Nauczyciele rozmaitych technik medytacyjnych przekonują nas, że to właśnie ich metody są najlepsze. Jednak czasem najskuteczniejszym sposobem medytacji jest odejście od wskazówek mistrzów.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat mieszkańcy Europy zaczęli poznawać wschodnie techniki medytacji. Odkryto też „na nowo” wiele zapomnianych sposobów medytacji od wieków wykorzystywanych na naszym kontynencie. Same techniki medytacyjne można podzielić na kilka grup. Na pracy z oddechem opierają się na przykład hatha joga, pranajama, liczenie oddechów, niektóre rodzaje masażu, metody relaksacyjne czy trening autogenny Schultza. Technikami medytacji wykorzystującymi zmysł wzroku są przeróżne odmiany wizualizacji, patrzenie w jeden punkt, rozmywanie wzroku w przestrzeni, rysowanie i kontemplacja mandali lub zajmowanie się snami i wizjami. Dla zmysłu słuchu medytacją może być rytmiczne bębnienie, mantrowanie, czyli powtarzanie pewnych fraz lub długich modlitw i śpiewów.
Jeśli potraktujemy ruch naszego ciała jako medytację, to okaże się, że w tej grupie znajdą się nie tylko tai-chi, chi kung, medytacyjne, uważne chodzenie w stylu zen czy niektóre sporty walki, ale także wirowanie derwiszów, ruch autentyczny czy poranne przeciąganie się! Czasem medytacją może być nawet taniec taki jak tango. Wydaje się, że tak wiele technik medytacyjnych powstało po to, byśmy mogli oddziaływać na wszystkie nasze zmysły oraz dlatego, że różnimy się od siebie. Jedna osoba może być dobra w malowaniu, inna w śpiewaniu, jeszcze inna w tańcu. Sposoby medytacji także powinny być dobierane do naszych wrodzonych zdolności i życiowej sytuacji.
Bo jeśli mamy odpowiednią postawę, wszystko może stać się medytacją. Znam mistrzynię zen, która ma czworo dzieci. Kiedyś zapytałem ją, kiedy znalazła czas, żeby medytować. Odpowiedziała, że uważne wychowywanie dzieci to właśnie główna część jej praktyki. Inna wielka mistrzyni buddyjska z Indii Dipa Ma, poradziła kiedyś młodej kobiecie, która właśnie urodziła dziecko, żeby karmienie niemowlęcia stało się jej główną medytacją, aby skupiła się tylko na tym zajęciu ze stuprocentową uwagą oraz energią. Karmiąca, kobieta niepiśmienna, zaczęła postępować w ten sposób i osiągnęła wielki postęp nie tylko w medytacji, ale także w rozumieniu buddyjskich nauk.
Okazuje się jednak, że dość często wskazane jest odejście od wskazówek mistrza lub wielowiekowej tradycji po to, aby odnaleźć indywidualną, najwłaściwszą drogę. Gdy zaczniemy docierać do własnych sposobów medytacji, może się okazać, że choć wydają się one sprzeczne z zasadami stosowanymi w tradycyjnych szkołach, dla nas są w danej chwili najlepsze. Niektóre typowe i szeroko stosowane zalecenia dla adeptek medytacji i rozwoju wewnętrznego mogą okazać się nawet szkodliwe dla zdrowia.
Na przykład wielu psychologów i nauczycieli jogi kładzie nacisk na rozluźnienie, masaż i relaks w sytuacji, gdy jesteśmy zbyt napięci i od tego napięcia bolą nas mięśnie karku. Jednak nie zawsze jest to właściwe postępowanie. Przy takim podejściu zapomina się o tym, że napięcie, które gromadzi się w karku, może być ważne, a rozluźniając się, nie dowiemy się, dlaczego i w jakim celu nasze ciało wytworzyło napięcie w taki sposób i w tym miejscu. Bardzo często najlepszym sposobem pozbycia się takich napięć na stałe jest chwilowe ich wzmocnienie.
Pamiętam, że pracowałem kiedyś z kobietą, która chronicznie napinała mięśnie karku oraz ramion i cierpiała na skurcze boleśnie unieruchamiające jej szyję. Praktycznie co trzy dni odwiedzała masażystę, ale zabiegi niewiele pomagały. Zdesperowana kobieta trafiła w końcu do mojego gabinetu, a ja słuchając historii jej choroby, pomyślałem, że skoro nie pomogły masaże i inne zabiegi fizjoterapeutyczne, to zapewne skupienie się na napięciu, a nawet jego powiększenie może w przypadku tej pani okazać się najskuteczniejsze. Zaproponowałem zatem, żeby zamiast rozluźniać się, jeszcze bardziej zwiększyła napięcie w okolicy szyi. Kobieta doskonale wiedziała, jak to zrobić i po chwili prawie całkowicie schowała głowę między ramionami. Zdumiewające, że potrafiła trwać w bardzo nietypowej postawie przez co najmniej dziesięć minut praktycznie bez ruchu, a ja wyłącznie lekkimi dotknięciami oraz nielicznymi słowami zachęty pomagałem jej jak najgłębiej wejść w bardzo głębokie i wyjątkowe doświadczenie.
