Koniec żartów - dziewczyny będą teraz samowystarczalne! Czeka nas, panowie, los dinozaurów. I to facet facetowi zgotował ten los!...
Niedawno, za spraw kilku zapaleńców z Instytutu Genetyki Reprodukcyjnej w Chicago, nasz świat wspaniałej męskiej dominacji legł w gruzach. Ci swoiści magowie genetyki, zamiast pić piwo w barze za rogiem, opracowali metodę zapłodnienia naszych kobiet bez udziału plemników! Ten genetyczny dramat rozpoczął się jesienią 1866 roku, kiedy to Grzegorz Mendel, zakonnik z małego klasztoru w Brnie, ogłosił teorię o istnieniu w żywych organizmach cząsteczek przenoszących pamięć gatunku. Ponieważ nie zainteresowała ona nikogo, istniała szansa, że wszystko "rozejdzie się po kościach".
Niestety, w trzydzieści lat później duński biolog, Wilhelm Johannsen, znalazł zapomniane prace zakonnika i nazywając cząsteczkę organicznej pamięci genem, niefrasobliwie otworzył "puszkę Pandory"... Równolegle grupa francuskich biologów wpadła na pomysł, by sztucznie drażnić jaja niezapłodnionego skrzeku żaby. Ku ich zaskoczeniu, po takim zabiegu komórki zaczęły się dzielić, by wkrótce utworzyć kijanki. No i się zaczęło!
W 1944 roku zespół uczonych pod kierunkiem Oswalda Avery'ego dowiódł doświadczalnie, że nośnikiem pamięci gatunku są łańcuchy kwasu DNA i RNA. Za opracowanie przestrzennego modelu DNA Francis Crick, Maurice Wilkins i James Watson otrzymali w 1962 roku Nagrodę Nobla. Rozpoczęło się istne szaleństwo badań. Wkrótce okazało się, że nić DNA tkwiąca w jądrze każdej komórki naszego ciała liczy kilkanaście metrów i zwinięta jest w kłębek wielkości kropki używanej w tym tekście. Gdyby jednak zapisać słownie informacje zakodowane w DNA, zajęłoby to około piętnastu tomów Wielkiej Encyklopedii PWN.
Jest też w nici DNA tajemnica, o której niechętnie mówią naukowcy. Okazało się, że informacje zapisane w DNA zajmują zaledwie 5 procent powierzchni nici. Reszta zdaje się być pusta. Wiadomo jednak, że natura nie lubi próżni. Czyżby więc były to zapisy nie biologiczne, ale duchowe? Może tam leży źródło umiejętności paranormalnych? Zjawisk psi? Może zmieniając eksperymentalnie warianty kodu genetycznego, zmieniamy też pewne "walory duchowe organizmu"? Na razie zostaje to w sferze domysłów. Z czasem naukowcy stwierdzili, że w strukturze DNA można majstrować dość "bezkarnie": cokolwiek by zrobić, DNA będzie czytać zakodowane w nim informacje i budować organizm według zawartych w sobie "instrukcji".
Zmuszono komórki do produkcji insuliny, marchwi nakazano, by smakowała jak pietruszka, tytoniowi - by sam się bronił przed szkodnikami, a w strukturę DNA myszy wszczepiono gen wzrostu szczura i już wkrótce świat zobaczył gigantyczną mysz. Ale nie w tym genetycy widzieli swój największy sukces. Najważniejsza - ich zdaniem - okazała się możliwość manipulowania komórkami poza macierzystym organizmem i utrzymania ich przy życiu aż do ponownego wszczepienia. Tak właśnie doszło do zapłodnienia kobiety poza jej układem rozrodczym. Najpierw jajo zapłodniono na laboratoryjnym szkiełku, potem podhodowano je nieco w "probówce", by następnie wprowadzić do macicy kobiety cierpiącej na przykład na niedrożność jajowodów. "Dzieci z probówki" zaczęły rodzić się jak grzyby po deszczu...
reklama
Zaślepieni sukcesem naukowcy nawet nie pomyśleli, że sami kręcą na siebie bat. To prawda, otaczający nas świat jest w swej istocie światem żeńskim. Z punktu widzenia "czystej" biologii, płeć żeńska ma zdecydowaną przewagę. Regułą jest jej pierwotność. W tym sensie, że bez interwencji czynnika męskiego z jaja wykształci się zawsze samica. Większość ssaków - w tym człowiek - rodzi się z mózgiem, który generuje zachowania żeńskie. Dopiero z czasem przyrost męskich hormonów "zmusza" mózg do przestawienia się na zachowania męskie.
Jak wiadomo, u pewnych gatunków żywych istot rozród możliwy jest bez panów. Wiele jaszczurek na przykład rozmnaża się na zasadzie dzieworództwa (partogenezy). By wzmocnić gatunek, pozbyły się osobników płci męskiej, zachowując męskość jako funkcję społeczną. Tak więc w okresie lęgowym część samic udaje samców i wchodzi na samiczki, wykonując nawet ruchy kopulacyjne. Potem się zamieniają.
Zabawa ta sama, a efekty lepsze! Na szczęście dla nas, panowie, rozmnażanie bez udziału (nawet ograniczonego) mężczyzny, nie jest na razie możliwe. Problem polega na brakującej informacji genetycznej od ojca. W każdej zapłodnionej komórce ssaka każdy chromosom występuje podwójnie - jeden pochodzi od ojca, drugi od matki. Jeśli więc jeden z nich zawiera złą mutację, można go zastąpić innym. W przypadku niezapłodnionej komórki jajowej nie ma nic na wymianę.
Rozwija się twór skazany na śmierć. Nie odstraszyło to jednak uczonych i ku uciesze "płci słabszej", spróbowali obejść i ten "standard" Natury. Wspomniany już zespół inżynierów genetycznych z Chicago wpadł na sposób wyeliminowania mężczyzn z procesu zapłodnienia. Jak stwierdził szef zespołu, Mahammed Tranissi, sprawa okazała się zaskakująco prosta: w roli plemnika może wystąpić dowolna komórka pobrana z kobiecego ciała. Gdy zmniejszyć w niej zawartość materiału genetycznego o połowę, może z powodzeniem "udawać" męski plemnik i zapłodnić komórkę jajową innej kobiety, rozpoczynając rozwój zdrowego ludzkiego noworodka.
Wszystkie tego typu eksperymenty wykonane na myszach udały się wyśmienicie. W opinii naukowców, pierwsze zapłodnienie kobiety przez kobietę będzie można wykonać za około osiemnaście miesięcy. Jeśli się to uda, koniec męskiego świata stanie się faktem. W błędzie jest ten, kto myśli, że przed ostateczną zagładą może nas uratować fakt, iż seks z mężczyzną to ogromna przyjemność, z której kobiety nie zrezygnują. One oczywiście z przyjemności nie zrezygnują, ale i tu stajemy się zbędni!
Opracowano bowiem właśnie elektroniczny stymulator seksualny - maleńkie urządzonko, które wszczepione w pośladek i połączone z częścią mózgu odpowiedzialną za przyjemności seksualne - może wywołać u kobiety orgazm na każde jej żądanie. I to o wiele silniejszy, niż możemy sobie wyobrazić w swoich najśmielszych marzeniach. Na razie kosztuje 37 tysięcy dolarów, ale przy masowej produkcji cena zapewne spadnie...
Mimo to, mężczyźni mają jeszcze szansę. Jak twierdzi biolog Michael Miersch, seks jest niczym więcej niż jedyną obroną przed robakami! Tylko przemieszanie genów między kobietą a mężczyzną broni nas przed zjedzeniem od środka przez pasożyty. Zmusza je bowiem do spożytkowania całej swej energii na dostosowanie się do życia w nowych warunkach genetycznych. Jeśli Panie z nas zrezygnują - zginą. I to jest nasza prawdziwa szansa! Rzecz jasna - nie czuję się najlepiej w roli środka na robaki, ale istnienie gatunku warte jest każdej ceny.
Jerzy Gracz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.