Postanowiłem. Moja wnuczka będzie wegetarianką. Może w ten sposób uniknę kłopotliwych pytań, jakie ostatnio mi zadała. Było tak: karmię 4-letnią Maję i – jak to troskliwy dziadek – namawiam: „Jedz, urośniesz duża”. „A co to jest?” – pyta Maja, pokazując kawałek mięsa na talerzu. „Kurczak” – odpowiadam. „A gdzie on ma skrzydła?” – pyta przytomnie Majka.
To nowe spojrzenie na talerz sprawiło, że poczułem się nieswojo. Szczerze mówiąc, wszyscy tak powinniśmy się czuć. I to nie tylko wobec hodowanych specjalnie na rzeź kurczaków, prosiąt i cielaków zamienianych na de volaille i sznycle, ale również wobec... roślin zamienianych na kartki papieru i chusteczki higieniczne. Bo to też są inteligentne i czujące organizmy. Dowód na to znajdziecie w „Magii drzew”, bogato ilustrowanej książce napisanej przez niemieckiego (choć mieszkającego w Wielkiej Brytanii i piszącego po angielsku) dendrologa Freda Hagenedera. Autor dedykuje ją wszystkim drzewom, które nie zostały w niej przedstawione.
I czego się dowiadujemy? Oto okazuje się, że taki na przykład dąb potrafi sam z siebie wytwarzać taniny, które zmuszają atakujące go gąsienice do przejścia na mniej kwaśne gałęzie, gdzie szkodniki padają łupem wygłodniałych ptaków. Co więcej, drzewo to umie także ostrzegać dalej stojące dęby przed inwazją, wysyłając specjalne substancje „przekaźnikowe”, które dla człowieka są bezwonne. W odpowiedzi ostrzeżony sąsiad zaczyna produkować taniny, zanim zostanie zaatakowany.
Hageneder przypomina nam o żywej mądrości drzew, które kiedyś tworzyły dla człowieka święte gaje, i bez których nie byłoby nas, nacji drwali i rzeźników. I nie chodzi tylko o produkcję tlenu. Taki baobab mieści nawet sto tysięcy litrów wody, która pomaga przetrwać suszę nie tylko drzewu, ale również mieszkającym wokół niego ludziom.
reklama
Prawie każde drzewo zaś rodzi jakieś owoce, które karmią lub leczą. Głóg jest ważnym lekiem ziołowym w chorobach serca. Pigwa to doskonały środek przeciwzapalny. Tradycyjna medycyna chińska od zawsze stosuje nasiona miłorzębu do leczenia astmy i niektórych nowotworów, a Zachód na nowo odkrywa jego korzystny wpływ na układ krążenia. Sam wiosną robię syrop dla Mai z młodych pędów sosny, by jesienią szybciej zwalczała kaszel przywleczony z przedszkola. Nasiona wielu gatunków sosen są jadalne i dostarczają nam witaminy E oraz tak cennych pierwiastków, jak potas i magnez. Być może trudno w to uwierzyć, ale taoistyczni pustelnicy w Chinach potrafią się przez całe lata odżywiać tylko tymi nasionami i dożywają sędziwych lat.
Drzewa karmią też duszę. Z prawie każdym związana jest jakaś legenda, mit lub wręcz cała kultura. Ot, pierwszy przykład z brzegu – osika. Długoogonkowe liście tego drzewa znajdują się w ciągłym ruchu. Ich nieustanne drżenie wywołuje słyszalny efekt delikatnego „szeptu wiatru”. Właśnie dzięki tej właściwości ujeżdżający wiatr Hermes stał się posłańcem greckich bogów, a topole awansowały w Helladzie do roli drzew wieszczych.
Tak było w starożytności, a dziś członkowie indiańskiego plemienia Czarnej Stopy ciągle wyrabiają z drewna sosnowego „bajkowe patyczki”, które starsi dają dzieciom w nagrodę za drobne przysługi. Widziałem też, jak w Senegalu w cieniu drzewa toczyło się życie całej wioski – dentysta wyrywał ząb, obok fryzjer strzygł, panie przymierzały stroje, ktoś kupował garnki, nauczyciel uczył dzieciaki siedzące na potężnym korzeniu wystającym z ziemi, a wszystko to odbywało się w błogosławionym cieniu gałęzi wielkiego drzewa chlebowego. Tylko miejsce składania podziękowania bogom było wystawione na słońce, ale tam właśnie najlepiej odbierał tranzystor, a więc i bogowie lepiej musieli słyszeć ludzi niż pod chlebowcem.
Jak już sobie kupimy „Magię drzew”, przeczytamy o niej i obejrzymy wszystkie te piękne stworzenia z gałęziami – bo książka jest pięknie, wręcz albumowo ilustrowana – to może zrozumiemy, że nie warto wycinać drzew na podjeździe do domu, bo śmiecą (autentyczne tłumaczenie domorosłego drwala!). A podczas wycieczki do lasu (domorosły drwal bardzo lubi chodzić do lasu!) być może przekonamy się wreszcie, jaka to radość móc odróżnić na przykład grab od buka, co z pomocą książki Hagenedera na pewno będzie łatwiejsze.
Ach, żeby tak jeszcze wiedzieć, jaki to ptak tak pięknie śpiewa...
Andrzej Szeliński Fred Hageneder „Magia drzew”;
Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2006
dla zalogowanych użytkowników serwisu.