W liceum miałam przyjaciółkę Wandę. Mieszkałyśmy w tej samej dzielnicy, ale dość daleko od siebie. Ja w bloku, ona w domu z ogrodem. Zrujnowana w czasie wojny willa nie należała jednak do jej rodziców.
Zamieszkiwały ją cztery rodziny, które dostały taki przydział z kwaterunku. Żaden z mieszkańców nie garnął się do remontu ani na zewnątrz, ani wewnątrz domu. Traktowali swój pobyt tam tymczasowo. Wszyscy dorośli byli pracownikami huty i odkąd poznałam Wandę, czekali na przydział mieszkań w osiedlu blisko ich zakładu pracy. Dziwiło mnie to trochę, bo dom wydawał mi się mimo zaniedbania piękny i tajemniczy zarazem, ale z drugiej strony rozumiałam tęsknotę Wandy za własnym miejscem, gdzie nie ma wspólnej kuchni, w której stoją trzy lodówki, wspólnej łazienki i ubikacji zamykanej na klucz. Wanda mieszkała z rodzicami w jednym pokoju na wysokim pierwszym piętrze. Olbrzymie okno z szerokim parapetem wychodziło na dziki ogród, w którym nikomu z mieszkańców także nie chciało się nic robić. Po lekcjach, gdy jej rodzice byli jeszcze w pracy, a pracowali na tak zwane zmiany, siadywałyśmy jak dwie kotki spragnione słońca w otwartym oknie i opowiadałyśmy sobie różne historie, czytałyśmy sztuki teatralne z podziałem na role (Wanda marzyła o studiach aktorskich), słuchałyśmy ulubionych płyt.
Któregoś dnia opowiedziała mi historię ze swojego dzieciństwa. Tak jak teraz my, usiadła na parapecie z lalką w rękach i spuściła nogi za okno. Nagle poczuła silny podmuch, jakby ktoś otworzył drzwi i zrobił się straszny przeciąg (tyle że drzwi pozostały zamknięte), który zepchnął ją…w dół! Skręciłaby kark, gdyby tuż nad ziemią ktoś nie złapał jej w ramiona. Zapytałam dramatycznie: „Kto?!”. A ona spokojnie odpowiedziała: „Mój Anioł Stróż”. Postukałam się w czoło z niedowierzaniem, ale ona mówiła to całkiem poważnie. Odtąd ciągle opowiadała mi o aniołach, a 2 października zawsze zanosiła kwiaty do pobliskiego kościoła, ponieważ w tym dniu Kościół katolicki obchodzi święto Aniołów Stróżów. Od Wandy dowiedziałam się, że swojego Anioła Stróża można w modlitwie prosić o różne rzeczy, ale zawsze prośba musi prosta i poparta wiarą w jej sens i powodzenie. Anioł nie musi jej spełnić natychmiast. I zazwyczaj tak się nie dzieje.
Wanda przecież od lat modliła się o własny pokój w nowym mieszkaniu. Sprawa administracyjnie ciągnęła się już tak długo, że rzeczywiście pozostawała tylko wiara w pomoc nadprzyrodzoną. I wreszcie stało się. Tuż przed maturą rodzina Wandy dostała upragnione mieszkanie. Przydział przyspieszyło odnalezienie przedwojennego właściciela willi czy też jego spadkobierców. Wanda przed wyprowadzką poradziła mi, żebym poprosiła swojego Anioła Stróża o możliwość zamieszkania kiedyś w tym domu, który przecież pokochałam bardziej niż ona. Sprawa była nierealna, ale żeby sprawić Wandzie przyjemność, poprosiłam na głos „swojego anielskiego opiekuna” o interwencję, jeśli – dodałam za jej podpowiedzią – droga, która do tego celu prowadzi, będzie dla mnie właściwa i przysporzy mi szczęścia.
Po maturze dostałam się na architekturę. Jako jedną z prac semestralnych przygotowałam plan odbudowy dawnego domu Wandy. Willa nadal stała opuszczona i niszczała. W następnym roku pojechałam na wakacje do Szkocji. Tam poznałam Tomasza. Miał polskie korzenie. Jego dziadek, polski lotnik, po wojnie osiadł w Edynburgu i założył rodzinę. W ramach reprywatyzacji niedawno odzyskał nieruchomość należącą do jego rodziny. Tomasz przedstawił mnie dziadkowi. W trakcie rozmowy poczułam, że ktoś szepcze mi do ucha: „Pokaż mu zdjęcie”. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że to mój Anioł Stróż. Bo któżby inny? Wyjęłam z portfela zdjęcie domu Wandy. Okazało się, że to willa dziadka Tomasza! Jeszcze przed ukończeniem studiów odbudowaliśmy ją według moich planów i niedawno zamieszkaliśmy w niej po naszym ślubie.
Małgorzata K.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.