Strona 1 z 2
Czy żeby osiągnąć życiowe zadowolenie, musisz porzucić pieniądze, zrezygnować z sukcesu i zaszyć się w leśnej głuszy? Niekoniecznie, szczególnie jeśli spełnienie wciąż kojarzy Ci się z dobrobytem, karierą i przynajmniej odrobiną luksusu.
Aby być zadowolonym, nie dość jest mieć majątek, zdrowie czy urodę, lecz potrzeba znajdować w nich upodobanie – pisał w słynnym traktacie „O szczęściu” wybitny polski filozof Władysław Tatarkiewicz. To zdanie jest najkrótszą i najtrafniejszą odpowiedzią na pytanie, co to znaczy być szczęśliwym. Nieważne, co posiadasz, czym się zajmujesz, gdzie żyjesz – ważne, by odpowiadało to Twoim pragnieniom i autentycznym potrzebom.
Jurek Owsiak przy swych talentach organizacyjnych z pewnością bez trudu zarobiłby miliony jako menedżer lub przedsiębiorca. Czy jednak mógłby wówczas z czystym sumieniem zapewniać: „Jestem szczęśliwym człowiekiem”? Ma do tego prawo, bo zamiast dla siebie, gromadzi pieniądze dla innych, a właśnie w tym „znajduje upodobanie”. Inną drogę wybrał Bill Gates, który został najbogatszym człowiekiem świata. W wywiadzie dla telewizji ABC wyznał kiedyś, że olbrzymi majątek nie przeszkodził mu w cieszeniu się życiem. Poczucie szczęścia dawała mu realizacja marzeń o skomputeryzowaniu świata i stworzeniu własnej, potężnej firmy. Jego kariera to przekonujący dowód na to, że można być jednocześnie bogatym i szczęśliwym.
Stopnia zadowolenia z życia nie da się zmierzyć za pomocą żadnych urządzeń. Możemy je oceniać tylko według własnej, subiektywnej miary. Naukowcy, którzy starają się przeniknąć tajemnice szczęścia, analizując te oceny, dochodzą do zaskakujących wniosków. Na przykład takich, że poziom zamożności mieszkańców USA jest dziś trzy razy wyższy niż przed półwieczem, ale odsetek Amerykanów uważających się za szczęśliwych pozostał taki, jaki był pięćdziesiąt lat temu. Japończycy wzbogacili się aż sześciokrotnie, lecz w ich ogólnym samopoczuciu także nic się nie zmieniło.
Radość zapisana w genach
Wyniki te zdają się potwierdzać pogląd, że szczęście i bogactwo nie chodzą ze sobą w parze. To jednak tylko część prawdy. Okazuje się bowiem, że aż 70 procent amerykańskich milionerów uważa się za bardzo lub w miarę szczęśliwych. Co ciekawe, dokładnie tak samo mówi o sobie 70 procent przeciętnie zarabiających robotników i urzędników.
reklama
– Pieniądze i szczęście nie mają ze sobą żadnego związku – ogłosił więc profesor psychologii David Myers. – Niezależnie od tego, czy człowiek jest bogaty, czy nie, może być szczęśliwy lub nie. Genetyk i psychiatra profesor David Lykken nie tylko się z tym zgodził, ale opracował też teorię, która miała wyjaśniać, dlaczego tak się dzieje. Głosi ona, że podobnie jak wiele innych cech, również zdolność do bycia szczęśliwymi mamy zapisaną w genach. To one decydują, ile serotoniny i innych substancji chemicznych wpływających na nastrój i samopoczucie wydziela nasz mózg.
Na potwierdzenie tej hipotezy naukowiec przytaczał wyniki badań nad szczęściarzami, którzy wygrali miliony na loteriach. W pierwszym momencie wszyscy wpadali w euforię, snuli fantastyczne plany, ale już po roku, a najpóźniej po dwóch latach ci, którzy wcześniej nie potrafili się cieszyć życiem, ponownie stawali się smutni i ponurzy. Natomiast osoby zawsze pogodne i optymistyczne tak jak wcześniej tryskały radością i energią.
– Tak jak skłonność do tycia czy talenty artystyczne, również umiejętność cieszenia się życiem jest cechą wrodzoną – przekonywał profesor Lykken – i nie da się jej zmienić.
Nie kupisz zadowolenia Brzmiało to wyjątkowo pesymistycznie, bo oznaczało, że jednym szczęście jest pisane, a inni nigdy go nie zaznają. Nic więc dziwnego, że przygnębiająca teoria szybko doczekała się riposty.
– Nawet jeśli rodzimy się z zapisaną w genach skłonnością do nadwagi, dzięki odpowiedniemu stylowi życia i diecie mamy szansę na zachowanie zgrabnej sylwetki. To samo dotyczy szczęścia – odpowiedzieli psycholodzy przekonani, że człowiek może jednak wpływać na swój los.
Najpełniej ich poglądy wyraził przewodniczący Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego profesor Martin Seligman, autor popularnej również w Polsce książki „Prawdziwe szczęście”. W swych rozważaniach zwracał szczególną uwagę na różnicę między przyjemnościami a poczuciem życiowego spełnienia. To z mylenia tych pojęć wynika przeświadczenie, że ludzie, którym się powiodło, którzy zdobyli majątek i sławę, tak naprawdę nie są szczęśliwi.
Przyjemności można kupić, a im zasobniejszy portfel, tym bardziej rzucające się w oczy „zakupy”. Jednych stać na fajny ciuch czy obiad w dobrej restauracji, innych na diamentowe kolie i wille w ciepłych krajach. Te zewnętrzne oznaki zamożności są wdzięcznym tematem do plotek. Dlatego kolorowe pisma nieustannie raczą nas opisami rajskiego życia gwiazd. A potem delektują się ich upadkami, problemami z alkoholem, narkotykami i seksem, by stwierdzać, że pieniądze nie dały im szczęścia. Plotkuje się jednak głównie o perypetiach tych, którzy chcą się znajdować w centrum uwagi. Osobom naprawdę szczęśliwym nie jest to do niczego potrzebne.
– Dziś żyję w luksusie. Kiedy chcę, to kupuję restaurację, sprowadzam ekskluzywne samochody i najlepsze perfumy (…) Ale od 37 lat żyję z tą samą żoną. Czy można sobie wyobrazić rozkładówkę w gazecie o spokojnym zasypianiu starszej pary? – pytał retorycznie w wywiadzie dla „Wysokich obcasów” wybitny brytyjski aktor, zdobywca dwóch Oscarów, Michael Caine. Nie można.
I o czym tu pisać? Dlatego o takich artystach jak Caine pisze się rzadko. Bo nie wywołują skandali, nie prowokują swoim zachowaniem. Z hollywoodzkiego schematu, według którego sławny i bogaty aktor musi mieć nieuporządkowane i w gruncie rzeczy nieszczęśliwe życie osobiste, wyłamywał się – o czym również mało kto wiedział – nawet tak wielki gwiazdor, jak Paul Newman.
Dziennikarzy-plotkarzy nie ekscytowało to, że w małżeństwie doczekał niemal złotych godów (zmarł kilka dni przed 50. rocznicą ślubu), że prowadził dużą firmę produkującą żywność, a cały uzyskiwany z niej dochód – ponad ćwierć miliarda dolarów – przeznaczał na cele charytatywne. No bo jaka to sensacja w porównaniu z odsłoniętym biustem Paris Hilton, kolejną operacją chirurgiczną Michaela Jacksona czy wyskokiem Dody? I tak jak kariera Jacksona to dowód na to, że pieniądze szczęścia nie dają, tak życie Newmana i Caine’a pokazuje, że jednak mogą je dać.
– Kiedyś powiedziałem sobie, że gdy będę stary, nie chcę siedzieć bezradnie i żałować, że czegoś w życiu nie zrobiłem – wyznawał Michael Caine. – Najgorsze to myśleć: „Jaki ja byłbym szczęśliwy, gdybym wtedy nie zrezygnował z tej okazji”. Już wolę żałować rzeczy, które robiłem. Dlatego z całą pewnością mogę stwierdzić: „Jestem szczęśliwy”.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.