Cała magia jest w nas

Dzieje się przez cały czas, na co dzień. Bo magią jest samo życie – mówi Ałła Alicja Chrzanowska, znawczyni tarota, run, autorka kilkunastu książek, właścicielka wydawnictwa specjalizującego się w literaturze ezoterycznej.

Cała magia jest w nas Rozmawiamy w jej wymarzonym domu we wsi pod Białymstokiem. Z drugiego pokoju, zza ściany, do której przylega regał pełen książek, dobiega szczekanie jej ukochanych psów: Filipa i Alisi. Za oknem, na trawniku, stoi stolik, przy którym co rano pije kawę.

– Magia? Dzieje się cały czas, na co dzień, bo samo życie jest magią. Tarot? Nie interesuje mnie jako sposób wróżenia. Tarot to filozofia, którą zgłębia się całe życie – mówi Ałła Alicja Chrzanowska.
Przywiódł mnie do niej hrabia Siergiej Wroński, wielki rosyjski astrolog.

Pozostawił po sobie ogromną spuściznę – kilkunastotomowy wyczerpujący podręcznik astrologii. Kilka lat temu pierwsze tomy ukazały się w języku polskim. Elegancki gruby papier, twarda oprawa – mogłoby się wydawać, że na takie „szaleństwo” może sobie dziś pozwolić tylko wielkie wydawnictwo. Nic podobnego – dzieło Wrońskiego wydało niewielkie wydawnictwo Ałły Alicji Chrzanowskiej – Ars-Scripti-2. Nakład: dwa tysiące egzemplarzy, książka dla pasjonatów. Właścicielka Ars-Scripti-2 wiedziała, że na tym nie zarobi.

– Ale nie wahałam się ani chwili – wspomina. – Gdy tylko zobaczyłam wydanie rosyjskie, poczułam, że muszę Wrońskiego wydać w Polsce. Mąż, który jest księgowym wydawnictwa i na dodatek ma Słońce w Byku, nie był zadowolony. Ale ja byłam przekonana, że ta książka jest w Polsce potrzebna, a skoro tak, to pieniądze na wydanie się znajdą. Chciałam, żeby była piękna: w twardej oprawie, z szytym grzbietem, z tłoczonymi literami. Dopiero teraz, po czterech latach wydawania, gdy do drukarni idzie tom dziewiąty, zwracają się koszty pierwszych trzech, ale jesteśmy szczęśliwi.

reklama

Szczupła, zgrabna, w długiej białej płóciennej sukni, wygląda jak rówieśnica własnej córki. Ta sukienka to prezent od uczennicy z Arabii Saudyjskiej. Kobieta studiuje na kursach Ałły w Moskwie. Gdy wybrała się na pielgrzymkę do Mekki, przywiozła stamtąd swej nauczycielce trzy takie suknie. Trzyletnią szkołę tarota, run i magii Ałła Alicja Chrzanowska prowadzi w Moskwie od dziesięciu lat.

– Mam tam uczniów różnych narodowości i wyznań – opowiada. – Muzułmanów, chrześcijan, wyznawców judaizmu. Mam uczennicę, która przyjeżdża na moje zajęcia z Władywostoku, tydzień pociągiem w jedną stronę… W Polsce nie uczy już wcale. Bo Rosjanie mają w sobie więcej pasji, bo są otwarci na wiedzę ezoteryczną i potrafią ją konkretnie wykorzystać.

– Jeśli w kursie uczestniczy dziesięć osób – stwierdza Ałła Chrzanowska – to w Rosji osiem z nich wykorzysta zdobytą wiedzę w praktyce, a w Polsce zrobi to jedna, dwie… W Rosji ezoterykę traktuje się naturalnie, bez zachwytów, ale i bez zahamowań. Kiedy organizuję kurs tarota dla psychologów, w sali zjawia się 40 psychologów. Ogłaszam kurs tarota dla lekarzy i pielęgniarek, przychodzi pół setki lekarzy i pielęgniarek. W Polsce psycholog czy lekarz wstydziłby się przyznać, że pomaga sobie tarotem. Ałła skończyła polonistykę, wiele kursów i szkołę ezoteryczną, w której też studiowała psychologię. Zna tarota, reiki, astrologię, numerologię, magię, runy.

Dziś już nie kładzie ludziom tarota, ale był czas, że wróżyła. Zdarzali się wtedy klienci, którzy od drzwi mówili: „Dzień dobry, ja już nie żyję”. Opowiadali potem, że jakaś wróżka przepowiedziała im dokładną datę śmierci i ten dzień minął na przykład przedwczoraj. Jakiś czas przychodziła do niej na karty kobieta, której syn popełnił samobójstwo. Wróżka podała mu dokładną datę śmierci, a że wypadała ona krótko po tym, jak chłopaka powołano do wojska, wziął w tym dniu karabin i się zastrzelił…

– Wsadzałabym do więzienia tych pseudowróżbitów – oburza się Ałła.
– Odpowiedzialność za prognozę jest ogromna i zawsze spada na tego, kto tę prognozę przygotowuje, nigdy na klienta. Gdy mnie ktoś pyta, kiedy umrze, odpowiadam: „Ten, kto powinien wiedzieć, kiedy umrze, wie bez pytania. Skoro pan/pani nie wie, to znaczy, że nie ma pan/pani wiedzieć”.

Najważniejszą lekcję odpowiedzialności za słowo dała jej jednak ukochana prababka. Kiedyś wróżyła ona dziewczynie, która kochała się bez wzajemności w pewnym chłopcu. Zgodnie z wyrocznią tarota powiedziała tej dziewczynie, że nigdy się nie pobiorą. Panna kilka dni później popełniła samobójstwo.

– Prababcia wspominała to przez całe życie i stale mnie napominała, bym była wyczulona na to, co ludzie mówią do mnie i co ja mówię do ludzi – ostrzega pani Ałła.

Po wielu latach praktyki i rozmyślań nad tarotem, po napisaniu o nim pół tuzina książek, Ałła Alicja Chrzanowska ostrzega przed używaniem tych kart wyłącznie jako instrumentu do wróżenia.

– Tarot działa inaczej, niż ludziom się zdaje… Prognozę na całe życie, owszem, można by robić, ale tylko wówczas, gdyby człowiek się w ogóle nie zmieniał. A przecież to niemożliwe, każdy z nas stale się zmienia, wchodząc w relacje z innymi ludźmi, przeżywając różne zdarzenia i emocje. Dlatego tym trafniejsza jest przepowiednia tarota, im krótszego okresu dotyczy. A dlaczego w ogóle tarot działa? Dlatego, że odzwierciedla podświadomość pytającego.

W naszym życiu zachodzą te zdarzenia, które przyciąga nasza podświadomość, a karty tylko to ukazują. Ale radosne albo tragiczne zdarzenia mogą stan podświadomości zmienić, przekierować ją na „nowy program”. Wówczas to, co karty pokazały wcześniej, staje się nieaktualne. Na przykład, gdy prosiła mnie o wróżbę kobieta, która twierdziła, że poznała właśnie „mężczyznę swojego życia”, mówiłam: „Proszę przyjść, jak pomieszkacie ze sobą pół roku”. Bo kiedy weszli w bliską relację, kiedy ich energie zaczęły wzajemnie na siebie działać, oni stali się innymi ludźmi; dopiero wtedy karty mogły prawdziwie pokazać przyszłość ich związku.

Według zasad karmy, człowiek sam wybiera sobie moment narodzin, ważniejsze wydarzenia, śmierć. Ale pod wpływem siły woli, starań, modlitw, pracy nad sobą, karmę troszeczkę można zmienić. Pięć lat temu poprosiłam wybitnego rosyjskiego chirologa, aby spojrzał na moją rękę. Mieszkałam w blokach w Białymstoku i chciałam wiedzieć, czy kupię wymarzony dom na wsi. Chirolog długo się przyglądał mojej dłoni, wyczytał z niej sporo informacji, ale nowego domu nie zobaczył… Czyli tego domu nie było w programie mego życia, a przecież my w tym domu teraz siedzimy, rozmawiamy, pijemy herbatę. Ja go sobie wymodliłam, wypracowałam. I tak może być z każdą sprawą, dlatego wróżbom nie należy wierzyć w stu procentach.

Czy wie pani – pyta mnie gospodyni – że filiżanki, z których pijemy, moi pradziadkowie wywieźli z Petersburga, uciekając przed rewolucją? W wielodniową morderczą podróż do Polski zabrali fortepian koncertowy, samowar, porcelanę… Okropnie niepraktyczni ludzie, ale z jakże pięknymi duszami! Pradziadek był nauczycielem historii w petersburskim gimnazjum, a oprócz tego doskonale znał ziołolecznictwo. Prababcia wróżyła z talii tarota. Syn pradziadków, czyli dziadek Ałły Alicji ze strony mamy, był prawosławnym księdzem, a przy tym leczył modlitwą i nakładaniem rąk, jego żona zaś świetnie wróżyła z kart perskich. Cała czwórka była długowieczna.

