Dziewięć lat samotności
Szukała ukojenia w ramionach przypadkowych kochanków – dilera narkotyków, muzyka punkowego, z którym nawet wzięła ślub i po paru latach się rozwiodła, antykwariusza, który zabrał ją w podróż do Azji, wierząc, że w ten sposób wyrwie ją z nałogu. Próbowała. Poddała się kuracji odwykowej, nagrała płytę, wystąpiła w teatrze i wróciła do punktu wyjścia. Ale coś się w niej jednak zmieniało. Krytycy muzyczni zauważyli, że nowe nagrania Marianne nie są już prostymi rockowymi piosenkami, lecz dramatycznymi wyznaniami kobiety po przejściach. Kobiety coraz bardziej dojrzałej i szukającej nowej drogi. W roku 1985 podjęła przełomową decyzję. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych zgłosiła się do słynącej z drakońskiego rygoru kliniki odwykowej w Minnesocie.
„Byłam ciężkim przypadkiem – napisze w autobiografii – ale udało się”. Mówiąc precyzyjnie – „prawie się udało”, gdyż po zakończonej kuracji zamieszkała w Bostonie z poznanym w klinice Howardem Tose, jeszcze cięższym przypadkiem. On nie wytrzymał i zaczął się szprycować, ona pod jego wpływem też się złamała. Tose miał już jednak tak wyniszczoną psychikę, że odurzony i zamroczony wyskoczył przez okno z 14. piętra.
Jego śmierć do tego stopnia wstrząsnęła Faithfull, że powiedziała: „Dość!” i ostatecznie zerwała z nałogiem. Wyjechała do Irlandii, zaszyła się w wiejskim domu na głębokiej prowincji. Jak najdalej od wszelkich pokus.
– Czułam się bardzo samotna, mimo to spędziłam tam sama ze sobą dziewięć lat – mówiła w rozmowie z dziennikarką Lynn Barber. – Nie było łatwo, ale dziś jestem zadowolona.
Pozostała „baśniową bestią”, która nie ujawnia sekretów swojej kryjówki ani tego, co się w niej działo. Ogranicza się do stwierdzeń typu: spacerowałam, myślałam, pracowałam. Ale okładka pierwszej płyty, jaką nagrała po wyjściu z nałogu, mówi bardzo dużo – tylko dwa kolory. Czarne tło i wsparta na dłoniach biała twarz artystki, spuszczony wzrok, głęboka, pełna smutku zaduma. Na dobrowolnym wygnaniu nie wiodła życia ascetki. Przyjmowała znajomych, wyjeżdżała na spotkania z muzykami i producentami, jednak kategorycznie odmawiała udziału w jakichkolwiek przyjęciach. Zawarła trzecie małżeństwo, które przetrwało niespełna dwa lata, równie szybko kończyły się związki z innymi mężczyznami. Przyczyna była zawsze ta sama – oni chcieli poszaleć, ona już wiedziała, do czego prowadzi „dionizyjskie życie”.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.