Jeszcze jako dziecko miałam wyjątkowe sny. Widziałam w nich miejsca, rzeczy, z którymi nigdy nie spotkałam się w rzeczywistości. Najczęściej był to duży stary budynek. Na klatce schodowej wisiało lustro, a nad nim olbrzymi obraz z jakimś namalowanym portretem. Sen wracał na przemian z innym. W tym drugim śniłam, że ubrana na biało znajduję się w białej sali, z białymi szafami i szpitalnymi łóżkami.
Po ukończeniu szkoły podstawowej postanowiłam kontynuować naukę w liceum medycznym. Moja mama złożyła za mnie dokumenty. Do budynku nowej szkoły weszłam dopiero pierwszego września. Na klatce schodowej zobaczyłam olbrzymie lustro z mojego powieszonym nad nim dużym portretem patrona naszej szkoły – Janusza Korczaka. Kiedy miałam pierwsze zajęcia na sali demonstracyjnej (nauki zawodu), kolejny raz ogarnęło mnie zdziwienie. Weszłam do sali z mojego drugiego snu. Trochę mnie to wszystko zaniepokoiło, ale szybko o tym zapomniałam, zresztą sny już nie wracały. Po jakimś czasie zaczęły nachodzić mnie kolejne. Tym razem stałam gdzieś w znajomym dla mnie miejscu i nagle zaczynała zalewać mnie woda, płynęła ze wszystkich stron, jej poziom cały czas się podnosił, a ja nie mogłam ani jej zatrzymać, ani przed nią uciec.
Sny powtarzały się ciągle, a ja bałam się coraz bardziej. W końcu na jakiś czas zniknęły, ale po kilku latach wróciły – jako rzeczywistość. Był okres przed Wielkanocą, w końcu zaczęliśmy szykować się z mężem do przeprowadzki do nowego domu. Już prawie wszystko było przewiezione. Wtedy przyszedł tata i powiedział, że woda z rozpuszczającego się śniegu zaczyna spływać od strony lasu w kierunku mojej miejscowości. Kiedy tam dotarłam, natychmiast przypomniał mi się mój sen. Dobrzy ludzie pomogli mi uratować dom. Całe podwórko i ogrodzenie uległo zniszczeniu, jednak sam dom na szczęście ocalał. Teraz boję się każdego snu. Nie lekceważmy tego, o czym śnimy.
Monika
dla zalogowanych użytkowników serwisu.