W 70 dni dookoła świata

Już w Australii: Babs (pierwsza z lewej) i pozostałe druhny Dav i Su. Lokalne smaki
Jedną z osób poznanych w podróży przez Babs był Michał – Polak, który przekonywał dziewczynę, że jeśli tylko nadarzy się okazja, musi skosztować takich smakołyków, jak „pierniki toruńskie”, no i – koniecznie – „żurek w chlebie”.
– Zupa w chlebie? – pytała z niedowierzaniem, ale zapisała sobie pisownię dziwnie brzmiących nazw zagadkowych potraw i obiecała w przyszłości spróbować. – Polskę jedynie mijałam w drodze do Moskwy. W Londynie wsiadłam do autobusu, którym przemierzyłam jeszcze Belgię, Niemcy, Białoruś i Rosję.

W ciągu 24 godzin oglądałam wasz kraj przez szybę autobusu. Pamiętam: obudziłam się rano, a pola i lasy spowijała mgła. Mijane drzewa i rośliny wydawały mi się podobne do tych, jakie znam ze swojego kraju – wspomina. – Kiedy słyszę: Polska, mam przed oczami może trochę romantyczny wiejski krajobraz z ludźmi krzątającymi się w małych gospodarstwach, które są samowystarczalne. Ale martwi mnie, że ten obraz znika, odchodzi w przeszłość – takiej wsi już prawie nie ma…

Moje zainteresowanie problemami ochrony środowiska zaczęło się… pod wodą – Babs ciągnie swoją opowieść. Zdarzyło jej się kiedyś kąpać w oceanie. Wyposażona w odpowiedni ekwipunek wyskoczyła z łódki i dała nura głęboko, przenikając taflę wody jak Alicja z Krainy Czarów, która nagle prześlizgnęła się na drugą stronę lustra. Podwodny świat okazał się niezwykły, zupełnie jak zaczarowany, a uczucie olśnienia bogactwem przyrody na tyle silne, że postanowiła zrobić, co w jej mocy, by swoim życiem nie pogłębiać degradacji środowiska.

A potem przyszło zainteresowanie zdrowym stylem życia i odżywiania. Tym razem bodźcem okazała się ciężka choroba mamy. – Wiem, że w sytuacji, gdy mama choruje na nowotwór, jedzenie ekologicznej żywności i świadome komponowanie potraw nie cofną lekarskiej diagnozy, ale na pewno mogą wzmocnić organizm, dodać sił i energii – zauważa. – Czasami jak mantra plącze mi się po głowie stwierdzenie „jesteś tym, co jesz”, dlatego lubię wiedzieć, co jem, czytam etykiety produktów, które kupuję, interesuje mnie, skąd pochodzi pożywienie, które ma trafić na mój stół.

reklama

Na co dzień Babs przestrzega kilku zasad: stara się kupować jedzenie ekologiczne, warzywa – z pewnego źródła, ograniczać mięso. Woli produkty świeże, prosto ze straganów, unika supermarketów. W podróży chętnie próbuje lokalnych potraw, omija restauracje dużych sieci, które „zabijają lokalne smaki”.

– Najlepszym rozwiązaniem, by posiłek był zdrowy i etyczny, jest kupowanie lokalnych produktów zgodnie z porą roku. Kiedy jestem nad jeziorem czy morzem, wyśmienicie smakuje przyrządzona według tradycyjnej receptury ryba, a w Chinach trudno nie zachwycać się smakiem tamtejszej herbaty – zauważa. Dlatego sporym rozczarowaniem było dla niej serwowane w czasie noclegu w różnych miejscach Europy „śniadanie kontynentalne” – takie samo pieczywo z tak samo smakującym dżemem.

Na zakupach Basia oddaje sprzedawcom zbędne torebki i folie. To, co się nadaje – kompostuje, a opakowania wrzuca do kontenerów na recycling. W czasie swojej wyprawy śmieci możliwe do odzysku zabierała ze sobą, taszcząc je tak długo, aż znajdowała odpowiedni kontener na plastik, szkło czy papier. W rosyjskim pociągu ucieszyła ją możliwość napicia się wody bezpośrednio z samowara.