– Pradziadek zmarł, gdy miałam 16 lat, a on 93. Prababcia – gdy miałam lat 18, a ona 88, a babcia cztery lata temu, kiedy ja miałam lat 46… To ogromne szczęście, dar losu, że mogłam tak długo czerpać wiedzę z oryginalnych źródeł.

W dzieciństwie Ałły Chrzanowskiej magia działa się na co dzień. Od małego wiedziała, jakim liściem owinąć skaleczony palec, by się goił albo co przyłożyć na twarz, żeby zniknęły pryszcze. Babcia wołała ją, gdy zaczyniała ciasto, a dziadek – kiedy cieliła się krowa. Wpajali jej, że najwiekszą magią jest samo życie. Połączy się drożdże z mąką i mlekiem, a następnego dnia jest z tego bochen chleba, który żywi całą rodzinę – czyż to nie magia? Wsadzisz w ziemię suche ziarno, a po kilku dniach masz zielony kiełek – czyż to nie magia?

Rodzice się rozwiedli, kiedy miała cztery lata. W rzeczywistości role rodziców pełnili dziadkowie, pradziadkowie zaś – role dziadków. Mama praco- wała jako nauczycielka w Białymstoku i zabrała tam córkę na stałe, kiedy ta skończyła dziesięć lat. Ale Ałła nie pokochała nigdy miasta, odstawała od tamtejszych dzieci, więc w każdą niedzielę, na każde ferie i wakacje pędziła do dziadków na wieś. Gdy skończyła 13 lat, poprosiła prababcię, by nauczyła ją tarota. Wcześniej by nic nie wskórała, bo w domu twardo przestrzegano zasady, iż dzieciom przed okresem dojrzewania nie wolno pracować z energiami.

– Prababcia położyła przede mną pierwszą kartę Wielkich Arkanów, Głupca, i kazała się jej przyglądać dwie, trzy minuty. Potem zabrała Głupca i kazała szybko napisać w zeszycie, jak karta wyglądała i z czym się kojarzyła. Pracowałyśmy w ten sposób całe wakacje, po kilka godzin dziennie. Nikt nigdy więcej nie uczył mnie tarota. Do dziś zalecam uczniom tę metodę poznawania kart.

Zapamiętała też na całe życie inną radę prababci – że notatki najlepiej robić ołówkiem, bo nie płowieje. Gdy więc jako licealistka zainteresowała się ludową medycyną, uzbrojona w zeszyt i ołówek wyruszyła na białostockie wsie poznawać zielarki i szptuchy. Przez kilka lat spędzała wakacje na spisywaniu ich opowieści. Takiej babci Paraskiewy ze wsi Miedwieżyki na przykład nie zapomni do końca życia. Ludzie mówili, że ma sto lat i panicznie się jej bali, ponieważ karmiła węże mlekiem. A że węże po prostu lubią mleko, więc na podwórko szeptuchy przypełzały jak do bufetu.

– Dwa lata ją prosiłam – wspomina Ałła Chrzanowska – żeby opowiedziała mi, jak się kiedyś żyło. Nie chciała. Któregoś dnia, gdy akurat u niej byłam, w sąsiedztwie pszczoły użądliły dziecko. Przylecieli do mnie po ratunek. Szybko znalazłam na łące odpowiednie ziele, roztarłam, przyłożyłam, obrzęk zaczął schodzić. Nie wiem, co sobie Paraska pomyślała, ale wieczorem przyszła do mnie sama. Była akurat pełnia księżyca, a ona zabrała mnie na łąkę, zaczęła objaśniać, jakie zioła się teraz zrywa, jak się je suszy, na co i jak stosuje.

Wiedzę miała niesamowitą, wszyściutko znała na pamięć. Kiedy pytałam, ile ma lat, odpowiadała, że urodziła się „dobrze za cara”. „Dobrze za cara” skończyła również gimnazjum. Gdy już wpuściła mnie do swej chatynki w lesie, na rozpadających się półkach ujrzałam książki Tołstoja i Dostojewskiego. Ot, po prostu wybrała takie życie…

Ałła Alicja Chrzanowska zaczęła stawiać ludziom tarota, gdy okazało się, że z nauczycielskiej pensji nie da się utrzymać drugiego męża – studenta, dziecka i psów. W miesiąc od dnia, kiedy dała ogłoszenie do lokalnej gazety, miała tak wielu klientów, że zrezygnowała z pracy w szkole i po siedem, osiem godzin dziennie stawiała karty. Ludzie dzwonili po poradę o świcie i o północy, w Wielkanoc i w wigilię Bożego Narodzenia. Gdy więc finansowo stanęła na nogi, pomyślała sobie: dosyć. Zamiast wróżyć, postanowiła wydawać książki o magii, tarocie, astrologii i wszelkiej innej wiedzy tajemnej, dzięki której ludzie będą pomagać sami sobie.

W ciągu dziesięciu lat wydała w Ars Scripti-2 30 książek. Kilkanaście jest jej autorstwa (w sumie napisała dotychczas 28), wiele przetłumaczyła z języka rosyjskiego, jak na przykład 13 tomów Wrońskiego. Zarządza wydawnictwem, trzy, cztery razy w roku jeździ na wykłady do Moskwy, dla przyjemności zajmuje się układaniem psów. Z Moskwy przywozi walizki książek ezoterycznych i naukowych, które czyta i decyduje, co przetłumaczyć, a co opracować i przekazać uczestnikom wakacyjnych obozów, które organizuje od lat w Supraślu.
Książki pisze mąż Ałły – angelolog Andrzej Załęski, cały czas pisze książki także ona sama. Materiałów ma nieskończenie dużo. Wiadomościami zdobytymi od pradziadków, dziadków, polskich i rosyjskich nauczycieli, białostockich szeptuch zapisała… 77 zeszytów.

Ubolewa tylko, że nie ma w zeszytach informacji najcenniejszej – modlitwy, którą dziadek przywracał ludziom zdrowie. Otrzymał ją w tajemniczy sposób. Otóż gdy przyszła mama pani Ałły miała trzy latka, zapadła na zapalenie opon mózgowych. Była wojna, o lekarstwach nie było mowy, lekarz zalecił jedynie zimne okłady. Kiedyś dziadek wracał o zmierzchu do domu i postanowił się pomodlić pod przydrożnym krzyżem. Zobaczył zmięty papier. Rzucony byle jak, wyglądał jak śmieć. Dziadek go podniósł. Gdy stwierdził, iż jest tam treść modlitwy, usłyszał wewnętrzny głos, że ta modlitwa uleczy jego córkę i innych ludzi, lecz pod warunkiem, że nigdy nikomu nie ujawni jej treści.

Córeczka dziadka wyzdrowiała i jako jedyna w całej rodzinie nie przejawiała nigdy zdolności paranormalnych. Dziadek do końca życia uzdrawiał tą modlitwą chorych parafian, czego Alicja nieraz była świadkiem. I nieraz prosiła o nauczenie jej tej cudownej modlitwy. Dziadek, choć bardzo swoją wnuczkę kochał, nigdy nie uległ jej prośbom, a kartkę spalił na trzy dni przed śmiercią.

Pytam, czy sama sobie też stawia tarota. Ałła Alicja Chrzanowska odpowiada, że nie, ale wyciąga niekiedy trzy karty, aby się na przykład upewnić co do decyzji wydawniczych.
– Natomiast, tak jak mnie uczyli dziadkowie, często wróżę sobie z przyrody. Na przykład dziś rano, kiedy piłam na dworze kawę, przeleciał nad podwórkiem kruk. Leciał z zachodu na wschód, więc pewnie z zachodu otrzymam propozycję czy wiadomość. Ponieważ to był kruk, więc szybko nie nadejdzie… Jeśli uważnie obserwuje się świat i słucha intuicji, to i tak się wie, co będzie dalej.

Jeśli uważnie rozglądamy się dookoła, to przestrzeń i otaczające nas energie dostarczą nam wszelkich informacji. Odwiedziła kiedyś wybitnego moskiewskiego astrologa, Awiessałoma Podwodnego. Wizyta się przedłużyła, więc gospodarze zaproponowali nocleg. Awiessałom z żoną mieszkają w wieżowcu, gdzie aż roi się od karaluchów. Pani Ałła na wieść o tym trochę się przeraziła, a wtedy astrolog stwierdził: „Trzeba umieć korzystać z przyrody. Chcesz, bym ci powróżył z karaluchów?”. Chciała, bo tak dziwacznej wróżby nie znali nawet jej dziadkowie.

Kiedy kładli się spać, miejsce w kuchni, gdzie nocą zwykły spacerować insekty, astrolog wysypał mąką. Rano przyjrzał się dokładnie, jaki karaluchy „narysowały” wzór. Na tej podstawie zapowiedział trzy zdarzenia. Wszystkie potem naprawdę nastąpiły…

– Bo jeżeli ktoś ma dobry kontakt z wszechświatem i z samym sobą, może wróżyć nawet z karaluchów biegających po mące – śmieje się Ałła Chrzanowska. – Cała magia po prostu jest w nas.


Anna Frankowska

Źródło: Wróżka nr 10/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl