Lokalne smaki
Jedną z osób poznanych w podróży przez Babs był Michał – Polak, który przekonywał dziewczynę, że jeśli tylko nadarzy się okazja, musi skosztować takich smakołyków, jak „pierniki toruńskie”, no i – koniecznie – „żurek w chlebie”.
– Zupa w chlebie? – pytała z niedowierzaniem, ale zapisała sobie pisownię dziwnie brzmiących nazw zagadkowych potraw i obiecała w przyszłości spróbować. – Polskę jedynie mijałam w drodze do Moskwy. W Londynie wsiadłam do autobusu, którym przemierzyłam jeszcze Belgię, Niemcy, Białoruś i Rosję.
W ciągu 24 godzin oglądałam wasz kraj przez szybę autobusu. Pamiętam: obudziłam się rano, a pola i lasy spowijała mgła. Mijane drzewa i rośliny wydawały mi się podobne do tych, jakie znam ze swojego kraju – wspomina. – Kiedy słyszę: Polska, mam przed oczami może trochę romantyczny wiejski krajobraz z ludźmi krzątającymi się w małych gospodarstwach, które są samowystarczalne. Ale martwi mnie, że ten obraz znika, odchodzi w przeszłość – takiej wsi już prawie nie ma…
Moje zainteresowanie problemami ochrony środowiska zaczęło się… pod wodą – Babs ciągnie swoją opowieść. Zdarzyło jej się kiedyś kąpać w oceanie. Wyposażona w odpowiedni ekwipunek wyskoczyła z łódki i dała nura głęboko, przenikając taflę wody jak Alicja z Krainy Czarów, która nagle prześlizgnęła się na drugą stronę lustra. Podwodny świat okazał się niezwykły, zupełnie jak zaczarowany, a uczucie olśnienia bogactwem przyrody na tyle silne, że postanowiła zrobić, co w jej mocy, by swoim życiem nie pogłębiać degradacji środowiska.
A potem przyszło zainteresowanie zdrowym stylem życia i odżywiania. Tym razem bodźcem okazała się ciężka choroba mamy. – Wiem, że w sytuacji, gdy mama choruje na nowotwór, jedzenie ekologicznej żywności i świadome komponowanie potraw nie cofną lekarskiej diagnozy, ale na pewno mogą wzmocnić organizm, dodać sił i energii – zauważa. – Czasami jak mantra plącze mi się po głowie stwierdzenie „jesteś tym, co jesz”, dlatego lubię wiedzieć, co jem, czytam etykiety produktów, które kupuję, interesuje mnie, skąd pochodzi pożywienie, które ma trafić na mój stół.
Kiedy Babs chce podzielić się z innymi swoją opowieścią, jej przyjaciele dzwonią do swoich przyjaciół, a tamci skrzykują swoich przyjaciół i organizują jej spotkanie autorskie. Czasem odbywa się ono w bibliotece, w klubie, w małej świetlicy – w różnych częściach Walii.
Frędzle na wietrze
Basia wsiada więc na rower i mknie przed siebie. Siła mięśni, podmuch wiatru i chęć, by spotkać się z innymi, posuwają ją do przodu. Kiedy pedałuje, na jej policzkach rozkwitają rumieńce, a z daleka widać trzepocące na wietrze frędzle szczelnie owijającego szyję cienkiego szaliczka w kolorach tęczy. Ludzie spotykani na miejscu, ale i gdzieś po drodze, słuchają jej historii, opowiadając przy tym swoje własne. W czasie takich wieczorów autorskich promuje książkę, czyta fragmenty, dopowiada szczegóły. Basia potrzebowała podróży, by zyskać swoją opowieść.
– Ta podróż zmieniła mnie, całe życie obróciła do góry nogami. Wiem, że trudno jest iść pod prąd i bronić własnych przekonań, ale wiem też, że warto to robić, by żyć w zgodzie ze sobą. Czasami po prostu trzeba zaryzykować, a możliwość realizacji planów i marzeń jest nagrodą, która nas spotka, gdy zdobędziemy się na odwagę.
W naszych codziennych poczynaniach tak naprawdę nigdy nie jesteśmy sami, trzeba jedynie rozejrzeć się dookoła i poszukać tych, którzy będą podzielać nasze ideały. Razem możemy znacznie więcej… – mówi z przekonaniem. Babs poznałam kilka lat temu, w czasie mojej podróży po Walii. Wydała mi się nieśmiałą dziewczyną – jej znajomi twierdzą zgodnie, że Basia przed podróżą i Basia po powrocie to dwie inne osoby. Kiedy teraz rozmawiamy, słyszę głos osoby pewnej siebie, radosnej, spełnionej.
– Podróż Babs wymagała odwagi – nie każdego na coś takiego stać. O tym, co dzieje się na poszczególnych odcinkach jej wyprawy, mogliśmy dowiedzieć się na bieżąco ze spotów telewizyjnych, wywiadów radiowychi prasowych. Zarówno podróż, jak i doświadczenia związane z kontaktami z mediami sprawiły, że z nieśmiałej dziewczyny stała się osobą, która wie, czego chce i potrafi dopiąć swego. Taka jest teraz… – tak jej metamorfozę podsumowuje jeden z przyjaciół, Allan Shepherd, zaangażowany w wydanie książki. Jeśli brakowało ci wcześniej odwagi, może teraz ją w sobie znajdziesz?
Katarzyna Głowacka
Fot. Z arch. Barbary Haddrill
~Gość
~Gość
dążyć za wygenerowanym sztucznie pragnieniem posiadania zamku?!
~Gość
Jej styl życia na przekór.
Z drugiej strony obraz mocnej kobiety, spełniającej swoje marzenia psuje
mi informacja: „Mieszka w zaadaptowanej na mieszkanie przyczepie
campingowej o powierzchni zaledwie kilku metrów..”.
Wybór, ucieczka, brak perspektyw…?
P.S. Autorce tekstu proponuje już następny tekst: W 70 światów dookoła
dnia. ;-)