Strona 1 z 2
Beztroska zabawa? Radosny bal przebierańców? To pozory. Tak naprawdę karnawał jest czymś innym. Mistycznym rytuałem pozwalającym zajrzeć do świata, którego granic bezkarnie przekraczać nie wolno…
Spośród wszystkich wynalazków, które pozostały nam w spadku po średniowieczu, kilka pozostaje „w użyciu” do dziś. Są to: drukowane książki i okulary, żeby dało się je czytać po nocy, nowoczesny system bankowy i karta bankowa zamiast gotówki, którą ktoś mógłby ukraść w drodze, karty do gry, destylacja alkoholu, ochrona praw autorskich i karnawał. Dwa ostatnie nierozerwalnie łączą się z Wenecją. Zwłaszcza karnawał.
Choć konkuruje z nim ten brazylijski, to przecież nie ma szans. Bo czyż półnagie ciała, cekiny i hałaśliwa parada na Sambodromo przygotowana tylko dla bogatych turystów, których stać na zakup wejściówek, mogą równać się z sekretnym, mistycznym, pełnym ukrytych symboli rytuałem zburzenia porządku świata, jaki w Wenecji przetrwał w swej prawdziwej, średniowiecznej postaci, znanej z obrazów Breughla i Boscha? Choć przebrania i rytuały znane były w całej Europie, to właśnie wenecjanie wynaleźli maski.
Wszystko na opak
Stało się to w roku 1204, kiedy bogaty szlachcic Enrico Dandolo sprowadził sobie z Konstantynopola muzułmańskie niewolnice. Kobiety islamu zasłaniały twarze niqabem – tak, że widać im było tylko oczy. Wenecjanie zrozumieli, że maska jest brakującym ogniwem karnawałowej całości. Stała się dla człowieka średniowiecza i renesansu tym, czym w naszych czasach nick dla bywalców internetowych portali: gwarancją bezkarności. A może tylko jej iluzją?
Człowiek średniowiecza żył w czasach trudniejszych niż obecne. Sprostać musiał surowym prawom boskim i królewskim, kościelnym i książęcym. Za cudzołóstwo zakuwany w kuny u furty kościelnej cierpieć musiał powszechne potępienie, za kradzież mógł położyć rękę. Awans społeczny zamknięty był nawet dla królewskich nieślubnych dzieci. Kto się rodził chłopem, chłopem niewykształconym umierał, a kto był księciem, choćby i głupcem był skończonym, żył otoczony szacunkiem i co kazał – wykonano. O zadowolenie jego duszy dbali zresztą poeci swoją sztuką. O mieszczańską albo chłopską duszę nikt się nie kłopotał.
Życie w takim świecie prowadziło do zbiorowych frustracji. A te groziły rewolucją. Dlatego właśnie średniowiecze wynalazło karnawał. Święty czas, kiedy to świat stawał na opak. Mieszczanin mógł pod maską udawać szlachcica. Chłopski syn mógł być królem karnawału. Żyd mógł nawet przemknąć z getta (to właśnie w Wenecji wymyślono getto) na plac Świętego Marka, bo w tradycyjnym karnawałowym czarnym płaszczu, białej masce i trójgraniastym kapeluszu wyglądał przecież tak samo jak każdy.
reklama
Dziś maską jest nick Błazen mógł kopać w tyłek przebranego biskupa. Bo uświęcone wiarą i tradycją wartości stawały na głowie. Bo na czas karnawału nie obowiązywały przykazania. Ani te kościelne, ani książęce. Boskie co prawda obowiązywały, ale szóstemu przykazaniu wiązało się na oczach przepaskę…Dziś jest łatwiej. Od leczenia duszy są spowiednicy, psychoterapeuci, radykalne wybaczanie i konstelacje Hellingera, od leczenia frustracji społecznych – kabarety polityczne. Dziś „moralne autorytety” w wirtualnych kawiarenkach głoszą, że „przykazania kościelne są passé”, a ludzkie podlegają nieustannym, „demokratycznym przemianom”.
Dziś można wejść do wirtualnej rzeczywistości i stworzyć sobie dowolny kostium: zmienić płeć, wiek, kolor oczu, imię. Nick stał się maską współczesnego karnawału, bo w wirtualnym świecie nie obowiązują żadne prawa. W średniowieczu nie było tak łatwo. Zwłaszcza w Wenecji, mieście, w którym ludzie nie mogli znieść tego, że wszyscy o wszystkich znają całą prawdę. W „małym, bogatym mieście z uliczkami tak wąskimi, że co krok spotykasz kogoś znajomego. Dziś nie ma tu żadnych samochodów, w których można byłoby ukryć się za przyciemnianymi szybami. Wtedy nie było żadnych karoc, żeby spuścić w nich zasłony. W Wenecji jest się nagim. Tak nagim, że ubranie nie wystarcza. Potrzeba kostiumu i maski”.
Kiedy upadają Anioły Wenecki karnawał do dziś rozpoczyna się symbolicznym upadkiem Anioła. To rodzaj rytuału, jako że karnawał w miejsce „codziennych”, świętych obrzędów wprowadził własne. W samym sercu świata, na placu Świętego Marka pomiędzy bazyliką – znakiem Kościoła, a pałacem dożów – znakiem władzy książęcej akrobata w anielskim kostiumie rzuca się w dół ze sławnej weneckiej wieży: Campanile.
To symboliczne zburzenie codziennego porządku świata – i boskiego, i ludzkiego. Od tej chwili wszystko staje na głowie. Chłopi zostają królami, książęta mieszają się z ludem w poszukiwaniu zakazanych przyjemności. Gubi się nawet znaczenie płci, które w prawdziwym świecie jest niezwykle istotne. Karnawał operuje przebraniem, które sprawia, że wszyscy stają się androgyniczni, są trochę kobiecy i trochę męscy, perwersyjni i niejednoznaczni. Już wtedy spełniało się marzenie tych, co toczą wojnę z homofobią. A to wszystko na ponad sześć stuleci przed wynalezieniem internetu.
Aby ułatwić przekraczanie granic, karnawał wykształcił swoją specyficzną kulturę. Z własnym językiem, dosadnym i rubasznym. To właśnie karnawałowej kulturze zawdzięczamy karierę wulgaryzmów, zakazanych przez codzienne normy obyczajowe i kościelne. Kiedy Rabelais wydał pierwszą „karnawałową” książkę w dziejach świata, „Gargantuę i Pantagruela”, do kultury wdarły się na pełnych prawach dosadne obrazy rozpusty, jedzenia ponad wszelką miarę, puszczania bąków i innych obleśności, których wcześniej literatura unikała jak piekielnego ognia.
Nie tylko słowa znaczą, ale i gesty. Te karnawałowe są nieobyczajne: pokazywanie gołego tyłka królowi lub znanego wszystkim gestu przedstawicielowi Kościoła. To podniecające, bo pozwala odreagować frustrację z powodu przykazań czy praw. Dodatkową podnietą jest przy tym uciecha z bezkarności. Zupełnie jak w internecie. Najgorsze kalumnie można przecież wylać na każdy autorytet zupełnie bezkarnie. I jeszcze nacieszyć się reakcją innych internautów.
Od upadku Anioła zaczynają obowiązywać inne prawa. I odmienne rytuały. Zamiast wskazań polityków – oświadczenia błaznów i trefnisiów. Zamiast koronacji księcia – koronacja króla karnawału. Może nim zostać każdy. Nawet tak pokraczny i szkaradny, jak sam Quasimodo. Zamiast religijnych ceremonii – karnawałowe: fajerwerki, bale i maskarady. Fajerwerki są jego świętym ogniem. Ich odgłos odpędza śmierć. To magiczny, pierwotny obyczaj, najświętszy sakrament w świecie na opak.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.