Mity czy historia inżynierii genetycznej?
Niespożyta fantazja starożytnych Greków zaludniła świat monstrami i potworami. Przez wieki traktowaliśmy je jak bajki. Aż tu zajrzała nam w oczy inżynieria genetyczna wraz z jednym z jej osiągnięć: krzątającą się w klatce myszą, z której grzbietu wyrasta solidne, wyraziste ludzkie ucho...
Drobiazgowe opisy mitycznych stworów przetrwały do dziś. W podziemnym labiryncie Krety czaił się złowrogi Minotaur, człowiek z głową byka żywiący się ludzkim mięsem. Leśne gąszcze przebiegali Satyrowie: wielce chutliwi mężczyźni na koźlich nogach, z owłosionym ciałem i różkami sterczącymi nad czołem. Podziemi piekielnego Hadesu strzegł wielogłowy pies - Cerber.
Na grzeszników sprzeciwiających się woli bogów czyhały krwiożercze Harpie: połączenie ptasich ciał o ostrych szponach z kobiecymi twarzami. Podróżni zamierali słysząc tętent kopyt: a nuż zbliżają się nieobliczalne Centaury z ludzkimi tułowiami osadzonymi na końskich korpusach? Uskrzydlone konie, wielogłowe smoki... Czy opisy hybrydowych potworów to fantazje naszych dalekich przodków, czy może opis ówczesnej rzeczywistości? Może już wówczas w historii naszego globu zdarzały się manipulacje genetyczne?
Ale to nie Grecy byli twórcami pomysłu o międzygatunkowych krzyżówkach. Lwy z ludzkimi twarzami, ludzie z głowami szakali i ptaków widnieją na rzeźbach i malowidłach znacznie starszej kultury - starożytnego Egiptu, która kwitła wówczas, gdy grecka była jeszcze w powijakach. Archeologia udowadnia jednak niezbicie, że Egipt tylko je zapożyczył z jeszcze starszej kultury. Ślady prowadzą do dorzecza Eufratu i Tygrysu, cywilizacji Sumerów. Skąd się tam wzięła - nikt nie wie. Zdumiewające, że Sumerowie wznosili wielopiętrowe budowle, używali substancji bitumicznych i smołowych do budowy dróg oraz impregnacji materiałów. Pomieszczenia oświetlali lampami naftowymi (słowo "nafta" wywodzi się od sumeryjskiego "napatu" - "kamienie, które się zapalają"). Wytapiali też rudy metali. Ich lekarze przeprowadzali skomplikowane operacje, na przykład zdejmowanie katarakty z oczu albo trepanację czaszki. Mieli znakomicie rozwiniętą matematykę i astronomię.
Najbardziej zdumiewające są jednak zapisy na pieczęciach i glinianych tabliczkach, których bardzo wiele odnaleziono w ruinach starożytnych miast i częściowo już rozszyfrowano. Wśród nich znajduje się historia powstania gatunku ludzkiego, której początek dali "bogowie" - przybysze z planety, która okresowo przebywała w Układzie Słonecznym. Absurdalne? Niezupełnie. Warto wiedzieć, że astronomowie dopuszczają istnienie takiej planety. Już w 1972 roku astronom Joseph L. Brady z Uniwersytetu Kalifornijskiego tłumaczył zaburzenia w ruchu Komety Halleya właśnie oddziaływaniem planety o masie mniej więcej Jowisza, okrążającej nasze Słońce w cyklu 1800-letnim. Tymczasem w zapiskach sumeryjskich odczytano, że "orbitalny okres" Planety Bogów wynosi 3600 lat. Połowa w Układzie Słonecznym, połowa - daleko poza nim.
reklama
Jeżeli nawet istnieje taka planeta, jeżeli żyjąca na niej cywilizacja przewyższa naszą w niewyobrażalny sposób, po co "bogowie" mieliby zawracać sobie głowy inżynierią genetyczną na Ziemi? Badania cytowane przez Z. Sitchina w książkach "Kosmiczny kod" i "Dwunasta planeta" dają zaskakującą odpowiedź. Długi, stosunkowo dobrze zachowany sumeryjski tekst, zaczynający się od słów: "Gdy bogowie jak ludzie zabrali się do pracy i ponieśli trud", logicznie wyjaśnia, że potrzebowali oni po prostu siły roboczej. Wylądowali na Ziemi 450 tysięcy lat temu, gdy 1/3 wszystkich lądów znajdowała się pod lodem. Umiarkowany klimat doliny Eufratu i Tygrysu, bliskość morza i pokłady ropy naftowej skłoniły ich do założenia pierwszej siedziby właśnie tam. Nieprawdopodobna z naszego punktu widzenia długowieczność pozwalała im - gdy tylko Planeta Bogów pojawiała się w Układzie Słonecznym - powracać na Ziemię i penetrować złoża mineralne.
Tworzyli również ziemskie kolonie, gdzie czekali na powrót macierzystej planety. Szczególnie interesowało ich złoto, niezbędne w rozwiniętym przemyśle elektronicznym. Ich apetyt budziły również złoża radioaktywne, czyli "błękitne kamienie z podziemnego świata wywołujące ciężką chorobę" - jak określa to jeden z sumeryjskich tekstów. "Bogowie" byli zorganizowani w hierarchiczną grupę przywódców oraz "zwykłych bogów", którzy zostali skierowani do prac wydobywczych. Sumeryjski epos przedstawia następnie trudy "bogów" oraz ich bunt przeciwko zbyt wyczerpującej pracy. Przerodził się on w rewoltę (prawdopodobnie niejedną), mogącą śmiało kandydować do miana Gwiezdnej Wojny. Ciekawe, że w staroindyjskich eposach też można znaleźć opis zmagań tych gigantycznych sił.
Tak więc "bogowie" zdecydowali, że są im potrzebne istoty wykonujące ciężką pracę, na tyle inteligentne i sprawne fizycznie, żeby był z nich pożytek. Wybór padł na hominida zwanego dziś Homo erectus. Współczesna antropologia nie może jednoznacznie udowodnić, że człowiek, czyli Homo sapiens powstał z Homo erectus na drodze ewolucji. W znaleziskach ciągle brak ogniwa pośredniego. Wiadomo tylko, że Homo sapiens pojawił się w niewytłumaczalny naukowo sposób około 300 tysięcy lat temu. Sumeryjski epos dość dokładnie opisuje przebieg procesu genetycznego prowadzącego do powstania człowieka.
Nie ograniczał się on wcale do najbardziej dziś nagłośnionego klonowania osobników. Przeprowadzono również "fuzję komórek" umożliwiającą zlewanie się materiału genetycznego różnych gatunków. I tak najpierw pojawili się hominidzi z dwoma bądź czterema skrzydłami i inni, którzy mieli nogi z kopytami i rogi na głowach. "Bogowie" stworzyli byki z głowami hominidów i psy z rybimi ogonami. Międzygatunkowe krzyżówki nie spełniły jednak zadania. Nadal brakowało inteligentnych, sprawnych i zdyscyplinowanych robotników. Wówczas zdecydowano się na połączenie genów przedstawiciela Homo erectus (małpoluda) z genami "bogów".
Inny tekst - "Stworzenie ludzkości" - opowiada o łańcuchu prób i błędów przy realizacji tego ostatniego pomysłu. Powstawały więc istoty człowiekopodobne dwugłowe albo z dwoma twarzami na jednej głowie. Ich słabe żebra pękały, serca i wątroby okazywały się niewydolne, niektóre nie mogły się wypróżnić, inne powstrzymać wydzielania moczu. Jaki był ich los? Likwidacja. Chociaż "bogowie" w swej dobroci nie wszystkie istoty genetycznie błędne uśmiercali. Na przykład, gdy powstał człowiek z wadą wzroku, uczyli go śpiewu, gry na instrumencie i pozostawiali przy życiu. Wreszcie udało się. Kolejny eksperyment zaowocował istotą zwaną obecnie Homo sapiens. Ta wzorcowa matryca na tyle usatysfakcjonowała bogów, że zażądali duplikatów. Były one męskie i żeńskie, co zapewniało ich dalsze powielanie się.
Jednego tylko "bogowie" nam pożałowali: genów długowieczności. Stare teksty sumeryjskie, a także znacznie później powstała Biblia podają, że zostali nią obdarowani jedynie nieliczni. Zapiski mówią, że ludzie - "dzieci bogów" byli jednak przez nich kochani. "Bogowie" nauczyli ich technologii, medycyny, zasad prawa, kosmologii. I wreszcie dzięki nim niektóre kobiety z rodu ludzkiego zaznały rozkoszy boskich uścisków. Ale to już inna historia.
Anna Szpiganowicz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.