– Po co pić wodę z jednorazowych plastikowych butelek, które za chwilę wylądują w koszu, jeśli można napić się jej z własnego zabranego w podróż kubka? Życiu Babs smak nadaje także muzyka. Kiedy coś jej w duszy gra, sięga po swój akordeon i pozwala dźwiękom, by prowadziły palce. Zdarza się jej grywać na ulicy ku zdziwieniu przechodniów skoczne melodie ludowe prosto z Francji, Macedonii, Izraela, Irlandii, z serca Walii. Nieśmiało próbuje komponować własne piosenki.

– Nie wiem, czy mój akordeon ma duszę, ale wiem, że jest moim dobrym przyjacielem, muzyka pozwala mi podróżować, docierać do miejsc, które znam jedynie z opowieści. Interesuje mnie, skąd przywędrowały piosenki, które gram i historie ludzi, którzy grali je przede mną – mówi. A każda piosenka jest jak opowieść…

Lokalne działania, nawet te na bardzo niewielką skalę, mogą mieć globalne znaczenie.


Kiedy Babs chce podzielić się z innymi swoją opowieścią, jej przyjaciele dzwonią do swoich przyjaciół, a tamci skrzykują swoich przyjaciół i organizują jej spotkanie autorskie. Czasem odbywa się ono w bibliotece, w klubie, w małej świetlicy – w różnych częściach Walii.

Frędzle na wietrze
Basia wsiada więc na rower i mknie przed siebie. Siła mięśni, podmuch wiatru i chęć, by spotkać się z innymi, posuwają ją do przodu. Kiedy pedałuje, na jej policzkach rozkwitają rumieńce, a z daleka widać trzepocące na wietrze frędzle szczelnie owijającego szyję cienkiego szaliczka w kolorach tęczy. Ludzie spotykani na miejscu, ale i gdzieś po drodze, słuchają jej historii, opowiadając przy tym swoje własne. W czasie takich wieczorów autorskich promuje książkę, czyta fragmenty, dopowiada szczegóły. Basia potrzebowała podróży, by zyskać swoją opowieść.

– Ta podróż zmieniła mnie, całe życie obróciła do góry nogami. Wiem, że trudno jest iść pod prąd i bronić własnych przekonań, ale wiem też, że warto to robić, by żyć w zgodzie ze sobą. Czasami po prostu trzeba zaryzykować, a możliwość realizacji planów i marzeń jest nagrodą, która nas spotka, gdy zdobędziemy się na odwagę.

W naszych codziennych poczynaniach tak naprawdę nigdy nie jesteśmy sami, trzeba jedynie rozejrzeć się dookoła i poszukać tych, którzy będą podzielać nasze ideały. Razem możemy znacznie więcej… – mówi z przekonaniem. Babs poznałam kilka lat temu, w czasie mojej podróży po Walii. Wydała mi się nieśmiałą dziewczyną – jej znajomi twierdzą zgodnie, że Basia przed podróżą i Basia po powrocie to dwie inne osoby. Kiedy teraz rozmawiamy, słyszę głos osoby pewnej siebie, radosnej, spełnionej.

– Podróż Babs wymagała odwagi – nie każdego na coś takiego stać. O tym, co dzieje się na poszczególnych odcinkach jej wyprawy, mogliśmy dowiedzieć się na bieżąco ze spotów telewizyjnych, wywiadów radiowychi prasowych. Zarówno podróż, jak i doświadczenia związane z kontaktami z mediami sprawiły, że z nieśmiałej dziewczyny stała się osobą, która wie, czego chce i potrafi dopiąć swego. Taka jest teraz… – tak jej metamorfozę podsumowuje jeden z przyjaciół, Allan Shepherd, zaangażowany w wydanie książki. Jeśli brakowało ci wcześniej odwagi, może teraz ją w sobie znajdziesz?


Katarzyna Głowacka
Fot. Z arch. Barbary Haddrill

Źródło: Wróżka nr 3/2010
Tagi:
Komentarzy: 3
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka