Dostojna, pełna smutku i powagi ceremonia pogrzebowa nader często – zwłaszcza w przypadku sławnych zmarłych – poprzedzona jest skandalem. Afera dotyczy zasadniczego pytania: Gdzie Wielkiego pochować?
Tak samo jak bardziej prestiżowe jest mieszkanie w dobrej dzielnicy niż w dzielnicy podejrzanej, tak samo i cmentarze mają „lepsze” i „gorsze” adresy. Istnieje poważna funeralna rywalizacja między miastami i nekropoliami. Poza konkurencją jest tylko Wawel. Tu nie ma dyskusji – adres najlepszy z możliwych.
Kiedy zmarł ksiądz Jan Twardowski, prymas Glemp postanowił, że zostanie on pochowany w budowanej w Warszawie Świątyni Opatrzności Bożej. Problem w tym, że przed śmiercią w specjalnym aneksie do testamentu ksiądz Twardowski wypowiedział się zdecydowanie: chce być pochowany na Powązkach, gdzie dwa lata przed śmiercią kupił kwaterę obok grobu rodziców. Zamiast tego trumna wylądowała na wielkim placu budowy, jakim jest dziś Świątynia Opatrzności. Czemu?
Prasa spekulowała: „Ksiądz Twardowski przyciągnie tłumy ludzi. Świątynia bardzo potrzebuje takiego magnesu, ze względów finansowych i prestiżowych” – mówi anonimowo jeden z księży z diecezji warszawskiej. „Wiadomo, że nic tak ożywczo nie działa na budowę kościoła, jak relikwie kogoś uwielbianego przez ludzi. Ksiądz Twardowski jest do tego idealny”, pisała „Gazeta Wyborcza”.
Ksiądz Twardowski został więc pochowany w nowym narodowym panteonie – wbrew swojej woli.
Odwrotny – by tak rzec – kłopot wystąpił w 2004 roku, gdy umarł Czesław Miłosz. Część narodowej prawicy sprzeciwiła się złożeniu ciała poety w krypcie paulińskiego klasztoru na Skałce, który w cmentarnej hierarchii niewiele ustępuje Wawelowi. Miłoszowi wypominano między innymi młodzieńcze zaangażowanie w komunizm i krytykę rodaków. Paulini stanęli jednak murem za poetą.
Trumnę po mszy żałobnej w Bazylice Mariackiej przewieziono w kondukcie żałobnym na Skałkę. Przed kryptą zawisło „świadectwo moralności” wystawione zmarłemu przez spowiednika. Była to w pewnym sensie powtórka z historii. Poprzednio z wielkim trudem został na Skałce zaakceptowany Stanisław Wyspiański. Autor „Klątwy” zarówno ze względu na swą twórczość, jak i na perypetie życia osobistego do ulubieńców Kościoła nie należał. I choć ksiądz Jan Wawelski na łamach krakowskiego „Czasu” wystawił mu po śmierci „świadectwo moralności”, Kościół z trudem dał się przekonać.
Kłopoty ze zmianą miejsca pochówku znanych ludzi nie dotyczą wcale wyłącznie odległych czasów.
Śmierdząca krypta
Piłsudski zmarł osiem lat po umieszczeniu szczątków Słowackiego na Wawelu. a Kościół stanowczo sprzeciwił się pochówkowi Naczelnika w katedrze. Rozpoczęła się awantura, która przeszła do historii jako „konflikt wawelski”. Ostatecznie rozmowy Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, adiutanta Marszałka, z metropolitą krakowskim Adamem Sapiehą całą sprawę zakończyły.
18 maja 1935 roku odbyła się gigantyczna wzruszająca uroczystość – naród odprowadzał Komendanta w ostatnią drogę. Piłsudski spoczął na Wawelu. Jednak… nie w całości, gdyż mózg oddano do badań naukowych, a serce – do mauzoleum Matka i Serce Syna na wileńskiej Rossie. I o ile serce Marszałka znalazło na Rossie względny spokój, o tyle reszta pochowana w Katedrze Wawelskiej – niezupełnie. Dwa lata po pogrzebie znów wybuchła awantura.
Jak czytamy w artykule „Skandale pogrzebowe” Stanisława Mancewicza: „Arcybiskup Sapieha postanowił Piłsudskiego przenieść z Krypty świętego Leonarda pod Wieżę Srebrnych Dzwonów. Powodem były ponoć tłumy oddające hołd Marszałkowi, ale bez uszanowania powagi katedry. Młodzież załatwiała swe potrzeby po kątach, w związku z czym w świątyni śmierdziało, a lekarze wojskowi dokonywali zbyt często poprawek na źle zabalsamowanych zwłokach Marszałka. Wybuchł skandal i jak Polska długa i szeroka podniosły się liczne głosy sprzeciwu. Na nadzwyczajnym posiedzeniu Polskiej Akademii Literatury pisarz Wacław Sieroszewski grzmiał z trybuny: »Bezprzykładne stanowisko biskupa Sapiehy musi być surowo ukarane.
Wara każdemu od Majestatu Rzeczypospolitej i najświętszych wartości Narodu. Zasłonić trumnę Marszałka wartą żołnierską, a biskupa, który ośmielił się zlekceważyć wolę prezydenta Rzeczypospolitej, zamknąć w areszcie«. Ostro, nawet jak na dzisiejsze zwyczaje. Ale arcybiskup nie ustąpił, trumnę przeniósł”. Oczywiście, powodem przeniesienia prochów Marszałka nie były wcale szkolne wycieczki, lecz fakt, że Kościół nie mógł darować Piłsudskiemu rozwodu i przejścia na kalwinizm. Co prawda, spowiednik zapewniał, że Komendant na łożu śmierci ze skruchą powrócił na łono Kościoła, ale na Kryptę świętego Leonarda to nie wystarczyło.
Wawel niespokojny
Wawel stał się Panteonem Narodowym dzięki transferowi innego nieboszczyka – świętego Stanisława. Zaczęło się od niefortunnej decycji króla Bolesława Śmiałego, który w 1079 roku nakazał zamordowanie biskupa krakowskiego Stanisława, z którym dzieliły go poważne różnice polityczne. Stanisława kanonizowano, a jego doczesne szczątki złożono najpierw w kościele świętego Michała na Skałce, a na początku XII wieku przeniesiono do Katedry Wawelskiej. W ten sposób znalazł tu miejsce wiecznego spoczynku (raz tylko zakłóconego przez Szwedów, którzy święte relikwie z bogato zdobionej trumny wyrzucili, a samą trumnę ukradli) pierwszy z wielkich. Potem katedra stała się miejscem koronacji i pogrzebów monarchów.
O ile święty Stanisław był pierwszym, o tyle generał Władysław Sikorski ostatnim z pochowanych na Wawelu wielkich. Przeniesiono tu jego zwłoki 17 września 1993 roku z cmentarza polskich lotników w Newark w Wielkiej Brytanii. Jednak nie zaznał tu spokoju, gdyż niejasne okoliczności jego śmierci doprowadziły do kolejnej (drugiej już) ekshumacji w listopadzie ubiegłego roku. Sama ekshumacja stała się wydarzeniem medialnym i… niczego nie wyjaśniła.
Serce kompozytora
Kłopot z przenoszeniem zmarłych nie dotyczy zresztą wyłącznie odległych czasów. Najbardziej tragikomiczna historia z tej serii wydarzyła się zupełnie niedawno – 20 lat temu. Jej bohaterem jest Stanisław Ignacy Witkiewicz – Witkacy, który popełnił samobójstwo na wieść o zaatakowaniu Polski przez wojska radzieckie we wrześniu 1939 roku. I choć ma on grób na słynnym zakopiańskim cmentarzu na Pęksowym Brzyzku, to jest to jedynie grób symboliczny. W latach 1987-1988 postanowiono sprowadzić szczątki poety do kraju. Na wysokim szczeblu rządowym uzgodniono z władzami Ukrainy, że prochy Witkacego zostaną ekshumowane z cmentarza w Jeziorach i pochowane w grobie matki, Marii Witkiewicz.
Odbyły się międzynarodowe uroczystości z udziałem polityków wysokiego szczebla, liczne dyskusje na temat artystycznej formy ponownego pochówku, aż w końcu prochy przewieziono do Polski. Już wtedy podejrzewano, że coś tu jest nie tak, pochowano je jednak w grobie Marii Witkiewicz. Po kilku latach zwłoki znów ekshumowano. I wtedy okazało się, że nie są to szczątki Witkacego, tylko jakiejś młodej kobiety. No i znów powstał kłopot, bo co tu z nimi zrobić? Dyskusje były długie i bezowocne. Minęły lata, na grobie Marii Witkiewiczowej nadal widnieje tablica z napisem, że matka czeka na swego syna zmarłego na Polesiu. A w samym grobie nadal spoczywa trumna ze szczątkami nieznanej kobiety.
W ogóle sprowadzanie prochów ze wschodu jakoś się nie udaje. Kłopot był nie tylko z Witkacym, lecz także z królem Stanisławem Augustem Poniatowskim. Otóż najpierw pochowano go w Petersburgu w kościele świętej Katarzyny. Potem, w 1938 roku, sprowadzono do Polski i pochowano w kaplicy pałacowej dóbr rodzinnych w Wołczynie.
W 1988 roku postanowiono sprowadzić prochy króla do Polski i pochować w warszawskiej katedrze świętego Jana. Niestety, po otwarciu trumny wewnątrz znaleziono płaszcz koronacyjny i kości... wieprzowe. Jak twierdzą niektórzy: może to i lepiej. Słynny skecz kabaretowy przestrzegał przed sprowadzaniem prochów króla do Warszawy. Argumentowano, że te zwłoki mają taką właściwość, że jak się je przenosi, to zaraz za nimi idzie wschodnia granica, więc w stolicy lepiej ich nie umieszczać.
Maria Dracz
~MalinaZ
https://www.facebook.com/pages/Zabawki-edukacyjne/355500067882522