Strona 2 z 2
Arabskie Giocondy
Madame Najet ucieszyła się na mój widok, ale przywitała mnie bez przesadnej wylewności. Na jej twarzy znów wyczytałem to samo, znane mi już, zakłopotanie arabskich kobiet, którym tradycja i obyczaj nakazują zachować wobec obcego mężczyzny obojętność, a wrodzona łagodność i wyjątkowa kobiecość kuszą, by uraczyć go kokieteryjnym uśmiechem. W efekcie powstaje na twarzy grymas konkurujący z uśmiechem Giocondy. Madame Najet kilka lat temu straciła męża, z którym prowadziła rodzinną restauracyjkę. Nie chciała jednak zamykać interesu i postanowiła działać dalej samotnie. Naruszyła tym samym muzułmańskie tabu i zburzyła islamski wzorzec kobiety uzależnionej od swego mężczyzny. Ale wyspiarska społeczność szybko to zaakceptowała, bo wyspiarze szybciej niż ludzie z kontynentu znajdują zrozumienie dla tego, co inne i obce im kulturowo. Kto wie, może kiedyś nazwą ją prekursorką feminizmu na wyspach Kerkena?
Póki co jednak pani Najet gotuje dania z ryb i owoców morza dla miejscowych chłopów i nielicznych w tych stronach turystów. Zjadłem zupę i wysłuchałem historii jej życia w wersji francusko-arabskiej. Zrozumiałem niewiele, ale też niewiele brakowało mi informacji do tego, by uzupełnić sobie w myślach jej portret, który powstał już wcześniej – na podstawie tego, jak wygląda w chwili, gdy ma problem, na podstawie tego, czym się na co dzień zajmuje i na podstawie tego, jak się uśmiecha, widząc nieznajomego, który przecież nie jest już tak do końca nieznajomym. Zapytałem ją, co powinienem zobaczyć na wyspach Kerkena.
– Dom Burgiby – powiedziała, ale zaraz potem zakłopotana dodała, że tam już teraz nic nie ma.
reklama
Ten dom to w istocie dwa niewielkie, prostokątne jak pudełka po butach budynki. W jednym z nich mieszkał przez jakiś czas Burgiba, zanim uciekł łodzią do Libii. W środku rzeczywiście nic nie ma. A było? Jeszcze do niedawna na ścianie jednego z nich wisiała tablica poświęcona wielkiemu mężowi stanu, ale niedawno została zdjęta. Zbyt dużo ludzi przyjeżdżało tu, by oddać cześć pierwszemu prezydentowi niepodległej Tunezji, a przecież cień historii nie może przysłaniać blasku obecnej władzy…
Czy jest tu zatem coś godnego zobaczenia, coś wartego opisania, coś, na co będziemy trafiać, przeglądając w pamięci obrazy z przeżytych podróży? Może te gliniane dzbany poukładane w wielkie sterty na plażach? Służą do połowu ośmiornic. W tak wyrafinowany sposób chwyta się głowonogi tylko tutaj i na Djerbie. Przed świtem łódź wyładowana powiązanymi ze sobą dzbanami wypływa z portu. Rybacy spuszczają gliniane naczynia na dno morza i zostawiają je tam na kilka godzin. W tym czasie szukające schronienia ośmiornice i kałamarnice włażą do środka, nie zdając sobie sprawy, że wpadły w śmiertelną pułapkę. Wieczorem są już na stołach mieszkańców wyspy. Ciekawe są też łowiska miejscowych rybaków. Powstają z powtykanych w morskie dno liści palmowych. Zapędza się tam ryby, uderzając w powierzchnię wody kijami, a potem wyławia je siecią.
– I to chyba tyle, jeśli chodzi o osobliwości Kerkenów – myślę sobie, jadąc wzdłuż wybrzeża, w kierunku Sidi Youssef, skąd co kilka godzin odpływa prom do Sfax. Jest późne popołudnie. Chylące się ku zachodowi słońce odbija się w szafirowej tafli morza. Zatrzymuję się na niewielkim wzniesieniu.
Zupa z krabów Na pierwszym planie wyjątkowo dorodne jak na Kerkeny palmy, a pod nimi kilka skromnych białych grobów. Na drugim planie bezkres wielkiej wody. Dziwne zestawienie. Morze i palmy to pocztówka, która mieszkańca wschodniej Europy wprawia w zachwyt i sprawia, że znowu chce mu się żyć. A z drugiej strony te liche groby, nędzny cmentarz z całą jego melancholijną symboliką.
Patrzę zatem na ten przedziwny cmentarz pod palmami i myślę o Hannibalu. Wyobrażam go sobie, gdy stoi oparty o pień drzewa i spogląda na morskie fale. Jest cisza i spokój, ale on wciąż słyszy dźwięk oręża, chrzęst łamanych kości, wycie rannych i jęki jego żołnierzy konających po przegranej bitwie pod Zamą. Czy właśnie wtedy po raz pierwszy myśli o samobójstwie?
Przecież w trakcie jego dramatycznej ucieczki z Kartaginy musiało wydarzyć się coś szczególnego; coś, co sprawiło, że ten silny, niezłomny i twardy jak stal mężczyzna postanawia targnąć się na swe życie. Gdzieś w drodze między rzymską kolonią a leżącą na terenach dzisiejszej Turcji Bitynią podejmuje decyzję o samobójstwie. Może właśnie tu?
***
Wjeżdżam na pokład promu, który za godzinę dowiezie mnie do Sfax, zajmuję to samo miejsce, na którym siedziałem kilka dni temu. Widać stąd minaret meczetu w El Attaya. Nieopodal unosi się smużka siwego dymu. Dym wydobywa się z kuchni ustawionej na zapleczu restauracji Le Regal. Madame Najet gotuje zupę z krabów.
Piotr Jaskólski
dla zalogowanych użytkowników serwisu.