Księżna i kamerdyner

Na znajomości z księżną Dianą zarobili już jej tarocistka, astrolog, kwiaciarz, ochroniarze i kochankowie. Ale człowiek, który w ostatnich miesiącach wydał o księżnej książkę, był jej szczególnie bliski. To Paul Burrell - przez lata wierny kamerdyner i powiernik. Mówił o Lady Di: "mój boss". O nim mówiono: "brat Diany".

Księżna i kamerdyner Przez ćwierć wieku cieszył sie zaufaniem całej królewskiej rodziny. Zanim został kamerdynerem księżnej, przez 10 lat był osobistym kamerdynerem Elżbiety II (jako jeden z nielicznych widział władczynię Imperium w koszuli nocnej, kiedy nagle, w nocy, zachorował jeden z jej dziewięciu piesków). Mimo to, w styczniu 2001 roku został oskarżony o kradzież 342 przedmiotów z londyńskiej rezydencji księżnej Diany, pałacu Kensington. W spisie "skradzionych" rzeczy znalazły się listy (między innymi list od matki Teresy z Kalkuty i listy do księcia Williama), suknie, pudło z nocnymi koszulami, bicz należący do Karola, fotografie, kolekcja nagrań muzycznych oraz biżuteria. Wartość całego zbioru oszacowano na około 8 milionów dolarów.

Kamerdyner bronił się twierdząc, że jego pani powierzyła mu te przedmioty, by nie trafiły w niepowołane ręce. Policja nie chciała w to wierzyć, a siostra Diany, Sarah, skomentowała zeznanie: "Kamerdyner nie powinien mieć nic poza fotografią z autografem swojej pani i parą spinek do mankietów pana". Najbardziej zaskakujące było jednak zakończenie sprawy w listopadzie 2002 roku: nieoczekiwana interwencja Elżbiety II. Królowa oświadczyła, że Burrell już dawno jej wyznał, iż ma w domu wiele przedmiotów należących do Diany. Sprawa została umorzona.

Wielbiciele Di zarzucali Paulowi, że pisząc książkę, zdradził swoją panią. Autor wyjaśniał: - Napisałem tę książkę, bo byłem pozostawiony samemu sobie. Aresztowano mnie, oskarżono, policja zabrała wszystkie pamiątki po Dianie, podpalono mi sklep. Wprawdzie dzięki ingerencji królowej Elżbiety sąd umorzył sprawę, ale zrobiono to przede wszystkim ze względu na interes Imperium. Gdyby doszło do rozprawy, musiałbym wyjawić pewne sekrety, których rodzina królewska na pewno nie chciałaby wyciągać na światło dzienne. Tajemnic Diany nie zdradziłem; wiem, gdzie jest granica pomiędzy tajemnicą a tym, co powinno być ujawnione dla dobra mojego bossa.

Lady Di taktowała swojego kamerdynera jak bliskiego przyjaciela, któremu powierzała najgłębsze sekrety i którego prosiła o radę prawie we wszystkich sprawach. Wołała na przykład: - Paul, chodź tutaj! Które bardziej pasują do tej sukni od Versace?! Ubierała się właśnie w pośpiechu, szykując do jakiegoś "wielkiego wyjścia", na jednej nodze miała czarne, na drugiej cieliste rajstopy. Pokazując Paulowi obie nogi równocześnie, o mało nie spadła ze schodów.

reklama

Gdy zaczęła go zabierać w podróże po świecie, wielokrotnie dochodziło do zabawnych i niezręcznych sytuacji. Politycy i dyplomaci nie wiedzieli, jak mają traktować kamerdynera, który podczas oficjalnego przyjęcia zajmuje miejsce ramię w ramię z księżną, jak mają odnosić się do służącego, którego Diana radzi się, zanim zacznie przemawiać. Pewnego razu, gdy mieli zasiąść do obiadu z członkami rządu i korpusu dyplomatycznego Angoli, Diana zaproponowała: "Umówmy się, że razem wstaniemy i wyjdziemy z tego na pewno nudnego przyjęcia".

Gdy po jakiś czasie księżna oświadczyła, że jest zmęczona i musi się położyć, i to samo oznajmił kamerdyner - wszyscy zebrani osłupieli.
- Jak się ma dzisiaj "zarządca stada ogierów"? - witała nie raz Paula Diana. Była ładną, młodą, bogatą rozwódką, więc nic dziwnego, że Paul czasem cały dzień spędzał przy telefonie, przeganiając tłumy przystojnych i wpływowych mężczyzn, którzy adorowali księżną. Spotykała się z nimi w rezydencji swojej przyjaciółki, w ambasadzie Brazylii lub w mieszkaniu w pobliżu pałacu. Kamerdyner często pełnił rolę łącznika i kierowcy-przemytnika, przewożąc w bagażniku samochodu kochanków Diany. Innym razem podwoził ukrytą na tylnym siedzeniu księżnę - ubraną tylko w futro - pod same drzwi kolejnego wielbiciela. Wracając z nocnych eskapad, Diana lubiła dzielić się z Paulem uwagami na temat swoich mężczyzn. - Dupek - wściekała się na przykład po spotkaniu ze znanym aktorem. - Dupek i nudziarz. Nie mam zamiaru więcej się z nim spotykać.

