematyki można przeliczać, jaką powierzchnię mają parki narodowe albo ile kropli kapie w ciągu doby z naszego kranu – mówi z entuzjazmem.
Do swoich projektów nie zawsze łatwo mu przekonać zwykłych zjadaczy chleba. Nad wprowadzaniem podobnych rozwiązań już wiele lat temu pracowano na Zachodzie. Wiele pomysłów udało się zrealizować. Dlatego w najbliższej przyszłości będzie organizował konferencję. Ściągną wtedy do Krakowa działacze z Holandii, Hiszpanii, Norwegii, Włoch.
Niewiele trzeba, by niepotrzebne ubrania trafiły do kontenerów PCK. Ziemia nie musi być wielkim wysypiskiem śmieci.
– Będzie to więc okazja, by podpatrzyć co nieco i wyciągnąć wnioski – cieszy się Andrzej. – W Holandii, a dokładnie w Rotterdamie właściciele punktów napraw i małych lokalnych sklepików za każde zakupy naliczają klientom punkty, podobnie zresztą jak za przyniesione posortowane surowce wtórne. Zebrane punkty można następnie wymienić na bilety do kina, teatru, na basen.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.