Pewnego dnia stajesz się przezroczysta. Najpierw dla męża, potem dla obcych mężczyzn: na ulicy, w tramwaju, w sklepie...
Broda do góry!
Dopiero co złościły cię nieustanne zaczepki młodych i starszych typków, obleśnie się uśmiechali, zapraszali na kawę, niektóry cham potrafił powiedzieć: nie pożałujesz mała, jak ze mną pójdziesz. I klepał lewą połę marynarki, mocno wypchaną przez portfel. A ile razy w tramwaju lub w autobusie tłok się stawał "tłoczniejszy", gdy za tobą stanął jakiś męski świń? I całkiem niechcący przyciskał się dolną częścią swojej parszywej osobowości. Ech, gdzie te czasy...
Dzisiaj idę ulicą i żaden facet mnie nie widzi. Nie zaczepia, nie puszcza oka, ani nie ustępuje miejsca w tramwaju. Po prostu stałam się przezroczysta. Musiałabym założyć na głowę garnek, a na tyłek czerwone majtki i zapomnieć o spódnicy, może wtedy by zauważyli. Zadzwoniłam do Gośki. Też stała się przezroczysta. Spotkałyśmy się u mnie i zrobiłyśmy naradę bojową. Zastanawiałyśmy się, o co tu chodzi, przecież jesteśmy młódki w porównaniu choćby z Liz Taylor, która jest dobrze po sześćdziesiątce i ma już chyba piątego męża, zresztą o 30 lat młodszego.
Obejrzałyśmy siebie bardzo dokładnie i krytycznie. Z daleka - liceum, z bliska - muzeum. Zmarszczki przy oczach to pół biedy, mogą udawać mimiczne, wystarczy się ciągle uśmiechać. Zresztą uśmiech przyda się również ustom, bo ich kąciki opadły z czasem w dół od gorzkiego życia, jak morsowi wąsy. Najgorzej z drugim podbródkiem i wiotczejącą szyją - to wstrętni zdrajcy, od razu pokazują wiek. Ustaliłyśmy, że trzeba nosić golfy lub apaszki. - Słuchaj - krzyknęła naraz Gośka - czy zwróciłaś uwagę na naszą aktorkę X.? Tak się dziwnie zachowuje przed kamerą... - Zaraz, zaraz - olśniło mnie.
- Broda? Zawsze zadziera brodę do góry? Znika jej wtedy podbródek i nawet szyja się lekko wygładza! Przez najbliższe dni ćwiczyłyśmy zawzięcie przed lustrem zadzieranie brody i lekki uśmiech, żeby weszło w krew.
reklama
Wyremontuj (generalnie) nadwozie! Zrobiłyśmy nową naradę, bo wciąż nikt nas nie zaczepiał. Postanowiłyśmy przeprowadzić remont "nadwozia". Zapisałyśmy się na aerobik, wydałyśmy majątek na kremy, osobne pod oczy, na policzki, na szyję, ujędrniające piersi i na cellulitis. Potem przyszła sauna, pływalnia i wybielanie zębów w prywatnym gabinecie. Wciąż byłyśmy przezroczyste dla obleśnych typów zaczepiających kobiety. Pomyślałam, że trzeba jakiś "młodszy" sport uprawiać: Gośka kupiła łyżworolki, a ja wrotki, sądząc, że na 4 kółkach łatwiej utrzymać równowagę. Uczył nas jeździć po asfaltowych alejkach mojego osiedla syn Małgosi.
W pootwieranych oknach tłumnie zasiedli sąsiedzi, a na ławkach kibicowała nam dzieciarnia, nie skąpiąc fachowych uwag. No, uff, stałyśmy się sławne, a jakże, wzbudziłyśmy bowiem powszechne współczucie. Dzieci to dranie. Żaden małolat nie powiedział nam, że z łyżworolek spada się pyskiem na mózg, a znowu z wrotek wywija się zdechłego orła, plackiem na tył. I że trzeba sobie kupić specjalne ochraniacze na każdą pokrzywdzoną część ciała - nakolanniki, nałokietniki, coś na przeguby i dłonie.
Poniewczasie zauważyłam, że dobrze też włożyć na głowę hełm motocyklowy, a do zada przytwierdzić poduchę z pierza. A najbezpieczniej jeździ się na siedząco. Udało nam się wywinąć od złamań, ale potłukłyśmy się solidnie i pościerały kolana i dłonie do żywego mięcha. Dzieciarnia do dzisiaj kłania mi się ze szczególnym uśmieszkiem, co oznacza mniej więcej, "pamiętamy, pamiętamy, takie stare, a się odważyły!"
Najwyższy czas na łajdactwo! - Podejdźmy do sprawy jak faceci - mówię Gośce. - Co oni robią, gdy podtatusieją? Zaczepiają małolaty. No i poszłyśmy do dyskoteki.
Nie wiem, czy wiecie, co to takiego. To jakby wcisnąć się do wnętrza pracującego silnika: głośno, ciasno, ciemno i dym. Usiadłyśmy w barku, bo tu było co nieco widać i słychać. Wkrótce przysiadł się do nas jeden przystojny małolat. Dobry i jeden. Zamówił koniak, ale... zapomniał pieniędzy. Musiałyśmy za niego zapłacić. Był bardzo uprzejmy, więc postawiłyśmy mu jeszcze kilka lampek, po czym wyszedł na chwilę. I już nie wrócił.
- Pamiętasz - mówi Małgosia - jak stary kot zaprosił młodego na łajdactwo? A co mam robić, zapytał młody. Rób to, co ja, rzekł kocur. Chodzą po dachach, chodzą i co pojawi się jakaś koteczka, to stare kocisko ociera się o kominy i mruczy. Po kilku godzinach młody kotek mówi: już się nałajdaczyłem, idę spać. My też już się chyba nałajdaczyłyśmy, wracajmy. Strzeliłyśmy jeszcze po podwójnym drinku, żeby rodzina myślała, że wracamy z dobrej balangi.
Nieoczekiwanie w życiu Gosi pojawił się kochanek. Na wyrost trochę to słowo, bo ile razy się spotkali, to pogadać owszem, był chętny, ale żebyś coś więcej - rzadko. Gdy nastrój się robił zbyt intymny, wówczas on nagle "musiał już lecieć", albo "głowa go bolała", niekiedy stwierdzał, że "coś z tym ciśnieniem jest nie tak". Jurny był jak mamuty, które wyginęły, bo im się przestało chcieć. Wtedy wpadł mi w ręce jakiś artykuł o feromonach.
Są to bezwonne substancje wydzielane przez organizm, zawierające informację seksualną. Brzmią one dla naszej podświadomości jak oferta matrymonialna: "Uwaga! Pilnie poszukuję samca, bo bardzo mi się chce. Samica." Lub odwrotnie: on szuka jej. Czytam dalej i nagle przejaśnia mi się w głowie. Dlaczego nam się podobają młodzi chłopcy i młode dziewczyny? Nie dlatego, że mają mniej zmarszczek i brzuchy przyrośnięte do kręgosłupa, o nie. Młodzi wydzielają bardzo silne feromony i to one nas pociągają, choć nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Skrop się "młodą samicą"! Dzwonię do Gośki, mówię co i jak. Znalazłam w Internecie firmę, która rozprowadza amerykańskie i niemieckie feromony, oczywiście damskie i męskie. Drogie, niestety, mała fiolka 200 złotych. - Ale pomyśl - krzyczę w słuchawkę - robili takie doświadczenia, że w poczekalni u lekarza smarowali niektóre krzesła feromonami męskimi lub damskimi i patrzyli, co będzie. Otóż kobiety siadały na krzesłach męskich, faceci na damskich. Nigdy się nie zdarzyło, żeby facet na męskim usiadł, choćby było to jedyne wolne krzesło, a czekania na parę godzin! A potem laborant zgniótł niechcący fiolkę z "mężczyzną w płynie" i poszedł do bufetu. Tłum bab go oblepił, chociaż do tej pory nie zwracały na niego najmniejszej uwagi! Kupimy sobie "młodą samicę w płynie", trochę za ucho i na kark, i w miasto! - mówię dalej. - Nie odgonimy się od facetów! A twój kochaś to cię chyba zamęczy!!! I zamówiłyśmy sobie feromony.
Paczuszka przyszła nadzwyczaj szybko. Ale firma się pomyliła: przysłano dużą fiolkę zamiast małej, ale w cenie małej. Szalałyśmy z uciechy! Fiolkę trzeba było wlać do perfum, ale Gośka chciała mieć pewność i czystym feromonem wymyła sobie niemal uszy, gdy szła na randkę z kochasiem. Następnego dnia dzwoni wściekła: - Znowu był śpiący, tylko szybciej niż zwykle, a właściwie jakby mnie unikał. Ani przytulenia, ani cmoka w policzek na do widzenia... Ja też nie odniosłam sukcesu.
Ustroiłam się w "młodą samicę" i wsiadłam do metra. Wchodzi przystojny wysoki mężczyzna i siada koło mnie, bo było to jedyne wolne miejsce. On czyta gazetę i ja czytam gazetę. Jednocześnie czuję, że coś mnie od niego odpycha. Zerkam kątem oka i widzę, że facet odchyla się ode mnie, jakby mnie było czuć kapustą. Po kilku przystankach obok niego zwolniły się dwa miejsca i osobnik odskoczył jak z procy ! Doszłam do wniosku, że firma pomyliła przesyłki: nam przysłali dużą fiolkę z "samcem w płynie", a jakiś męski bidulek wyperfumował się "powabną samicą".
Machnąć ręką na młodość! Zapytałam Gośkę, czy naprawdę potrzebny jest jej do szczęścia mężczyzna. Przyznała, że nie o faceta chodzi, tylko o jej dobre samopoczucie. Ja też stwierdziłam, że gdyby jakiś się za mną uganiał i nie daj co - dogonił, nie wiedziałabym, co z nim robić. Wolę aerobik od seksualnej gimnastyki. Nowa miłość na pewno by się przydała, ale miłość nie szwenda się po ulicy puszczając obleśnie oczko. Machnęłyśmy obie ręką na tę naszą uciekającą młodość. A niech idzie gdzie chce, skwitowałyśmy. Pojechałam w delegację. Na jakiejś małej stacyjce do przedziału dosiadł się młody mężczyzna. Rozmawialiśmy o życiu. On o ślubie, do którego nie doszło. Ja - o wielu moich związkach, do których doszło, ale co z tego?
On znowu o nudnych dziewczynach, ja - o obleśnych typach i mojej przezroczystości. Wziął mój telefon, prosząc o pomoc w poruszaniu się po Internecie. Lubię młodzież i lubię pomagać - dałam. Spotykamy się już kilka miesięcy. Powiem wam jedno: jemu wcale nie chodziło o Internet. A Małgosia, kiedy kopnęła w tyłek swoją młodość, powiedziała raz klientowi, który wybrzydzał na coś w jej sklepie: "Jestem stara, ale za to brzydka i zła. I nadaję się na szpiega, proszę pana, bo jestem przezroczysta." Męski osobnik inteligentnie zapytał: "Jak to przezroczysta?" I Małgośka wygarnęła wszystko o tej głupiej młodości. Muszę wam powiedzieć, że facet był tak inteligentny, jak jego pierwsze pytanie. Ale miał 24 lata i nigdy nie bolała go głowa.
Agafia
dla zalogowanych użytkowników serwisu.