Kamerdyner i księżna prowadzili listę wielbicieli uaktualnianą przez Paula kilka razy dziennie - na wzór listy przebojów. Lokata na niej zależała od tego, który "numer" danego dnia dzwonił, zapraszał czy przysyłał prezent. W Kensington słyszało się więc czasami takie oto dialogi:
- Numer siedem jest na linii i chce rozmawiać. Co mam zrobić, boss?
- Numer siedem wypadł poza pierwszą dwudziestkę - komenderowała Diana. - Rozłączyć!
- Ten Dodi jest OK, ale ja małżeństwa potrzebuję jak wysypki - śmiała się na kilka godzin przed odlotem do Nicei. - Nie podoba mi się, że zamyka się w łazience i pociąga nosem...
Powiernik wszystkich sekretów miłosnych i łóżkowych swojej pani jest pewien, że księżna Diana była po rozwodzie z Karolem przynajmniej raz "śmiertelnie zakochana", ale nie w Dodim Al-Fayedzie, lecz w pakistańskim kardiochirurgu Hasnacie Hhan. Bardzo chciała wyjść za niego za mąż, rozstali się jednak, bo utrzymanie związku było zbyt skomplikowane dla obu stron.

Zabawnie było być dzieckiem księżnej, uwielbiającej wszelkie niespodzianki. Któregoś dnia na przykład, gdy jej syn William został przywieziony ze szkoły i usiadł w salonie na kanapie, zza kolumny wyskoczyły trzy koleżanki Diany: Naomi Campbell, Claudia Schiffer i Christie Turlington. Otoczyły księcia i zaczęły szczebiotać. W taki sposób Diana postanowiła uczyć swego przystojnego syna, jak utrzymać dystans wobec pięknych kobiet.

- Fajne - skomentował tamto zdarzenie William - ale nie tak miłe jak Cindy Crawford (która kilka dni wcześniej "wpadła" na chwilkę do pałacu Diany)...
Księżna lubiła spontaniczne sytuacje. Potrafiła nagle krzyknąć do Paula, który akurat prał jej rzeczy: - Zawołaj żonę i dzieci! Idziemy na spacer do Hyde Parku!

Szybko wskakiwała w dżinsy i wędrowała z czwórką dzieciaków alejkami, siejąc zdumienie wśród spacerowiczów i turystów. Innym razem, też znienacka, decydowała się na porządki w szafie, rozdając pudła ze swoimi kreacjami znajomym i obcym paniom. Podczas nocnych eskapad potrafiła zatrzymać nagle samochód i wręczyć 200 funtów dziewczynom stojącym w bramie. - Znam je - tłumaczyła Paulowi. - Są bardzo biedne. Sprzedają się, żeby utrzymać swoje dzieci. Kazałam im zrobić sobie wolne i kupić ładne ciuchy.

Bez uprzedzenia odwiedzała szpitale i domy opieki, których była patronką. Potrafiła kilka godzin przesiedzieć przy umierającym chorym. Gdy obejmowała i przytulała do siebie dziewczynkę, której mina urwała obie nogi, nie robiła tego dla kamer i fotoreporterów, o co zawsze oskarżali ją cynicy. "Przytulam z nadzieją, że odczuje moją miłość i ciepło" - tłumaczyła ze łzami w oczach Di.

Podczas wizyty w Sarajewie księżna podeszła do łóżka, na którym leżał we własnych fekaliach niewidomy chłopiec. Wzięła go na ręce i mocno przytuliła. - Nie było wtedy ani kamer, ani dziennikarzy - wspomina Paul. Przełomowy był dla Diany rok 1992: wizyta w Kalkucie, u Matki Teresy i w jej przytułkach dla umierających bezdomnych dzieci. Gdy po jakimś czasie Matka Teresa przyjechała do Londynu, Diana pamiętała, by wysłać limuzynę po teściową Paula, która nawet nie marzyła, że pozna kiedyś swoją idolkę. Na pożegnanie Matka Teresa wręczyła księżnej różaniec z kości słoniowej, który zawsze potem leżał na biurku Diany...

Paul pamiętał, by zabrać go ze sobą do paryskiej kostnicy, kiedy wraz z księciem Karolem i siostrami księżnej pojechał po ciało Diany. Nie mógł się pogodzić z jej odejściem. "Chciałem otworzyć jej duże niebieskie oczy, chciałem, żeby się uśmiechnęła" - wspomina w książce. Wiedział, że jego pani wierzyła, iż przez jakiś czas po śmierci dusza krąży w pobliżu martwej fizycznej powłoki. "Wiedziałem - wspomina - że mój boss teraz potrzebuje mnie bardziej niż kiedykolwiek". Więc trwał przy zmarłej, gdy leżała na metalowym stole, przykryta pod szyję białym prześcieradłem, a jedyne kwiaty, jakie stały w pomieszczeniu, nie pochodziły od nikogo z bliskich, lecz od byłego prezydenta Francji, Valery'ego Giscarda d'Estaing. To Paul poprosił o ubranie księżnej w czarną suknię i włożenie jej w dłonie różańca od Matki Teresy. Wręczył też pielęgniarce ulubioną szminkę swojej pani, puder i czarne pantofle.

Gdy rodzina królewska zażądała od kamerdynera zwrotu kluczy od pałacu Kensington, odmówił. Księcia Karola, który wpadł któregoś dnia do pałacu i zaczął przeglądać papiery Diany, wierny kamerdyner nie spuszczał z oka ani na moment. Korespondencję Diany - kilka dni później - zniszczyła częściowo jej matka, Frances Shand Kydd, z którą księżna nigdy nie była blisko. Ile i jakie listy wyrzuciła matka, która na wieść o romansie córki z Arabem wyzwała ją od dziwek, nie dowiemy się nigdy...

Za swoją przybraną matkę Diana uważała żonę ambasadora Brazylii, panią Lucię Flecha de Lima. To ona zrobiła awanturę, gdy zobaczyła, że trumna z ciałem Diany stoi w kaplicy bez jednego kwiatka i jednej świeczki, podczas gdy przed pałacami Kensington i Buckingham leży morze kwiatów i kłębi się tłum Anglików pragnących oddać hołd "królowej ludzkich serc". Jednym z najintymniejszych wyznań Paula Burrella jest to, że po pogrzebie "bossa" całą noc spędził na podłodze w garderobie, przy otwartej szafie z sukniami Diany. "Ten, kto stracił kogoś bliskiego, zrozumie, dlaczego to zrobiłem"...


Tekst: Robert Alexander Gajdziński
fot.: corbis, East News


Połączył ich Księżyc w Wodniku


Wszystkich, których zdumiewa czy gorszy zażyłość księżnej Diany z Paulem Burrellem, odesłać należy do ich horoskopów.
Jej Słońce z Merkurym w znaku Raka mówi o bardzo silnej potrzebie dzielenia się emocjami i wrażeniami z innymi ludźmi. Po prostu lubiła pogadać. Potrzebowała też spokoju i przyjaznego otoczenia. Opozycje Księżyca do Urana oraz Marsa do Plutona w jej horoskopie urodzeniowym "zafundowały" jej bowiem wrodzony nieustanny, niczym nieuzasadniony niepokój, nadpobudliwość, skłonności do agresji i uporu.

Nagłe zmiany planów, "niespodzianki", o których pisze kamerdyner, Diana nie tyle lubiła, co czyniła "nakręcona" przez koniunkcję Marsa z Uranem. Na dodatek - jako "właścicielka" Księżyca w Wodniku - czuła po swojemu, oryginalnie, często w kontrze do całej reszty świata. Pewne elementy w horoskopie Paula są podobne. Merkury ze Słońcem w Bliźniętach, w sekstylu do Marsa, świadczą o tym, że miał - podobnie jak Diana - naturę gaduły.  (Może dlatego napisał książkę, by wyrzucić wreszcie z siebie tłumioną latami chęć opowiadania przeżywanych zdarzeń). Natomiast trygon Słońca i Merkurego do Księżyca w Wodniku oraz Jowisza w Wadze potęguje talent do komunikowania się, daje inteligencję, lotność umysłu, dobroć, szlachetność, łatwość adaptowania się w każdych warunkach.

Kontakt z Dianą był mu szczególnie miły ze względu na koniunkcję ich Księżyców w Wodniku. Tak samo postrzegali i rozumieli świat, byli w stanie dogadać się bez słów. Nie widać w tej znajomości podtekstów erotycznych. Planety mówią, że byli po prostu świetnie dobraną parą kumpli. Dla Diany kontakt z Paulem był terapią, relaksem, ukojeniem, którego tak bardzo potrzebowała po życiu u boku Karola. Kontakty z mężem - również za sprawą układu planet - zawsze były napięte i w każdej chwili groziły "eksplozją", choćby obie strony nie wiem jak się starały zachować spokój. Przy swym kamerdynerze Lady Di po prostu mogła być sobą; nie ma bowiem bardziej komfortowej relacji między dwojgiem ludzi niż ta, kiedy spotykają się ich dusze - dwa Księżyce w jednym znaku.


Anna Axis

Źródło: Wróżka nr 2/2004
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl