Mózg traktuje wspomnienia jak coś, co należy albo głęboko schować przed świadomością, albo „udoskonalać”. W rezultacie nic, co zapamiętujemy, nie jest w naszych wspomnieniach takie, jakie było w rzeczywistości.
Na pozór wygląda to prosto. Dzięki zmysłom odbieramy z otoczenia informacje, które docierają do układu limbicznego, czyli części mózgu odpowiedzialnej za ocenę emocjonalną tego, co się nam przydarzyło. Jeśli układ limbiczny uzna, że to naprawdę ważne, kieruje je do kory mózgowej, gdzie zostaje odciśnięty trwały ślad (zwany fachowo engramem) i pozostaje tam na zawsze jako wspomnienie, które w każdej chwili może być wywołane ponownie.
Im więcej naszych emocji powiązanych jest z jakimś zdarzeniem, tym trwalszy jest jego ślad w pamięci. A jedyne sytuacje, które przechowujemy w niezmienionej formie, to te, które zagroziły naszemu życiu. Rzeczy ocenione jako nieistotne mózg przechowuje w pamięci krótkotrwałej i po jakimś czasie się ich pozbywa. To, co zostaje, podzielone jest na trzy części. Pamięć reflektorową – tam składane są zdarzenia wyjątkowe. Wspominane, automatycznie przywołują one na myśl nie tylko samo zdarzenie, ale też większość z tego, co miało miejsce w dniu, kiedy do niego doszło.
Pamięć semantyczną – umiejętność prowadzenia samochodu, pisania, czytania i tysiące innych zdolności potrzebnych nam do codziennego życia. Powtarzamy je tak często, że nawet nie uświadamiamy sobie, iż za każdym razem nasz mózg musi sobie je przypominać. I wreszcie na najbardziej kapryśną i w najmniejszym stopniu zależną od świadomości – pamięć osobniczą. Dzięki niej możemy niczym w wehikule czasu poruszać się po własnym życiorysie i wracać do przyjemnych lub nieprzyjemnych zdarzeń, które były naszym udziałem.
Tyle tylko, że ten wehikuł porusza się po krainie tylko z pozoru odtwarzającej nasze życie. Pamięć osobnicza jest bowiem tą częścią pamięci, która ciągle ulega przemianom i w rezultacie nic, co uznajemy za prawdziwe zdarzenie z naszego życia, nie pozostaje w niej takie, jakie było w rzeczywistości. Kilka lat temu międzynarodowy zespół neurologów i psychologów udowodnił to w bardzo wymowny sposób. Oto grupie mężczyzn w wieku 48 lat zadano pytania dotyczące ich dzieciństwa, relacji z rodzicami, kolegami. Pytania takie same, jak te, które postawiono im 34 lata wcześniej.
reklama
Okazało się, że warto było czekać. Ich odpowiedzi w zasadniczy sposób różniły się od tych, których udzielili jako nastolatkowie. W wieku 14 lat prawie 90 procent z nich przyznawało, że od czasu do czasu dostawało w skórę. 34 lata później tylko 30 procent pamiętało, że tak było. W ich wspomnieniach zmieniło się nieomal wszystko, o czym mówili, mając lat 14 i, co ciekawe, w ogromnej większości obraz dzieciństwa był o wiele piękniejszy, wyidealizowany. W swoich wspomnieniach zmienili na lepsze nawet to, co przed laty odbierali jako przykre lub uciążliwe.
Psycholog Daniel Schacter twierdzi, że zwykliśmy wspomnienia traktować jak stałe zdjęcia z albumu rodzinnego, tymczasem nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością. Ulegają one zmianie pod wpływem kolejnych doświadczeń, poglądów, nowych informacji, a czasami sugestii. Te ostatnie potrafią sprawić, iż przypominamy sobie nawet to, co… nigdy nas nie spotkało. Głośnym przykładem tego typu „fałszywych wspomnień” jest historia Beth Rutherford, opublikowana w „Le Monde”. Ta 19-latka w czasie sesji psychoterapii „przypomniała sobie” z najdrobniejszymi szczegółami, że w dzieciństwie była molestowana seksualnie przez ojca i że ten zmusił ją do poddania się aborcji. Dziewczyna przeżyła szok i złożyła doniesienie na policję.
Szczegółowe śledztwo wykazało, że zeznania Beth są efektem pojawienia się „fałszywej pamięci” na skutek sugestii, jakiej uległa, odpowiadając na pytania psychoterapeuty. Badania lekarskie dowiodły, że Beth jest dziewicą, a jej ojciec dawno poddał się operacji wycięcia nasieniowodów. Eric Kandel, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny, przekonany jest, że pamięć osobnicza to splot prawdziwych zdarzeń i naszej wyobraźni. Według badacza pamięci psychologa Douwe’a Draaismy dzieje się tak dlatego, że mózg nie lubi „niedokończonych” historii – wszelkie luki w pamięci uzupełnia więc, opierając się na tysiącach innych zdarzeń, w których brał udział. Poza tym z czasem dziesiątki podobnych zdarzeń nakładają się na siebie i mózg pewne fragmenty łączy losowo. I wreszcie dlatego – i jest to powód najważniejszy – pamięć ta nie służy przeszłości, ale teraźniejszości.
Często zapominamy, że wspomnienia, jak wszystkie inne funkcje mózgu, mają służyć przede wszystkim naszemu dobremu funkcjonowaniu. Być może dlatego też, jak głosi jedna z hipotez, po 60. roku życia gwałtownie wzrasta tak zwany efekt reminiscencji, czyli skłonności do życia wspomnieniami. Nasza codzienność zaczyna się robić przewidywalna, powtarzalna, więc uciekamy myślami do czasów, kiedy wszystko było dla nas nowe i emocjonujące. A mózg robi, co może, by nam tę podróż ułatwić.
Efekt reminiscencji, choć nie został całkowicie zbadany, wydaje się niezwykle ważny, występuje bowiem u wszystkich bez wyjątku i nie ulega zahamowaniu nawet u osób chorych na demencyjne uszkodzenia mózgu. Jest zapewne ważnym czynnikiem obronnym, podobnie jak zjawisko spychania do „niepamięci” zdarzeń bardzo przykrych, które bez końca rozpamiętywane, mogłyby doprowadzić do głębokiej depresji.
To, w jaki sposób nasze wspomnienia ulegają przekształceniom, zupełnie nie zależy od nas (poza przypadkami świadomego fałszerstwa). Nie ma sposobu, by móc w pełni zapanować nad swoją pamięcią osobniczą. Mózg decyduje za nas, co zapamiętamy, co wyrzucimy. Znane są co prawda przypadki występowania tak zwanej fenomenalnej pamięci fotograficznej, jednak jej istnienie zazwyczaj pociąga za sobą rozmaite schorzenia mózgu. Mimo że każdy z nas chciałby mieć pewnie jak najlepszą pamięć, ta doskonała może być źródłem poważnych kłopotów.
Rosjanin Solomon Szereszewski pamiętał dosłownie wszystko. I skończył jako klaun na jarmarku popisujący się swoją fenomenalną pamięcią. Mógł niewiele więcej, bo w wieku około 40 lat zagubił się w gąszczu informacji, które zapamiętywał. Nie był w stanie oddzielić rzeczy ważnych od nieistotnych. I, podobnie jak Jill Price, Amerykanka obdarzona pamięcią idealną, za swój sukces uważał nie to, że coś zapamiętał, ale to, że coś udało mu się zapomnieć.
Nie martwmy się zatem, że nasza pamięć osobnicza czasem szwankuje, traktujmy ją jak film, który choć zmienia scenarzystę, dostarcza nam przecież niekończącej się rozrywki. Fakty możemy sprawdzić w encyklopedii. Nie dawajmy też głowy za prawdziwość naszych wspomnień, bo możemy ją szybko stracić – ślady w pamięci ciągle się zmieniają. I warto, by nasz układ limbiczny właśnie ten fakt odcisnął trwale w korze mózgowej.
Nasza pamięć potrafi działać niczym mechanizm obronny. Wybiera informacje, żeby nas chronić.
Jerzy Gracz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.