Pejzaż śródziemnomorski

Arabskie GiocondyArabskie Giocondy
Madame Najet ucieszyła się na mój widok, ale przywitała mnie bez przesadnej wylewności. Na jej twarzy znów wyczytałem to samo, znane mi już, zakłopotanie arabskich kobiet, którym tradycja i obyczaj nakazują zachować wobec obcego mężczyzny obojętność, a wrodzona łagodność i wyjątkowa kobiecość kuszą, by uraczyć go kokieteryjnym uśmiechem. W efekcie powstaje na twarzy grymas konkurujący z uśmiechem Giocondy. Madame Najet kilka lat temu straciła męża, z którym prowadziła rodzinną restauracyjkę. Nie chciała jednak zamykać interesu i postanowiła działać dalej samotnie. Naruszyła tym samym muzułmańskie tabu i zburzyła islamski wzorzec kobiety uzależnionej od swego mężczyzny. Ale wyspiarska społeczność szybko to zaakceptowała, bo wyspiarze szybciej niż ludzie z kontynentu znajdują zrozumienie dla tego, co inne i obce im kulturowo. Kto wie, może kiedyś nazwą ją prekursorką feminizmu na wyspach Kerkena?

Póki co jednak pani Najet gotuje dania z ryb i owoców morza dla miejscowych chłopów i nielicznych w tych stronach turystów. Zjadłem zupę i wysłuchałem historii jej życia w wersji francusko-arabskiej. Zrozumiałem niewiele, ale też niewiele brakowało mi informacji do tego, by uzupełnić sobie w myślach jej portret, który powstał już wcześniej – na podstawie tego, jak wygląda w chwili, gdy ma problem, na podstawie tego, czym się na co dzień zajmuje i na podstawie tego, jak się uśmiecha, widząc nieznajomego, który przecież nie jest już tak do końca nieznajomym. Zapytałem ją, co powinienem zobaczyć na wyspach Kerkena.
– Dom Burgiby – powiedziała, ale zaraz potem zakłopotana dodała, że tam już teraz nic nie ma.

reklama

Ten dom to w istocie dwa niewielkie, prostokątne jak pudełka po butach budynki. W jednym z nich mieszkał przez jakiś czas Burgiba, zanim uciekł łodzią do Libii. W środku rzeczywiście nic nie ma. A było? Jeszcze do niedawna na ścianie jednego z nich wisiała tablica poświęcona wielkiemu mężowi stanu, ale niedawno została zdjęta. Zbyt dużo ludzi przyjeżdżało tu, by oddać cześć pierwszemu prezydentowi niepodległej Tunezji, a przecież cień historii nie może przysłaniać blasku obecnej władzy…

Czy jest tu zatem coś godnego zobaczenia, coś wartego opisania, coś, na co będziemy trafiać, przeglądając w pamięci obrazy z przeżytych podróży? Może te gliniane dzbany poukładane w wielkie sterty na plażach? Służą do połowu ośmiornic. W tak wyrafinowany sposób chwyta się głowonogi tylko tutaj i na Djerbie. Przed świtem łódź wyładowana powiązanymi ze sobą dzbanami wypływa z portu. Rybacy spuszczają gliniane naczynia na dno morza i zostawiają je tam na kilka godzin. W tym czasie szukające schronienia ośmiornice i kałamarnice włażą do środka, nie zdając sobie sprawy, że wpadły w śmiertelną pułapkę. Wieczorem są już na stołach mieszkańców wyspy. Ciekawe są też łowiska miejscowych rybaków. Powstają z powtykanych w morskie dno liści palmowych. Zapędza się tam ryby, uderzając w powierzchnię wody kijami, a potem wyławia je siecią.

– I to chyba tyle, jeśli chodzi o osobliwości Kerkenów – myślę sobie, jadąc wzdłuż wybrzeża, w kierunku Sidi Youssef, skąd co kilka godzin odpływa prom do Sfax. Jest późne popołudnie. Chylące się ku zachodowi słońce odbija się w szafirowej tafli morza. Zatrzymuję się na niewielkim wzniesieniu.

Zupa z krabówZupa z krabów
Na pierwszym planie wyjątkowo dorodne jak na Kerkeny palmy, a pod nimi kilka skromnych białych grobów. Na drugim planie bezkres wielkiej wody. Dziwne zestawienie. Morze i palmy to pocztówka, która mieszkańca wschodniej Europy wprawia w zachwyt i sprawia, że znowu chce mu się żyć. A z drugiej strony te liche groby, nędzny cmentarz z całą jego melancholijną symboliką.

Patrzę zatem na ten przedziwny cmentarz pod palmami i myślę o Hannibalu. Wyobrażam go sobie, gdy stoi oparty o pień drzewa i spogląda na morskie fale. Jest cisza i spokój, ale on wciąż słyszy dźwięk oręża, chrzęst łamanych kości, wycie rannych i jęki jego żołnierzy konających po przegranej bitwie pod Zamą. Czy właśnie wtedy po raz pierwszy myśli o samobójstwie?

Przecież w trakcie jego dramatycznej ucieczki z Kartaginy musiało wydarzyć się coś szczególnego; coś, co sprawiło, że ten silny, niezłomny i twardy jak stal mężczyzna postanawia targnąć się na swe życie. Gdzieś w drodze między rzymską kolonią a leżącą na terenach dzisiejszej Turcji Bitynią podejmuje decyzję o samobójstwie. Może właśnie tu?

***

Wjeżdżam na pokład promu, który za godzinę dowiezie mnie do Sfax, zajmuję to samo miejsce, na którym siedziałem kilka dni temu. Widać stąd minaret meczetu w El Attaya. Nieopodal unosi się smużka siwego dymu. Dym wydobywa się z kuchni ustawionej na zapleczu restauracji Le Regal. Madame Najet gotuje zupę z krabów.


Piotr Jaskólski

Źródło: Wróżka nr 3/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl