Strona 2 z 2
Żeby życie nabrało barw
Jeśli 75-letni multimilioner oświadcza, że droga do szczęścia nie musi prowadzić przez wyrzeczenia, nie ma powodu, by mu nie wierzyć. Ale same przyjemności nie wystarczą. Mają one bowiem tę podstępną właściwość, że szybko się do nich przyzwyczajamy. Przestają cieszyć, traktujemy je jak coś, co się nam po prostu należy i zaczynamy rozglądać się za następnymi. Ludziom zamożnym, których stać na zaspokajanie każdego kaprysu, grozi wpadnięcie w błędne koło – im więcej mają, tym więcej chcą, im więcej chcą, tym więcej mają, ale spełnianie kolejnych pragnień wcale nie czyni ich szczęśliwszymi. Dlaczego?
– Ponieważ ulotne, cieszące tylko przez chwilę przyjemności nie mogą zapewnić trwałego poczucia życiowego spełnienia – odpowiada profesor Martin Seligman. – Taki stan jest nagrodą za włożony w jego osiągnięcie wysiłek. Nie chodzi jednak tylko o to, by się napracować i zmęczyć. Prawdziwą satysfakcję daje pełne wykorzystanie własnych, często nie do końca poznanych, umiejętności, zalet i talentów. Dopiero gdy tak się dzieje, życie nabiera sensu i kolorów. Nie ma znaczenia, czy jest się bogatym czy biednym, liczy się to, że robimy, co lubimy, co nas pochłania, w co szczerze się angażujemy.
Matka Teresa z Kalkuty, która nie miała nic, i Bill Gates, który ma wszystko, doznawali podobnych, choć wynikających z zupełnie innych przesłanek, uczuć. Oboje mogli się cieszyć efektami tego, co zrobili: uboga zakonnica – wdzięcznością uratowanych nędzarzy i szacunkiem całego świata, bogaty przedsiębiorca – stworzeniem firmy, która ten świat podbiła.
Droga do marzeń
Nagrody, o których pisze Seligman, mogą być rozmaite. Teresa Mokrysz, założycielka firmy Mokate i jedna z najzamożniejszych Polek, mówi, że szczególną satysfakcję daje jej udane połączenie kariery biznesowej z życiem rodzinnym. Dziś w przedsiębiorstwie, które prowadzi wraz z mężem, pracują już także jej syn, córka i synowa.
Autorzy „Listy 100 najbogatszych Polaków” tygodnika „Wprost” oceniają wartość majątku pani Mokrysz na 335 milionów złotych, ale jak widać, fortuna nie przeszkadza jej w byciu szczęśliwą matką i żoną. Równie zamożna Irena Eris mówi, że „uważa się za osobę szczęśliwą, gdyż udało się jej przekształcić marzenia w rzeczywistość”. Marzyła o własnej firmie, zaczynała od mieszania kosmetyków w pralce „Frania”, dziś jest właścicielką jednej z największych firm kosmetycznych w kraju i – co podkreśla – od ponad 30 lat żoną tego samego męża.
reklama
Innych nagród, które pozwoliły mu uznać się za człowieka szczęśliwego, szukał Marek Kamiński. Dla niego własna firma była tylko narzędziem pozwalającym docierać do najbardziej niedostępnych miejsc na świecie. Jako jedyny człowiek zdobył w ciągu roku dwa bieguny, potem wspiął się najwyższy szczyt Antarktydy.
„Zobaczyłem kawał świata – pisze w swych książkach. – Czułem się szczęśliwy, stojąc na najwyższych wierzchołkach. Ale koron i biegunów jest tak wiele, jak bogata bywa nasza wyobraźnia. Każde marzenie to kolejny szczyt do zdobycia. Prawdopodobnie jednak nie osiągnięcie celu jest najważniejsze, lecz droga, która do niego prowadzi i to wszystko, co się na niej zdarza”. Słowa Marka Kamińskiego świetnie oddają życiową filozofię ludzi szczęśliwych. Oni nie stoją w miejscu, lecz dążą do tego, co dla nich najważniejsze. Nie ma znaczenia, czy jest to wychowywanie dzieci, hodowanie kwiatów w ogródku, występowanie w filmach, prowadzenie wielkiego biznesu.
Naukowcy wnikliwie przeanalizowali nie tylko związki między szczęściem i zamożnością, wzięli pod uwagę także wykształcenie, rodzaj pracy, miejsce zamieszkania, płeć badanych. I stwierdzili, że jest tyle samo szczęśliwych kobiet i mężczyzn, profesorów i robotników, ludzi młodych i w podeszłym wieku. Ale istnieje jeden czynnik, który to poczucie życiowej satysfakcji wyraźnie zwiększa, a jest nim okazywanie dobroci innym. Niezliczone eksperymenty psychologiczne wykazały, że daje to dużo większe i trwalsze zadowolenie niż przyjemności, jakich samemu się doświadcza.
Magiczne dobre uczynki
By się o tym przekonać, nie trzeba zresztą żadnych naukowych doświadczeń, wystarczy choćby przypomnieć sobie własne doznania, gdy zwróciliśmy uwagę ekspedientce w sklepie, że się pomyliła i wydała nam zbyt dużo reszty. Niby drobiazg, a chyba każdy, kto to zrobił, poczuł się jakoś lżej i lepiej. Podobnej satysfakcji dostarcza wrzucenie do puszki datku dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Ta magiczna moc dobrych uczynków udziela się wszystkim, niezależnie od stanu zamożności. Nie bez przyczyny tak wiele osób naprawdę bardzo bogatych angażuje się w działalność charytatywną. Bill Gates po tym, jak zajął pierwsze miejsce na listach najbogatszych ludzi świata, został również najhojniejszym filantropem. Sumy, które za pośrednictwem swoich fundacji przekazuje na cele dobroczynne, to już nie tysiące, ale miliardy dolarów.
– W naturę człowieka wpisane są zasady, które sprawiają, że los innych nie jest mu obojętny, a dla poczucia własnego szczęścia niezbędne jest mu szczęście innych – mówił w ubiegłym roku na spotkaniu elit biznesu i polityki w Davos. Są i tacy, którzy nie podzielają poglądów Gatesa. Na świecie nie brak sknerów i egoistów. Właśnie wśród nich trudno znaleźć szczęśliwych.
Szczęście daje pieniądze
To efekt kolejnej właściwości szczęścia. Okazuje się, że o uznaniu życia za udane nie decyduje ilość posiadanych pieniędzy, lecz znaczenie, jakie się do nich przywiązuje. Przeprowadzone również w Polsce badania wykazały, że im dla danej osoby pieniądze są ważniejsze, tym mniej jest zadowolona z tego, co osiągnęła. Nie potrafi się niczym cieszyć, gdyż albo drży o majątek, albo wszelkimi sposobami stara się go powiększać, co wpędza ją w stres. Nigdy nie czuje się spełniona, ponieważ zawsze wypatrzy w swoim otoczeniu kogoś, kto ma lepiej. Obca jest jej też radość z pomagania innym, bo liczy się tylko jej dobro.
Profesor Janusz Czapiński wskazuje na jeszcze jedną, zadziwiającą cechę szczęścia. Zgodnie z porzekadłem, pieniądze faktycznie go nie dają, ale za to ono może dać pieniądze! Ludzie otwarci na innych, pogodni, optymistyczni łatwiej nawiązują kontakty, są bardziej lubiani, mają więcej znajomych i w efekcie częściej otrzymują intratne propozycje, awansują i robią kariery.
– To, że komuś rosną zarobki, nie czyni go bardziej szczęśliwym, ale szczęśliwsi mogą liczyć na większy wzrost zarobków w przyszłości – wyjaśnia profesor Czapiński.
Wiele wskazuje więc na to, że dylemat, czy szczęście to możliwość zaspokajania pragnień, czy umiejętność dokonywania wyrzeczeń, jest sztuczny, gdyż szczęśliwi i tak osiągają to, czego chcą. A cała sztuka polega na poznaniu samego siebie i odkryciu tych prawdziwych, wynikających z charakteru i osobowości potrzeb. Każdy ma swoją miarę szczęścia. Jeśli dobierze ją właściwie, to niezależnie od tego, gdzie mieszka, ile zarabia, co posiada, może go zaznać.
Katarzyna Pomorska
dla zalogowanych użytkowników serwisu.