Projektanci mody Jola Słoma i Mirek Trymbulak kochają zwierzęta, więc to dla nich oczywiste – nie zjadają ich. I kochają jeść, a kuchnia daje im olbrzymie pole do popisu. Pod jednym warunkiem – nikt i nic nie może ucierpieć.
Co projektanci mody robią w kuchni?
Jola: Gotują (śmiech). Każdy człowiek w którymś momencie swojego życia zaczyna ze sobą rozmawiać. O tym, jak chce żyć i co jest dla niego ważne. Ja zaczęłam dosyć wcześnie, miałam sześć lat. Zadawałam trudne pytania nie tylko sobie, ale również dorosłym, na przykład, skąd bierze się mięso i czy musimy zjadać zwierzęta? Nie otrzymałam satysfakcjonującej odpowiedzi.
W moim domu gotowała mama.
Cudownie karmiła rodzinę. Dzięki niej jedzenie było prawdziwą ucztą. Kiedyś powiedziała mi: „Żeby nie wiem jak bardzo przyszło ci się pokłócić z kimś bliskim twojemu sercu, pamiętaj, że nigdy nie możesz odmówić podania miski ciepłego jedzenia ani jej przyjęcia”. Ludzie muszą dzielić się jedzeniem. Tak robimy. Dzielimy się z innymi swoimi kulinarnymi pomysłami, eksperymentami. Własną kreatywnością. W pewnym momencie, byłam już wtedy z Mirkiem, dojrzeliśmy do decyzji, żeby zostać wegetarianami. Wtedy trzeba było jeszcze bardziej uruchomić kreatywność. Zaczęliśmy kombinować tak, aby kuchnia bezmięsna była równie pomysłowa, ciekawa i smaczna, jak ta z mięsem.
Mirek: Jeżeli człowiek jest kreatywny w pracy, to nie przestaje tworzyć w domu. Artysta nie potrafi ograniczyć swojego twórczego spojrzenia na świat tylko do dziedziny, w której realizuje się zawodowo. Przygotowywanie jedzenia jest jedną z podstawowych czynności, zajmującą sporą część życia. Dlatego zawsze staramy się włożyć w nią głowę i serce. Po to, by życie miało jakość.
Bycie artystą nie przeszkadza Wam przypadkiem w pracy?
Jola: Zdecydowanie pomaga. Daje świeżość spojrzenia. Jeśli czegoś nie potrafię, to sobie to wymyślę. Trochę tak, jak z szyciem. Bierze się kawałek materiału, upina w specyficzny sposób i dzięki temu uzyskuje nowe spojrzenie na tkaninę, zaszewki, sposób upięcia.
Mirek: Artysta postrzega świat kompleksowo. Zwraca uwagę na kolor, zapach, smak i proporcje. To pozwala tworzyć ubrania, przedmioty, wnętrza, jedzenie. Czasami jednak życie artysty bywa mało przyjemne, zwłaszcza gdy otoczenie albo jedzenie właśnie nie jest piękne i pachnące, a zmysły przecież pozostają zdecydowanie wyostrzone.
Każdy może sobie poradzić w kuchni. Trzeba ją tylko pokochać i chcieć rozbudzić swoją kreatywność.
Ryb też nie jadacie?
Jola: Nie jemy ryb, nie jemy jajek i staramy się ograniczyć nabiał. Teraz próbujemy zostać weganami. Robię w kuchni różne eksperymenty. Nie chcę rezygnować ze smaków, ale z przemocy, do której ludzie się z wielką łatwością posuwają, żeby je uzyskać. Jestem przekonana, że energia zawarta w produktach pozyskanych przez agresję przechodzi do potrawy i odbija się na życiu zjadaczy. Kiedy byłam młoda, bardzo podobały mi się ludowe mądrości. Widać to w naszej pierwszej książce, gdzie próbowaliśmy przemycić do kuchni trochę ogólnoludzkich prawd. Jedna, bardzo prosta i oczywista, szczególnie utkwiła mi w pamięci: „Nie zbudujesz swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu”.
Mirek: Przemysł mleczarski też nie jest fair. „Nieprzydatne” zwierzęta trafiają na rzeź, a te „przydatne” również nie są traktowane w godny sposób. Ryby? Skoro nie rosną w doniczkach, nie lądują na naszym talerzu. Zdecydowanie ładniej wyglądają w oczku wodnym.
Macie swój kulinarno-kuchenny dekalog albo kilka żelaznych przykazań, oczywiście poza niejedzeniem tego, co pochodzi od zwierząt?
Jola: Tak. Staramy się z szacunku dla siebie samych i ludzi, którzy będą nasze potrawy smakować, nie kłócić się w trakcie gotowania, gotować z uśmiechem i przyjemnością, a nie z obowiązku. Nie dopuszczam też podjadania w trakcie. Owszem, próbuję, ale to się wiąże z kolejnym przykazaniem – zachowaniem higieny.
Mirek: W naszej kuchni nie ma kosztowania zupy czy innego dania tą samą łyżką, którą za chwilę będę tę zupę mieszać. Jest do tego spodeczek i oddzielne sztućce. Kolejna rzecz – kiedy czegoś nie dojem, nie wrzucam do ogólnego garnka, żeby następnego dnia to wszystko podgrzać.
Uważacie się za dobrych kucharzy?
Jola: Nie. Myślę, że po prostu staramy się gotować smacznie dla nas samych. Każdy ma swój gust i nie każdemu pewnie nasz sposób, na przykład, doprawiania odpowiada. Nie ma globalnego smaku. My swojego nie możemy nikomu narzucać.
Mirek: A poza tym nie jesteśmy kucharzami i może od tego powinniśmy zacząć. Bo to pokazuje, że każdy może poradzić sobie w kuchni. Trzeba ją tylko pokochać i chcieć rozbudzić swoją kreatywność. Tak jak we wszystkim, warto wiedzieć, ile ma się czasu na przygotowanie i zjedzenie posiłku i zaplanować odpowiednio poszczególne czynności. Jola czasem stara się zorganizować wielką ucztę, kiedy na przygotowanie jej mamy tylko 10 minut. Wtedy studzę jej zapał, bo to ja jestem w naszym związku od logistyki.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.