Strona 2 z 2
Należą do nich zmarli niedawno, czyli w ciągu ostatnich 49 dni, oraz ci, którzy z wielu powodów nie zostali właściwie opłakani. Rytuały na Górze Strachu służą temu, by zmarli niespokojni znaleźli spokój. Tylko wtedy mogą dołączyć do szacownego grona przodków i stać się dla żyjących źródłem siły i wsparcia. Zmarli niespokojni stanowią zagrożenie, źródło niepokoju i do tego istnieje obawa, że zamienią się w złe, nękające duchy. Wszystko, co pielgrzymi robią na górze Osore, służy uspokojeniu dusz zmarłych. Widzę, jak ludzie tłumnie kupują toba, drewniane długie tabliczki, na których mnisi wypisują odpowiednie formuły i imię zmarłego. Wtykają je w ziemię.
Przed budynkami świątyni powstaje prawdziwy las tabliczek pokrytych pismem, które opierają się jedna o drugą. Potem rodziny składają ofiary i zapalają kadzidła o pięknym zapachu cedru i drzewa sandałowego. Ale to nie wystarcza niespokojnym zmarłym. Trzeba też oddać hołd ich opiekunowi, jednemu z najpopularniejszych bóstw japońskiego panteonu, Jizo. Figurki boddisatwy Jizo, opiekuna wędrowców i błąkających się dusz, stoją dosłownie wszędzie. Mniejsze i większe, nowe i zżarte przez opary siarki, gładkie i porośnięte jakimiś żółtawymi porostami. Ubranka Jizo, czerwone czapeczki i kubraczki przypominające śliniaki są potargane przez wiatr i zszarzałe albo aż ranią oczy jaskrawym kolorem nowości.
Zimą, gdy znikają pielgrzymi i turyści, na górze Osore wyraźniej słychać głosy zmarłych.
Czasem płaczą, lecz nie wiadomo, skąd dobiega ten lament...
Furkoczą kolorowe wiatraczki zostawiane tu przez pielgrzymów, którzy wierzą, że przynoszą one ukojenie błąkającym się duszom dzieci. Jizo szczególną opieką otacza właśnie dusze maluczkich, którzy odeszli przed swoimi rodzicami. Smutek budzą wieżyczki z kamieni. Mówi się, że układają je właśnie dzieci, które umarły przed rodzicami, albo nie dane im było narodzić się wskutek aborcji. To szczególny rodzaj niespokojnych zmarłych, błąkają się po kamienistej szarej otchłani, zawieszeni pomiędzy światami. Demony tylko czekają i gdy wieżyczka jest gotowa, burzą ją złośliwie, a duchy dzieci od początku zabierają się za budowę. Można im pomóc i dołożyć kamyczek. Widzę, że tak robią pielgrzymi.
reklama
Duchy na Osore śpiewają Posuwamy się rzędem między figurkami Jizo. Jest ich tyle, że nie sposób byłoby policzyć. Niektóre wręcz giną pod górą darów. Są tu sandały plecione ze słomy, by Jizo nie poranił sobie nóg na kamieniach. Są całe naręcza kwiatów, które gnijąc, wydzielają słodkawy zapach. Jest mnóstwo jedzenia, słodyczy, puszek z napojami, plastikowych pojemników z jogurtem. Jest piwo, sake, papierosy, zabawki, komiksy. I góry pieniędzy. Wędrujemy powoli krok za krokiem przez Sainokawarę, suche koryto rzeki oddzielającej świat żywych i umarłych. Nad naszymi głowami krążą kruki, czarne złowieszcze ptaszyska niczym wysłannicy piekieł.
Czekają tylko na okazję, by zjeść to, z czym nie dadzą sobie rady dusze zmarłych. W nieprzerwanym strumieniu recytowanych przez itako sutr słychać nie tylko płacz, ale i śmiech pielgrzymów. Łzom towarzyszy ekscytacja. Powodzeniem cieszą się stragany z pamiątkami i te z jedzeniem. W siarkowy zapach śmierci wplata się woń sosu sojowego i sezamu.
Stare kobiety, które doglądają Góry Strachu także poza sezonem, gdy nad tę okolicę nadchodzi ciężka, śnieżna zima, mówią, że obecność duchów jest czymś, do czego się przyzwyczaiły. Gdy znikają pielgrzymi i turyści, wyraźniej słychać głosy zmarłych. Czasem płaczą, ale dokładnie nie wiadomo, skąd dobiega ich lament.

Czasem pojawiają się na moment, ale jak przystało na duchy, nigdy nie da się spojrzeć im w oczy. Dopiero gdy zaczynają śpiewać, można je zrozumieć. Kobiety sprzątające na Górze Strachu mówią o duchach śpiewających tradycyjne japońskie piosenki. Enka, country, rubaszne przyśpiewki kierowców ciężarówek. Niestety, nikomu nie udało się nagrać śpiewających duchów i nie jest tajemnicą, że na górze Osore często psuje się sprzęt. Przestają działać nawet najnowocześniejsze aparaty fotograficzne i dyktafony. To dlatego jedyne dwa zdjęcia, jakie stamtąd mam, są nieudane. Nasze twarze wyglądają na nich jak z japońskiego horroru „Ring”.
Chciałam usłyszeć śpiewające duchy. Postanowiłam spędzić na Górze Strachu noc. Można zostać tam, oczywiście za opłatą, we wspólnej sali i zażyć kąpieli w onsenie, skalnej niecce wypełnionej niemal wrzącą wodą. Zasypiałam nad ranem, kiedy milkły już nawoływania sprzedawców i głosy recytujące buddyjskie sutry. Wtedy coś usłyszałam. Jakby wielogłosowy narastający szept, który unosił się znad Sainokawary. Może to itako omawiały miniony dzień. A może nie...
Joanna Bator
Fot. EK Pictures
dla zalogowanych użytkowników serwisu.