Znalazła się w głęboko medytacyjnym stanie, choć nigdy w życiu nie praktykowała żadnej medytacji. Nagle jakby otrząsnęła się i krzyknęła z triumfem: „Już wiem! To była medytacja drapieżnego ptaka – napięcie w karku i w górze ramion jest jak wielka, uwięziona moc skrzydeł, które gwałtownie pragną się rozprostować. Od tej chwili będę latać jak sokół, wypatrywać łupu i błyskawicznie po niego sięgać”. Porozmawialiśmy jeszcze o tym, gdzie w jej życiu najbardziej potrzebna jest postawa drapieżnego sokoła, co jej nie pozwalało wcześniej tego robić oraz o tym, co może zagrażać tej nowej postawie i jak najskuteczniej wprowadzać ją w życie, po czym opuściła mój gabinet i dopiero po dwóch latach przypadkowo spotkaliśmy się u wspólnych znajomych.
– Jak tam bóle szyi? – zapytałem.
– Jakie bóle? – odpowiedziała trochę żartem, a trochę z zaskoczeniem.
Po krótkiej rozmowie okazało się, że jej spontaniczna medytacja, w której wystąpiła postać zrywającego się do lotu sokoła była dokładnie tym, czego najbardziej potrzebowała w tamtym czasie w swoim życiu. Nie wchodząc w dalsze szczegóły, dodam, że kobieta cierpiąca na bóle karku nie tylko rozwinęła skrzydła w swoim życiu, ale również zapomniała, co to jest ból szyi.
Jeśli chcesz spróbować najbardziej naturalnej medytacji, która wypływa z Twoich własnych potrzeb, a nie z usłyszanych instrukcji, to poszukaj spokojnego miejsca i nie spiesząc się, zwróć uwagę na to, jak oddychasz, policz kilka razy oddechy od jednego do dziesięciu, a potem zadaj sobie pytania: „Co takiego dostrzegam, czego jeszcze przed chwilką nie zauważałam? Czy coś szczególnego widzę, słyszę albo czuję?”. Następnie skoncentruj się na najsilniejszym albo najbardziej nieznanym doznaniu lub spostrzeżeniu. Wzmocnij to doświadczenie, aby jeszcze lepiej je poczuć, widzieć lub słyszeć. Jeśli coś widzisz, to zobacz bardziej, wyraźniej, dokładniej, dodaj brakujące szczegóły. Jeśli coś słyszysz, to posłuchaj uważnie, co to za dźwięki lub głosy, o czym mówią, kto w Twoim wnętrzu mówi albo śpiewa itd.
Jeśli coś czujesz, to zbadaj, czego doświadcza Twoje ciało: bólu, rozkoszy, nieznanych odczuć, stłumionych uczuć? Wzmocnij to, co czujesz. Możesz skupić się na jednym obszarze ciała, ale możesz także rozprzestrzenić swe doznanie na całe ciało i otaczający Cię świat. Następnie spróbuj zobaczyć to, co czujesz, usłyszeć to, co widzisz, poczuć to, co słyszysz i tak dalej. Początkowo może to być trudne, bo wymaga twórczego podejścia. Na przykład odczuwane w ciele pieczenie może stać się widzianym ogniem, który wydaje dźwięk huczącego ogniska. Dla kogo są te wszystkie doświadczenia? Kto je przeżywa? Po co to wszystko się pojawia i w jakim celu? Kiedy już zyskasz odpowiedzi, spróbuj zastanowić się, czy i w jakim obszarze życia możesz wykorzystać informacje, które właśnie do Ciebie dotarły...
Robert Palusiński
Autor jest terapeutą Psychologii Zorientowanej na Proces,
tłumaczem książek Arnolda Mindella,
członkiem zespołu Akademii
Zorientowanej na Proces w Warszawie.
Prowadzi warsztaty rozwojowe i szkoleniowe
np. autorskie warsztaty dla mężczyzn)
oraz sesje terapeutyczne (także telefonicznie).
www.palusinski.strefa.pl
dla zalogowanych użytkowników serwisu.