Pod Krzyżem Południa
Zmierzch zamienia się tu w noc momentalnie. Na Jawie nie ma „pośrednich” pór doby. Po 12 godzinach dnia następuje 12 godzin nocy. Na niebie pojawia się Księżyc, a zaraz po nim Orion, Syriusz, Krzyż Południa i kilkanaście innych gwiazdozbiorów, których na polskim niebie nie widać nigdy.
Kiedy zaczynamy oglądać fotograficzne trofea minionego dnia, okazuje się, że akumulatory zasilające aparat są na wyczerpaniu, a Rimba wciąż nie ma ropy do agregatu. Ale przecież Krakal to miejsce ludzi zaradnych. W sąsiedniej wiosce jest warung czynny całą dobę. W warungu jest agregat. Za kilka tysięcy rupii będziemy mogli podładować akumulatory.
Wsiadamy zatem w trójkę na skuter i wąską drogą wijącą się wśród pól manioku i kukurydzy jedziemy przed siebie, czując na skórze gorący powiew wilgotnego, lepkiego powietrza. Trzech dorosłych mężczyzn na jednym motorowerze to na ulicach Jawy widok powszedni. Jeśli na skuterze jadą dwie osoby, wtedy, mówiąc po wojskowemu, mamy „niedostan”.
Jedziemy zatem w ciemnościach, nie wiadomo dokąd, zdani na los, którego personifikacją jest w tym momencie Rimba. W pewnym momencie widzę po prawej stronie wzniesienie, a na nim tlące się świece. Zatrzymujemy się. To cmentarz. Jest nieogrodzony. W świetle Księżyca wyraźnie widać porastające go kępy pandanusów, drzewiaste paprocie, palmy kokosowe, krzewy bananowca. Pachnie storczykami. Na grobach leżą świeże owoce i stoją czajniczki z herbatą. To na wypadek, gdyby któryś z krzątających się tu duchów poczuł głód lub pragnienie. Ale to nie ze względu na te owoce i herbatę błądzimy o północy po jawajskim cmentarzu.
Jadąc, dostrzegłem coś, co wydawało mi się złudzeniem, ale okazuje się prawdą. W południowej części cmentarza, tuż koło świeżo usypanego grobu stoi wielkie małżeńskie łoże. Siedzi na nim dwoje ludzi. Trudno jest określić ich płeć i wiek. Obok pali się niewielkie ognisko, na nim czajnik z kawą. W powietrzu unosi się dziwna woń. Podobna do zapachu indyjskich konopi. Przypatrujemy się im z niedowierzaniem, oni zaś nie wykazują większego zainteresowania nieproszonymi gośćmi.
![]() |
Jawajskie rodziny wynajmują ludzi do pilnowania miejsc pochówku niedawno zmarłych. Obawiają się profanacji zwłok przez tygrysa. Gdyby do niej doszlo, zmarły z pewnością nie wybaczyłby im braku troski. |
Po śniadaniu robię kilka zdjęć pustej plaży. Potem pakujemy rzeczy i przygotowujemy motor do drogi.
– Co mogę dla ciebie zrobić? – pytam Rimbę, chcąc mu delikatnie zaproponować kilkadziesiąt tysięcy rupii.
– Opowiedz u siebie w kraju o jawajskiej wiosce, która nazywa się Krakal – mówi Rimba ze swoim łobuzerskim uśmiechem – Powiedz, że to ładne miejsce, że są tu piękne plaże, cisza, spokój, świeże rambutany i smaczne kraby. Niech turyści z Polandia tu przyjeżdżają. Powiedz, że potem już nigdy więcej nie będą chcieli jechać na Bali, do Tajlandii czy na Dominikanę.
– Na pewno opowiem o Krakal – obiecuję mu, ale widzę, że nie za bardzo mi wierzy. – Może nawet napiszę – dodaję.
Rimba uśmiecha się, wyciągając dłoń na pożegnanie. I tak się rozstajemy.
Piotr Jaskólski
dla zalogowanych użytkowników serwisu.