Strona 3 z 3
I okazuje się, że nie o to chodziło.
A.S.: I naprawdę okazało się, że nie o to chodziło. Aż ciężko uwierzyć. Wydaje się, że wystarczyło trochę wyobraźni, żeby wiedzieć, jaki to jest ciężar, obowiązek, zależność. Ograniczenie wolności i studnia bez dna, jeżeli chodzi o pieniądze. Ta refleksja przyszła natychmiast, mimo że przez lata realizacja tego marzenia wydawała się wielkim spełnieniem i szczęściem. Myślą, która często powracała. Wystarczyło zbliżyć się do „nieosiągalnego”, żeby zdać sobie sprawę, że nie w tym jest sens. Potem zostaje jakiś rodzaj smutku i pustki.
K.D.: Bo w życiu mogą spotkać nas dwa rodzaje nieszczęścia, kiedy nasze największe marzenie się nie spełni i kiedy
się spełni.
A.S.: Nie znamy siebie, po prostu. I nagle może się okazać, że dla kogoś spełnianie marzeń jest mniej ważne niż unikanie kłopotów, uwikłań. Tak jakbyśmy mówili sobie ciągle: sprawdzam się!
K.D.: Podobno kobieta spełniona ma rozwijać coś, co nazywane jest zdrowym egoizmem. Ma stawiać na siebie. Tylko myślę, że kobiecość zawiera się jednak w naszej wrażliwości, innej niż męska. I jak zatracimy to wszystko, mówiąc cudzym głosem, przestaniemy być sobą. Myślę, że piękno spełniania się kobiety polega na tym, żeby nie robić niczego wbrew sobie i nie za każdą cenę. U mężczyzn bywa z tym różnie.
D.L.: Potrzeba dużej wrażliwości, żeby dobrze zrozumieć pojęcie „zdrowy egoizm”. Taki egoizm zachowuje czułość, delikatność.
H.M.: Nie ma nic wspólnego z egocentryzmem.
D.L.: W tej drodze do spełnienia i realizacji siebie bardzo ważne jest danie sobie prawa na różne rzeczy: zachowania, stany. Bez takiego, dzisiaj bardzo powszechnego, przymusu zważania na to, co się powinno, czego się nie powinno, co wypada, a co nie. Doszłam do tego, że umiejętne słuchanie siebie jest absolutnie bezcenne. Daje siłę i poczucie spełnienia.
A.S.: I wolności, o której wspomniałyśmy. Idę własną drogą, nie szukam oceny.
K.D.: Ale ta droga może okazać się fałszywa.
D.L.: Oczywiście, że może. Ale to idzie na moje konto. Dlaczego szukamy przyzwolenia na popełnianie własnych błędów w innych ludziach?
reklama
Dlatego, żeby podzielić się odpowiedzialnością. D.L.: Tylko że prawda jest w nas.
K.D.: W każdym inna. Współtworzyłam film o Tadeuszu Konwickim. Jest starszym, zmęczonym człowiekiem i mówi, że po prostu już mu się dalej nie chce iść. Wokół niego jest pusto, bo jego bliscy odeszli. Ma za sobą piękne bogate życie. Pokolenie dzisiejszych osiemdziesięciolatków miało przed sobą realne wybory, stawało przed prawdziwymi dramatami.
I myślenie o spełnieniu to współczesna fanaberia? K.D.: Może my po prostu jesteśmy bezczelni, może jest nam za dobrze? Nie stoimy przed wyborem, czy zostawiać narzeczoną z dzieckiem i iść walczyć. Żyjemy w łatwiejszym świecie. Jakie my możemy mieć marzenia? Zapytałaś nas, o czym marzymy?
Nie, nie śmiałabym, podobnie jak Ty nie zapytałabyś o to Tadeusza Konwickiego. Nie wiem, czy żyjemy w łatwiejszym świecie, żyjemy w innym świecie. Pamiętam, jak Marek Edelman powiedział mi, że wybory podejmowane w ekstremalnych, ostatecznych sytuacjach wbrew pozorom są dość proste. K.D.: Zmierzam do tego, że wstydziłabym się powiedzieć, o czym marzę. Oczywiście marzę o tym, żeby mojej córce ułożyło się życie, żeby była zdrowa i szczęśliwa, ale o tym marzy każda matka.
D.L.: A gdybym powiedziała teraz, że marzę o pokoju na świecie, o tym, żeby nie było chorób i wojen. To znaczy, że moje marzenie jest głupie?
Skojarzyło mi się to z wyborami miss świata i pytaniem do kandydatki, o czym marzy. Zazwyczaj pada właśnie taka odpowiedź, a wśród publiczności widać drwiący uśmiech. A.S.: Że jest głupia. A tymczasem wszystkie indyjskie, buddyjskie modlitwy tak właśnie brzmią.
K.D.: To wszystko piękne i wzniosłe. Oczywiście możemy się modlić i wprowadzać w stan nirwany, jeżeli mamy na to czas. Ale przychodzi zwykły dzień. Wstajemy, biegniemy do pracy, a po drodze spotykamy staruszka, któremu można w czymś pomóc albo nie.
D.L.: I właśnie o to chodzi, bo fakt, że nauczysz się go dostrzegać, a nie mijać obojętnie, sprawia, że stajesz się lepszym człowiekiem. A tego właśnie, z grubsza, dotyczą te wszystkie modlitwy. To nie jest droga do spełniania się?
A.S.: Tak jak droga Dharmy, w filozofii Wschodu, mówi właśnie o takim spełnianiu obowiązku. Nie można niczego zaniechać, porzucić. Ludzi, pracy, a nawet talentu. I niezależnie od tego, czy ktoś idzie od celu do celu, jako racjonalista, czy trochę idealistycznie błądząc, obie osoby mogą czuć się spełnione.
Dla mnie na przykład zdobywanie kolejnych stopni naukowych było właśnie taką powinnością. I jeszcze należy starać się, aby przy okazji była to przyjemność. Dla mnie i dla innych.
K.D.: Już jakiś gest w stosunku do drugiego człowieka przemawia do mnie bardziej. Jeżeli spełnianie, to właśnie takie w ruchu, w drodze, w działaniu. Bo po spełnieniu dokonanym to można dodać już tylko amen.
A.S.: Ale dlaczego ciągle chcesz przyjmować takie znaczenie? Nie mówimy o spełnieniu ostatecznym. Spełnienia ostatecznego nie ma do śmierci. A może nawet i potem. Droga doskonalenia się nie kończy.
I spełnienie możemy stopniować? A.S.: Oczywiście. Bezustannie.
H.M.: Kiedy kończę nagrywanie płyty, zapadam na jakiś rodzaj depresji. Mój mąż mówi: Teraz, kiedy powinnaś się cieszyć, odzywa się w tobie jakiś dziwny smutek.
A.S.: Depresja szczytu.
Zostajemy w takim razie przy dążeniu. A.S.: Przy apetycie, ale nie w stanie głodu. W wolności i mądrej, a nie zasłyszanej, ogłupiającej powinności.
H.M.: Kiedyś ktoś mi powiedział, że zielony trabant przynosi szczęście. Kiedy się go zobaczy, trzeba podskakiwać, żeby wzmocnić efekt. Nawet się nie obejrzałam, jak na widok zielonego samochodu moje ciało samo zaczynało się bujać…
Bezwarunkowa potrzeba szczęścia. H.M.: I to nie jest droga spełniania się.
A.S.: Dlatego bardzo podoba mi się teoria psychologiczna mówiąca nie o byciu doskonałą, ale dostatecznie dobrą… matką, żoną, naukowcem, bizneswoman, przyjaciółką. To daje możliwość życia bez przymusu i wewnętrzne poczucie, że się jest we właściwym miejscu.
K.D.: Albo przynajmniej na właściwej drodze.
D.L.: Przypomniała mi się teraz pewna historia. Na mszy dla dzieci ksiądz w pewnym momencie zadał pytanie: A jak myślicie, drogie dzieci, co się panu Bogu najlepiej udało? Cisza. Nagle zgłasza się taka jedna malutka: No chyba ja?! Są momenty, kiedy tak o sobie myślę (śmiech). Na trudnej drodze spełniania polecam każdej kobiecie taką chwilę wytchnienia.
tekst: Karolina Morelowskafoto: Monika Motor
dla zalogowanych użytkowników serwisu.