Strona 2 z 2
Tak czy nie?
Nadchodzi czas na podjęcie istotnej decyzji: schodzę pod wodę czy nie? Nasza łódź zaopatrzona jest bowiem w specjalną stalową klatkę opuszczaną do wody. Chętni zakładają piankę nurkową oraz maskę i na sygnał zanurzają się w wodzie. Aby nie płoszyć zwierząt, nie stosuje się aparatów oddechowych, więc delikwent w klatce siedzi pod wodą tak długo, jak długo wstrzyma oddech.
Spoglądam na ocean, jest ciemny i zimny, pewnie nie więcej niż 17 stopni. Ale w końcu przyjechałem tu, żeby zobaczyć rekiny w ich naturalnym środowisku. Wbijam się w piankę, zakładam maskę, wchodzę do klatki. Jeszcze tylko ostatnia instrukcja, żeby stanowczo nie łapać rękami zewnętrznych prętów, bo może być bieda, jeśli paluszki spodobają się rekinowi.
Zanurzam się. Widoczność może ze dwa metry. Nagle tuż przed klatką przepływa trzymetrowy, ciemny kształt z białym brzuchem. Przez chwilę łypie na mnie niewielkie oczko. Czuję obawę i euforię jednocześnie. Tracę oddech, wynurzam się, potem wracam pod wodę. Druga runda: rekin krąży z gracją wkoło przynęty, klatkę ignoruje.
Kilka minut później siedzę już na łodzi opatulony ręcznikiem, a kolejni ochotnicy oglądają rekina. Obok wolontariusz uważnie wpatruje się w rekina i na specjalnie przygotowanym formularzu odnotowuje cechy charakterystyczne stworzenia. Statystyka to nieubłagana nauka. Mówi wyraźnie: w ciągu roku więcej ludzi umiera pogryzionych przez psy niż przez rekiny. W 2006 roku u wybrzeży RPA odnotowano cztery ataki rekinów. Rok później dwa. W 2008 roku żadnego. A żaden z wcześniejszych nie skończył się śmiercią.
Od 1960 roku do dziś na tych samych wodach stwierdzono 52 nieprowokowane ataki żarłacza białego. Nieprowokowane, bo odejmuje się ze statystyk idiotów, którzy próbują zwierzęta zaczepiać. Śmiertelnych przypadków było dziewięć. Naukowcy nie znają przyczyn agresywnych zachowań tych zwierząt. Być może prowokuje je zapach, kolor lub kształt pływaka, nurka czy surfera. Pewne jest jedno: rekiny płacą za owe ataki ogromną cenę.
reklama
Amulet z rekina Kolejnym czynnikiem, który przyczynia się do trzebienia rekiniej populacji, jest ludzka chciwość. Kłusownicy odławiają rekiny tylko po to, by wyrwać im zęby i odciąć płetwy grzbietowe. Zęby przerabiane są na biżuterię i amulety. Płetwy to znany przysmak. Dodatkowo uznawane są za afrodyzjak. Dlatego wiele żarłaczy, które można zobaczyć w naturalnym środowisku, ma na ciele ślady walki z ludzkim prześladowcą: postrzępione płetwy czy blizny po hakach na paszczach.
Rekin przy naszej łodzi zdążył już znudzić się zabawą i odpłynął. Jednak po kwadransie pojawia się kolejny. Natychmiast łapie w paszczę przynętę razem z pływakiem. Mimo ściągania liny zwierzak nie chce wypuścić zdobyczy. Zaczyna kręcić się wkoło własnej osi, jest już blisko łodzi.
W pewnym momencie zauważamy, że lina zdążyła kilka razy opleść jego ciało. Cała załoga rzuca się na pomoc, nasz szyper z nożem w garści kładzie się na niskiej burcie, by przeciąć więzy. Gdy rekini łeb jest już niemal na naszym pokładzie, stworzenie poddaje się i wypuszcza przynętę. Kręci się chwilę, by wyplątać się z liny i zdegustowane odpływa. Wszyscy oddychamy z ulgą. Kapitan rzuca:
– Właśnie widzieliśmy, jak łatwo jest pozbawić rekina życia. Gdybyśmy byli kłusownikami, wystarczyłoby strzelić mu w głowę. Poza wodą jest bezbronny. Nasza wycieczka w poszukiwaniu rekinów trwała w sumie kilka godzin. Pojawiły się inne łodzie, więc kapitan zasugerował ze śmiechem, żebyśmy odstąpili „nasze rekiny” następnym turystom.
Przepływamy jeszcze obok foczej wyspy, pełnej baraszkujących futrzaków, które nie zdają sobie nawet sprawy, że w pobliskich wodach czają się ich śmiertelni wrogowie. I na tym kończy się wyprawa śladem najgroźniejszego morskiego drapieżnika. Przez cały sezon kolejni turyści będą przyjeżdżali je oglądać, wspomagając pieniędzmi badania i ochronę tych stworzeń.
Największa ryba świata Tydzień później jestem już za Durbanem, w pobliżu granicy z Mozambikiem. Podczas nurkowania na dziewiczej rafie w oddali miga mi żarłacz czarnopłetwy: niewielki, metrowy ledwie mieszkaniec ciepłych mórz. Gdy wracamy z nurkowania, na pontonie nagłe poruszenie.
– Rekin, rekin – woła skiper i... nakazuje wszystkim zakładać maski i płetwy, a potem zachęca do wskoczenia do wody.
Patrzę na niego zdziwiony, macha ręką. – Niegroźny.
Pod wodą, na głębokości czterech metrów majaczy plamisty kształt. Jest ogromny, ma ponad osiem metrów długości. To rekin wielorybi, największa znana ryba na świecie. Jest potężny i stuprocentowo niegroźny dla człowieka, bo odżywia się planktonem. Pływamy wkoło niego kilka minut, w końcu ryba odpływa. I to był ostatni rekin, którego widziałem w RPA. Mam nadzieję, że jeśli kiedyś tam wrócę, te stworzenia ciągle będą zamieszkiwać afrykańskie wody.
Stanisław Gieżyński
dla zalogowanych użytkowników serwisu.