Przeczytałam niedawno pewien artykuł i pod jego wpływem postanowiłam opowiedzieć swoją historię. Mnie ona wydaje się niezwykła. Otóż odziedziczyłam po babci piękną srebrną spinkę do włosów.
W czasach modnych wysokich koków upinałam nią włosy. I ciągle słyszałam od mamy, żeby jej pilnować, bo jest rodzinnym talizmanem. Dzięki niej dziadek po II wojnie światowej odnalazł babcię. To był ostatni wartościowy przedmiot, jaki mogła sprzedać w zamian za jedzenie w drodze do Kazachstanu, gdzie została wraz z rodziną wysiedlona. Spinka wędrowała potem z rąk do rąk, aż wróciła do Polski. Ktoś zaproponował jej kupno dziadkowi. On ją rozpoznał i po nitce do kłębka odszukał babcię, swoją przedwojenną narzeczoną.
Tyle mówiła rodzinna legenda. Ja ostatni raz wpięłam spinkę we włosy, szykując się na imprezę pożegnalną, zorganizowaną przez grono znajomych dla wyjeżdżającego z rodziną z kraju Jacka. Wyjeżdżającego na zawsze. Jacek nie był moim chłopakiem, ale przyjaźniliśmy się. Byłam pewna obaw, czy będziemy w stanie spędzić te ostatnie wspólne godziny na wesoło. Okazało się, że nie było tak źle. Tańczyliśmy i nagle Jacek poprosił mnie, żebym rozpuściła włosy. Nieco zaskoczona wypięłam spinkę i poprosiłam, żeby schował ją do kieszeni spodni, a ja ją odbiorę, gdy będziemy wychodzili. No i oczywiście o niej zapomniałam.
Jacek wyjechał, a ja długo nie umiałam się w domu przyznać, że spinkę straciłam. Co dziwne, Jacek, mimo obietnicy popartej gorącym pocałunkiem, że odezwie się, gdy dotrą na miejsce i jakoś się urządzą, nigdy się nie odezwał. Nie miał z nim kontaktu nikt z naszej grupy znajomych. Rok później wyjechałam na studia do innego miasta i tam już zostałam. Minęło dziesięć lat, odkąd wraz z Jackiem wyjechał mój rodzinny talizman, gdy poznałam Helenę. Miała tak jak ja jamnika, połączyły nas wspólne wieczorne spacery.
Zaprzyjaźniłyśmy się. Helena była kobietą po przejściach, ale nadzieja na ułożenie sobie życia nigdy jej nie opuszczała. Miała imponującą liczbę znajomych. Któregoś wieczoru, gdy siedziałyśmy przy kawie, pokazała mi swoje zdjęcia z dawnych lat. Na jednym z nich rozpoznałam… Jacka! Aż podskoczyłam z wrażenia. Ale ku mojemu zaskoczeniu, Helena powiedziała, że to wcale nie jest Jacek M., tylko Jakub T.! Niemożliwe, upierałam się. Sprawa miała się rychło rozwiązać, bo Helena spodziewała się na dniach jego wizyty. Nie mogłam się doczekać. W końcu zadzwoniła po mnie.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.