Działają na poziomie informacji, a więc bardzo szybko - wyjaśnia. - Zdarza się, że w pięć minut potrafią rozpuścić w człowieku blokadę energetyczną, której pozbycie się innymi metodami mogłoby trwać i kilka lat. Nie są lekarstwem, więc nie można ich przedawkować.
Nie powodują skutków ubocznych, nie można się od nich uzależnić. Działają bez względu na to, czy człowiek w nie wierzy, czy też nie, doskonale sprawdzają się w przypadku małych dzieci. Zbigniew Pląder zajmuje się esencjami dziesięć lat, czyli tyle, ile są obecne w Polsce. Na Zachodzie tworzono je, badano i stosowano już dużo wcześniej. Do nas jednak trafiły dopiero w 1993 roku, kiedy to pierwsze seminarium na ich temat poprowadził wielki następca wynalazcy esencji, doktora Bacha - niemiecki botanik Andreas Korte.
Pan Zbigniew był wówczas - jak sam określa - "człowiekiem poszukującym swojej ścieżki". Artysta malarz, absolwent Akademii Sztuk Pięknych, zajmował się jogą, filozofiami Wschodu, rebirthingiem. Wspólnie z żoną, także malarką, próbowali stworzyć własny nurt twórczości plastycznej, który nazwali malarstwem medytacyjno-afirmacyjnym. Z czasem narodzić się miała z tego terapia przez sztukę, dziś z powodzeniem stosowana przez Kazimierę Sękiewicz-Pląder. Jej męża, choć nadal maluje, niemal całkowicie pochłonęły esencje.
- Gdy zetknąłem się z Andreasem Korte - wspomina pan Zbigniew - po latach malowania obrazów i pracy z ciałem byłem już świadomy, jak wielki wpływ na człowieka mają jego myśli, otaczające go kolory i dźwięki. Wiedziałem, że myśl jest wibracją dysponującą tak wielką energią, iż wystarczy ona, by treść, którą niesie, zrealizować w materii. Fascynowały mnie wszystkie narzędzia pozwalające przetworzyć myślenie ludzi na siłę, która powoduje pozytywny rozwój, wolność od chorób fizycznych i psychicznych, samorealizację. Esencje wydały mi się dokładnie takim instrumentem...
Przyfrunęły dowody prawdy
Zanim przekonał się, jak na esencje reaguje człowiek, zobaczył na własne oczy, jak reaguje na nie przyroda. Andreas Korte, tak, jak to czyni na całym świecie, również w Polsce postanowił wykorzystać swoje preparaty do ratowania zanieczyszczonego środowiska naturalnego, konkretnie - wód. Państwo Plądrowie, wraz z kilkoma przyjaciółmi, towarzyszyli mu w podróży szlakiem jezior, rzek i stawów - od Jeziora Paprocańskiego w podkatowickich Tychach, aż po Jezioro Żywieckie w Beskidach. Wszędzie wrzucali "baterie", czyli butelki zawierające specjalne esencje - energetyczne wzorce zdrowej, czystej wody, mające za zadanie "przekazać" brudnej wodzie rzeki czy jeziora informację, dzięki której ta ostatnia podniesie swoją wibrację, rozpocznie proces samooczyszczania...
reklama
- Nie wszyscy dowierzali Andreasowi, że to może działać - wspomina Pląder. - Ale zaraz przy pierwszym zbiorniku zdarzyło się coś niezwykłego: gdy tylko wrzuciliśmy "baterię" do wody, ptactwo z całego jeziora spłynęło w to jedno miejsce. Nawet z przeciwległego brzegu, mimo że nie rzucaliśmy im jedzenia, a nieopodal siedzieli rybacy, którzy karmili ptaki. To było niesamowite doświadczenie.
Podobny eksperyment przeprowadzono później również w kilku największych polskich rzekach oraz w tatrzańskich źródłach, by spływająca woda oczyszczała tereny leżące poniżej. Na kolejną akcję, nad Bałtyk, znów przyjechał Andreas Korte. W dniu, w którym morskie fale pochłonęły "baterie", u wybrzeża zaobserwowano kilka delfinów i wieloryba, o czym następnego dnia napisała prasa...
Potęga w kropli wody Wkrótce potem grupka Polaków - w tym Zbigniew Pląder - pojechała na zaproszenie Andreasa Korte na międzynarodowy zjazd terapeutów uzdrawiających esencjami. Okazało się, że na świecie są już tych preparatów tysiące - nie tylko na bazie roślin, lecz także kamieni, minerałów.
- Dziś metody pozyskiwania energii kwiatów są całkiem inne niż w czasach Bacha - wyjaśnia pan Zbigniew. - Każdy twórca esencji wypracowuje sobie własną metodę, lecz łączy je jedno: nie trzeba zrywać i niszczyć rośliny. Wystarczy pomedytować, połączyć się mentalnie z kwiatem, poprosić o informację dotyczącą jego cech. Najlepszym nośnikiem tak pozyskanej informacji jest woda, więc specjalnymi sposobami nasyca się ją energią rośliny czy kamienia...
Zbigniew Pląder podaje przykład działania esencji jeżyny. - To roślina, która potrafi dbać o siebie - mówi. - Broni się kolcami, nie daje się wyplenić z raz zajętego terenu. Jej upór jest niezwykły: może na przykład wypuścić pęd, który będzie rósł ukosem w powietrzu, bez żadnego podparcia, tak długo, aż dosięgnie oddalonego pnia drzewa, wokół którego będzie się mógł opleść. Skutecznie przeciwstawia się wiatrom, burzom. Takich cech potrzebuje człowiek bezwolny, o małej sile przebicia. Esencja z zawartością energii jeżyny spowoduje, że stanie mocno na własnych nogach, zacznie upominać się o swoje, konsekwentnie dążyć do celu.
W praktyce nie jest to aż tak proste. U każdego człowieka ten sam problem wyrasta z innej przyczyny, więc dla każdego człowieka tworzy się indywidualną kompozycję uzdrawiającą. Z wizyty u Zbigniewa Plądra każdy wychodzi z jedną tylko buteleczką, lecz mieści się w niej kombinacja informacji, które mają pracować wyłącznie dla danej osoby. Jedne esencje przywracają właściwe funkcjonowanie ciału fizycznemu, inne działają przeciwlękowo i przeciwdepresyjnie, rozpuszczają "blokady" w odbiorze i przekazywaniu uczuć, usprawniają pracę umysłu, wspierają pamięć.
Kuracja trwa na ogół trzy tygodnie. Czasem jednak, w przypadkach bardzo szczególnych, na przykład przy mocno zadawnionych problemach, proces uzdrawiania musi trwać nawet kilka miesięcy. Pana Zbigniewa ostatecznie przekonało do esencji kilka przypadków niezwykłych uzdrowień. Na przykład chłopca męczonego przedziwnym tikiem. Wyrzucał na zewnątrz cały język, silnie go przy tym wykręcając, sprawiał wrażenie, jakby chciał się go pozbyć. Robił tak w zupełnie nieprzewidzianych momentach, dość gwałtownie, wielokrotnie sobie język przegryzł, trzeba go było nawet zszywać. Nim trafił do Plądra, odwiedził wielu lekarzy i psychologów. Bez skutku.
Kwiat przeciwko "Krzyżakom" - Zacząłem szukać przyczyny w psychice, także matki - wspomina pan Zbigniew. - I wyszło mi, że wszystko zaczęło się w szóstym miesiącu ciąży. Wtedy mama chłopca obejrzała film "Krzyżacy". Wyjątkowo silnie przeżyła scenę wyrywania Jurandowi języka. Dziś już wszyscy doskonale wiedzą, iż płód przeżywa wszystkie uczucia matki, a więc... Zacząłem szukać esencji zdolnej rozpuścić pamięć tego doświadczenia w podświadomości chłopca. Po trzech tygodniach podawania esencji chłopak przestał wypychać cały język na zewnątrz, czasem go tylko lekko wysuwał. Po trzech miesiącach kuracji tik zanikł całkowicie. Przyznam szczerze, że sam byłem zdumiony.
O kuracjach zakończonych sukcesem Zbigniew Pląder może opowiadać godzinami. Na jedno tylko nie daje się namówić: na próbę "naukowego" wyjaśnienia mechanizmu działania kropli. Najoględniej może powiedzieć tyle, że w pewnym sensie jest on podobny do działania leków homeopatycznych i odmienny niż środków farmakologicznych. Farmaceuta zakłada, że im większe stężenie jakiejś substancji, tym silniejszy medykament. Dla homeopaty lek jest tym skuteczniejszy, im bardziej substancja lecznicza jest rozcieńczona. Tym, co leczy - twierdzą homeopaci i zwolennicy esencji - nie są bowiem składniki chemiczne, ale informacja energetyczna.
- Już dawno nie zaprzątam sobie głowy, jak to działa - mówi Zbigniew Pląder. - To trochę tak, jak z telewizorem: trzeba wiedzieć, gdzie włączyć, żeby był obraz i głos, a reszta sama gdzieś tam się dzieje... Jak bowiem mawiał doktor Bach, "esencje kwiatowe nie uzdrawiają przez bezpośrednie pokonanie choroby, tylko dzięki temu, że przenikają nasze ciało wibracjami wyższego JA. Ich obecność sprawia, że choroba zanika jak śnieg pod wpływem słońca".
tekst: Ewa Dereń
fot.: andrzej grygiel
dla zalogowanych użytkowników serwisu.