Świat się śmieje!

A jeśli się nie śmieje, to powinien. Bo śmiech ma same zalety. Obniża ciśnienie krwi, dotlenia mózg, przeciwdziała depresji... Terapię śmiechem stosuje się przy leczeniu nowotworów. Jak się śmiać, opowiada Jacek Golański, prowadzący zajęcia z jogi śmiechu.

Świat się śmieje!

Masz chyba przyjemną pracę?

Tak, to wyjątkowo miły sposób spędzania czasu. Swoje zajęcia nazwałem jogą śmiechu za hinduskim lekarzem Madanem Katarią, który opracował ją w latach 90. XX wieku. Typowa sesja jogi to 15-20 minut prostych ćwiczeń rozweselających, przerywanych spontanicznymi salwami niepohamowanego, leczniczego śmiechu. Pytanie – po co ludzie mają ćwiczyć w celu wywołania śmiechu. Dzieci w wieku przedszkolnym śmieją się około 300 razy dziennie, dorośli tylko około 14 razy. To zdecydowanie nie jest wystarczające, warto śmiać się częściej.

Co daje nam śmiech?

Doktor Kataria chciał sprawdzić prawdziwość przysłowia, że śmiech to zdrowie. Myślał wyłącznie o korzyściach fizycznych. Przekonał się, że śmiech działa dobrze na układ immunologiczny, co gwarantuje, że wpływa na wszystko. Wentyluje płuca, dotlenia mózg i inne organy wewnętrzne, poprawia krążenie. Jest przecież pewnym rodzajem wysiłku fizycznego. W czasie, gdy się śmiejemy, mięśnie brzucha masują organy wewnętrzne, a pozostałe mięśnie, kurcząc się i rozluźniając, uwalniają nas od napięć i poprawiają samopoczucie. Do krwiobiegu uwalniane są endorfiny i inne hormony, które kojąco wpływają na nasz stan psychiczny. Każdy, kto się śmiał, wie, jak to działa.

Podobno sztuczny, wymuszony śmiech, a nawet już uśmiech dają takie same korzyści.

Tak, zbadali to amerykańscy psychologowie. Dawali ludziom ołówek i kazali wkładać do ust tak, by powodował napięcie tych mięśni, które uczestniczą w uśmiechaniu się. Z kwestionariusza, który wypełniali, wynikało, że mają oni lepsze samopoczucie. Ciało „wie”, że jeśli ma dobry humor, mamy taką, a nie inną minę. Jeżeli więc uśmiechniemy się nawet na siłę, organizm reaguje dobrym samopoczuciem.

Na czym polegają zajęcia z jogi śmiechu?

Na tym, żeby się śmiać. Wystarczy chwila wolnego czasu i dobre chęci. Często ludzie, sugerując się nazwą „joga”, przychodzą na zajęcia ze sportowymi butami na zmianę i w dresie, a to zupełnie niepotrzebne. Można wpaść z ulicy, by po prostu się pośmiać.

Opowiadacie sobie dowcipy?

Właśnie nie. Słowo „joga” sugeruje, że nie ma żartów, są za to ćwiczenia. To jednak tylko pretekst, żeby się śmiać. Idealnie byłoby powiedzieć: „Uwaga, na trzy, cztery śmiejemy się”. I tak czasem robię, ale to wystarcza do pięciu minut. Ludzie potrzebują odrobiny formy, jakiegoś uporządkowania. A poza tym otwarcia się. Często przychodzą nieśmiali, skuleni, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami, ze wzrokiem wbitym w podłogę. Nie jest to pozycja sprzyjająca śmiechowi i dobrej zabawie, ćwiczenia pomagają im się przełamać.

Jakie to ćwiczenia?

Część z nich nakazuje coś robić z rękami – klaszczemy, wkładamy palce w uszy, witamy się. Cokolwiek, żeby nie stać w tej zamkniętej pozycji. Często wprowadzam do ćwiczeń bezpieczny dotyk, delikatne masaże. Jeżeli ktoś się rusza, pobudza się psychofizycznie, a to zawsze wzmaga emocje.

I każde takie ćwiczenie ma się zakończyć śmiechem?

Tak, a nawet zacząć. Na początku, w środku i na końcu ma być śmiech.

Po prostu się wygłupiacie?

Tak. Nigdy nie spytałem ludzi, na ile oni wierzą w to, że te ćwiczenia są śmieszne. Wymyślamy je na bieżąco. Pokazuję cztery, pięć przykładów, a potem, jak grupa jest już trochę zgrana, proszę uczestników, żeby sami je wymyślali. To doskonale wpływa na kreatywność. Na początku ludzie boją się i dziwią, że jak to, że naprawdę mogą i jakim prawem. Ale potem jakoś się przełamują. Kiedyś wymyślili coś takiego – wszyscy mieli się odwracać, a w tym czasie ktoś na tablicy pisał jakieś słowo. Pojawiły się: wiadro, dusza i koniec. Jak każdy wie, to szczyt poczucia humoru – napisać „wiadro” na tablicy. Ale zadziałało i wszyscy się śmiali. Myślę, że ludzie dają się nabrać. Same w sobie ćwiczenia w ogóle nie są śmieszne, ale śmieszą. To, które często prezentuję, polega na zrobieniu kroku do przodu, klaskaniu, kroku do tyłu i klaskaniu dwa razy. Nie domyśliłbym się, że jest to forma komedii, a jednak ludzie się śmieją do rozpuku. To jest tylko pretekst, nadanie formy.

A to nie jest tak, że w grupie śmiech jest zaraźliwy?

Tak i na to właśnie liczę. Są ewidentnie zaraźliwe śmiechy. Zawsze ci bardziej śmiali pomagają nieśmiałym. W najmniejszej grupie, którą prowadziłem, trzyosobowej, śmiech podszyty był jednak zażenowaniem, pewnym skrępowaniem. Raz zdarzyło mi się prowadzić jogę… dla samego siebie. Nikt nie przyszedł na zajęcia, więc pomyślałem, że skoro już tu jestem, to będę się śmiał. I udało się, bez żadnych ćwiczeń, po prostu się śmiałem.

Kto przychodzi na jogę śmiechu?

Nie ma reguły. Rozstrzał wieku: od dziesięciu do 60 lat. Po równo kobiety i mężczyźni. Czasem ludzie przychodzą i mówią, że to jest chore – tak się śmiać prawie bez powodu. A potem przychodzą znowu i znowu, i przyprowadzają znajomych, i dalej przychodzą. Najcenniejsze jest dla mnie, kiedy widzę, że ludzie nieśmiali na jodze śmiechu pokonują swoje bariery.

Pytałeś, z jakimi oczekiwaniami ludzie przychodzą na zajęcia i co z nich wynoszą?

Mówią, że chcą się wyluzować, rozładować stres. Ktoś kogoś przyprowadza, bo uważa, że komuś przyda się otwarcie, więcej spontaniczności. Inni donoszą, że potem cały tydzień mają lepszy, poprawa humoru przychodzi na dłużej. Dużo osób przyznaje, że później z większą łatwością śmieją się w miejscach publicznych, w jakichś grupach, mniej się krępują własnego śmiechu.

reklama
Źródło: Wróżka nr 7/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl