Nieodgadniony całun z Turynu

Kilka tygodni temu watykański „L’Osservatore Romano” doniósł o odkryciu pewnego dokumentu. To stare pismo licznym zwolennikom teorii o sfałszowaniu całunu turyńskiego wytrąca z rąk jeden z argumentów.

Nieodgadniony całun z Turynu Barbara Frale, archiwistka od lat pracująca w Bibliotece Watykańskiej, długo nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Po wielu latach przekopywania się przez tony dokumentów natrafiła na niepozorną kartę papieru, która stanie się najprawdopodobniej ważnym argumentem przemawiającym za autentycznością całunu turyńskiego. I zmusi naukowców do ponownego zbadania tego tajemniczego płótna. Zwolennicy twierdzenia, że całun jest fałszerstwem, opierali swoją teorię między innymi na tym, że po ataku na Konstantynopol w 1204 roku wszelki ślad po tkaninie zaginął na 150 lat. Zakładano, że uległ on w tym czasie zniszczeniu, a dzisiejszy całun jest dziełem średniowiecznego artysty.

Pani Frale odnalazła jednak dokument, z którego wynika, że całun przez ten cały czas znajdował się w rękach templariuszy. W dokumencie można przeczytać, że w roku 1287 odbyła się ceremonia przyjęcia niejakiego Arnauta Sabbatiera do rycerskiego zakonu. W jej trakcie zaprowadzono Arnauta do zamkniętego pomieszczenia, a tam pokazano mu długie płótno lniane, na którym odciśnięta była postać mężczyzny, i polecono, by trzykrotnie ucałował stopy odbitej na tkaninie postaci.

Z Edessy do Watykanu

Żeby zrozumieć doniosłość odkrycia pani Frale, trzeba poznać historię owej zadziwiającej relikwii. Tradycja głosi, że całun turyński jest płótnem, w które owinięto ciało Jezusa po zdjęciu go z krzyża i na którym odbił się obraz jego postaci. Dokładne badania losów całunu zawdzięczamy głównie historykowi Ianowi Wilsonowi. Według Wilsona, w noc zmartwychwstania apostołowie zauważyli, że na płótnie w cudowny sposób odbił się wizerunek Jezusa i postanowili je zachować dla przyszłych pokoleń. Chcąc uchronić całun przed zniszczeniem, wysłali go do króla Abgara, władcy Edessy (obecnie miasto Urfa w Turcji), który był zafascynowany Jezusem.

reklama

Po śmierci Abgara całun znalazł się w niebezpieczeństwie, bo prawnuk króla powrócił do pogaństwa. Biskup Edessy, obawiając się zniszczenia relikwii, ukrył ją we wnęce muru głównej bramy miasta. Przez 500 lat całun pozostawał w ukryciu. Znaleziono go w 525 roku. Emir Edessy przekazał go wtedy cesarzowi bizantyjskiemu Romanowi Lekapanosowi. Wizerunek został przeniesiony do Konstantynopola, gdzie 15 sierpnia 944 roku złożono go w blacherneńskim sanktuarium, obok szaty Matki Boskiej.

W 1204 roku czwarta wyprawa krzyżowa uderzyła na Konstantynopol. I właśnie wtedy całun zaginął. Odnalazł się w XIV wieku we Francji. Jego właścicielem był rycerz Gotfryd I de Charny. Pierwsze wystawienia całunu zorganizowała żona Gotfryda w 1356 roku. W 1453 roku sprzedano całun księciu Ludwikowi Sabaudzkiemu. Relikwia trafiła do książęcej kaplicy w Chambery. W 1561 roku jeden z potomków Ludwika Sabaudzkiego, książę Emmanuel Philibert, przeniósł całun do Turynu. W 1983 roku król Hubert II Sabaudzki przekazał go na własność Watykanowi.

Farba czy krew?

Historia całunu turyńskiego fascynuje nie tylko historyków, ale także naukowców innych specjalności. Bez ustanku badają go chemicy i biologowie. I choć wiele z tych analiz prowadzi na manowce, to niektóre wydają się wiarygodne. Przynajmniej w świetle dzisiejszej wiedzy. W 1978 roku wszechstronne badania całunu przeprowadziła grupa 40 naukowców z całego świata. Po kilku dniach i nocach nieprzerwanych analiz stwierdzono, że ciało widoczne na całunie turyńskim zostało uwiecznione w stanie śmiertelnego skostnienia, kiedy mięśnie sztywnieją, utrzymując ciało w pozycji zajmowanej w momencie śmierci.

Ustalono też, że wizerunek mężczyzny utrwalił się na tkaninie w 24 do 36 godzin po jego śmierci. Skrupulatne badania przeprowadzone przez lekarzy, fizyków i chemików dokumentują, że całun ukazuje człowieka, który zmarł na krzyżu. Wszyscy naukowcy biorący udział w badaniach zdecydowanie wykluczyli tezę, że wizerunek namalowano. Rok później ich orzeczenie zakwestionował pewien ekspert chemicznej analizy autentyczności dzieł sztuki. Doktor Walter McCrone zbadał pobrane z całunu próbki i oświadczył, że pokrywająca go warstwa bioplastyczna to żelatyna, którą niegdyś zabezpieczano farby. McCrone odnalazł też na próbkach całunu cząstki żelaznej ochry używanej dawniej do wyrobu brunatnożółtej farby oraz śladowe ilości cynobru i na tej podstawie orzekł, że zarówno wizerunek, jak i krew na całunie zostały namalowane.

Naukowcy z zespołu Hellera odparli atak, oświadczając, że oni również znaleźli żelazną ochrę, ale zaskoczeni niezwykłą czystością substancji poddali ją kolejnym analizom i odkryli, że jest ona produktem mikroorganizmów. Ponadto dostarczyli dowodów na to, że rdzawa substancja na tkaninie jest prawdziwą krwią ludzką z grupy AB. Profesor Heller podsumował ten spór stwierdzeniem: „Z całego całunu nie zebrałoby się dość czerwonej ochry czy cynobru na jedną kroplę krwi, a cóż dopiero na całą krew widoczną na nim. Czerwień, która zabarwia nici całunu, składa się wyłącznie z krwi, dlatego rozpuszcza się całkowicie w proteazie, roztworze używanym do rozpuszczania protein. Dowodzi to, że krew na nim nie zawiera żadnych barwników ani sztucznych dodatków”.

Całun turyński badano również innymi metodami. Na przykład pod kątem zawartości pyłków roślin. Stwier- dzono, że tkanina miała kontakt z kilkudziesięcioma pyłkami, a kilka z nich pochodziło z roślin, które można było spotkać jedynie w pierwszym wieku naszej ery w okolicach Jerozolimy. Historycy zauważyli także, że sposób tkania płótna zgodny jest z techniką rękodzielniczą, jaką stosowano w czasach życia Jezusa. Najwięcej zamieszania wywołały jednak próby określenia czasu powstania całunu metodą radiowęglową, czyli mierzącą aktywność promieniotwórczą zawartego w nich izotopu węgla.

1500 lat różnicy

Pierwszą taką analizę przeprowadził doktor Raymond Rogers. Wynikało z niej, że całun powstał między 1260 a 1390 rokiem. W 1988 roku kardynał Anastasio Ballestrero, kustosz całunu, ugiął się pod ciężarem dowodów naukowych i ogłosił, że relikwia jest podróbką. Triumf zwolenników tezy, że całun jest fałszerstwem, nie trwał jednak długo. Okazało się, że badanie było pomyłką. Doktor Orazio Petrosillo stwierdził, iż do analizy wykorzystano pocerowane fragmenty tkaniny. W 2002 roku Petrosillo dowiódł, że 40 procent całunu pochodzi z I wieku naszej ery, natomiast resztę rzeczywiście można datować na XIII i XIV wiek. To skutek wielu napraw dokonanych w przeszłości. Wyniki mastępnych badań dr Rogersa były jeszcze dziwniejsze. Naukowiec przeanalizował skład chemiczny tkaniny i stwierdził, że całun może liczyć od 1300 do 3000 lat!

Ostatnio badania nad ustaleniem daty powstania całunu turyńskiego podjęli naukowcy pod przewodnictwem profesora Christophera Ramseya z uniwersytetu w Oksfordzie. I znowu nie udało się osiągnąć wiarygodnego rezultatu. Wyniki, w zależności od próbki, wahają się od I wieku p.n.e. do XIV wieku n.e. Jedyny zysk to wniosek, że należy udoskonalić badania, gdyż technika, którą stosuje się teraz, sprawia, iż najmniejsze zanieczyszczenie obiektu może zmienić wyniki datowania nawet o 1500 lat. W tej sytuacji, by mieć pewność, pozostaje cierpliwie czekać na nowe technologie.


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 6/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl