Moc jest po stronie kobiety

Kiedy poczułaś, że masz moc, żeby zaprogramować swoje życie?

To się chyba czuje w momencie, kiedy trafia się na odpowiedniego człowieka.

A jednak...

Ale trzeba siebie wcześniej poukładać na tyle, żeby wiedzieć, kogo się szuka (śmiech).

Przecież nie próbuję obalać Twojej teorii. I kiedy już znalazłaś...

Zawsze myślałam, że nie będę mieć dzieci. Bo one do mnie nie pasują, bo tego nie potrzebuję, bo o tym nie marzę i nagle okazało się, że nie ma nic istotniejszego. Nagle usiadłam obok właściwego człowieka, spojrzałam na niego i poczułam: chcę być matką, natychmiast. Nieważne, czy mam teraz zdjęcia, casting czy premierę. Tak dzieje się w momencie, kiedy trafiasz na kogoś, kto ma energię przypisaną właśnie tobie. I programujesz swoje życie...

Krok po kroku, już bez przeszkód?

Pomyślałam sobie kiedyś, że wolę, żeby ludzi mi zazdrościli, niż żeby mi współczuli. Okazywanie słabości światu mnie nie interesuje. To nie jest punktowane. Siłę daje mi medytacja. To jest forma uzależnienia. Dobrego, mądrego, takiego, które pozwala funkcjonować w świecie. Jest drogowskazem. Nic nie daje oczywiście stuprocentowej gwarancji sukcesu. Jesteśmy ludźmi, mylimy się, wstajemy złą nogą, dostajemy złe recenzje.... Ale ja to wszystko umiem dzisiaj przyjąć.

Jak przypominam sobie pierwszą sztukę, w której grałam, przechodzą mnie dreszcze. Byłam bliska utraty zmysłów, tak siebie punktowałam po każdym przedstawieniu, że nie czerpałam żadnej przyjemności z tego, że gram, że mogę stać na scenie. Doprowadziło mnie to do tego, że nie mogłam jeść, spać... Recenzje miałam bardzo dobre, ale uważałam, że na nie nie zasłużyłam. Już mi przeszło.

Bo polubiłaś siebie? Trzeba powiedzieć sobie któregoś dnia: jesteś ok?

Nie można siebie nie kochać. Masz tak naprawdę tylko siebie. Na sobie możesz polegać i budować. Na sobie możesz nawet budować drugiego człowieka. Nie ma powodu, żeby ciągle siebie chłostać.
Bo kto miałby wtedy mieć powód, żeby nas szanować? Często tak robimy: nie szanujemy siebie, a żądamy akceptacji od innych ludzi.

reklama

Przeszłaś przez to?

Zdecydowanie tak. I dobrze. Bo dzięki temu mam punkt odniesienia. Dzisiaj mam swoje szczęście w niepopularnej ciszy. W swoim wypracowanym spokoju. To on pozwolił mi na to, żeby zrobić coś dla innych ludzi. Na założenie fundacji im. Darii Trafankowskiej, która pomaga chorym aktorom. Równowaga dała mi siłę na mówienie o bólu, chorobie, o śmierci. Kiedyś nie potrafiłam o tym rozmawiać. Kiedy ktoś poruszał ten temat, uciekałam. Dosłownie.

Bałaś się?

I wydawało mi się, że jak nie będę o tym mówić, słuchać takich historii, lęk zniknie. Miksowałam się za każdym razem, a to do mnie nieustannie wracało. Dzisiaj, szukając pieniędzy na leczenie dla moich kolegów, rozpoznaję w ludziach ten swój strach. Rozumiem ich. Widzę w nich siebie.
Mnie ze śmiercią oswoiła właśnie Duśka. Pierwszy raz uczestniczyłam w odchodzeniu. Ona dała mi wielką szkołę życia... umierając. Nie przypuszczałam, że to może tak wyglądać. Przecież cierpienie jest cierpieniem, musi wychodzić na ciało, na twarz. A nie wychodziło.
Pokazała, że nie ma w tym nic strasznego. Kilka dni po śmierci przyśniła mi się i powiedziała: „Dorota, nie bój się, jak będzie czas, przyjdę po Ciebie”.
Już się nie boję! Już nie uciekam. I znowu przekonałam się, że ze wszystkiego w życiu można coś wyjąć i budować na tym siłę.

Trzeba w coś wierzyć?

W siebie. W siebie trzeba „ładować”, ile się da. Tylko należy wiedzieć co, mieć właściwy filtr. I to wcale nie znaczy, że nie można kupić sobie butów od Prady, bo to z założenia jest puste. Ważne, jak je nosisz. I jak przy tobie czuje się ktoś, kogo na takie buty nie stać. Wystarczy nie nosić ich z poczuciem wyższości. Nie przeginać.
Wokół nas są ludzie, powinniśmy czuć się za nich odpowiedzialni, po prostu. Emocjonalnie, czasami też materialnie. To nie znaczy, że jestem komunistką (śmiech). Trzeba sobie pomagać. W tym nie powinno być nic dziwnego, bo naprawdę nie ma nic szczególnego w tym, że wyłuskasz z siebie odrobinę dobroci. Mamy ją w sobie, żadna sztuka pomóc. I nawet wolno liczyć na wzajemność, na nagrodę. To, co zasiejemy, potem mamy prawo zebrać.

Nie muszę Cię pytać, czy jesteś szczęśliwa...

Ostatnio na babskim spotkaniu koleżanka powiedziała żartem: „Która jest szczęśliwa, niech podniesie rękę”. Pomyślałam sobie: może nie powinnam się wyrywać? (śmiech)


Karolina Morelowska

Fot. Forum

Źródło: Wróżka nr 2/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka