Biskup Pietro Antonio Casamassima od kilku dni nie wychodził z łóżka. Uznał bowiem, że po długim pobycie poza Rzymem należy mu się godziwy wypoczynek. Zwłaszcza że łóżko należało do jednej z najpiękniejszych i najbardziej wyuzdanych kurtyzan Wiecznego Miasta.
Niestety, na nieszczęście biskupa, dwa tygodnie przed jego przybyciem, panna Porti wyrzuciła swego służącego bez należnej mu zapłaty. Ten z zemsty doniósł powołanej przez papieża Pawła IV komisji do spraw ochrony moralności kleru, że gości ona tak zacnego klienta... Jeszcze kilka miesięcy wcześniej taki donos zakończyłby się uwięzieniem służącego jako diabelskiego oszczercy. Ale teraz... Paweł IV zadziałał szybko i skutecznie. Taka okazja mogła mu się prędko nie nadarzyć.
O świcie 17 marca 1559 roku policja papieska wdarła się do siedziby kurtyzany, zaskakując kochanków w pościeli. Oboje aresztowano i jeszcze tego samego dnia postawiono przed obliczem sądu Świętego Oficjum. Casamassima tłumaczył, że oskarżenia pod jego adresem są bezzasadne. Przyznaje, był w sypialni panny Porti, w stroju lekko niekompletnym, ale nie dlatego, że oddawał się grzesznej rozpuście. Po prostu panna Porti jest jego... krawcową. Właśnie miał przymierzać skrojoną przez nią sutannę...
Gdyby oboje trzymali się tej wersji, może udałoby się przynajmniej biskupowi ocalić skórę. Ale panna Porti poczuła się do głębi urażona takim zeznaniem. I postanowiła walczyć o swoją reputację. Jako najlepsza z kurtyzan w mieście, nie miała zamiaru tracić tej pozycji.
Zeznała więc, że nie poczuwa się do winy, bowiem uczciwie wykonuje swój zawód, systematycznie płaci Kościołowi należny podatek w wysokości 100 złotych skudów miesięcznie, jest katoliczką, chodzi w każdą niedzielę na poranną mszę i nie świadczy usług klientom w święta kościelne. To śmiałe wystąpienie, okraszone dokładnym raportem z tego, co przez kilka dni robiła w łóżku z biskupem wprawiły świątobliwy sąd w niemałe zakłopotanie. Na wszelki wypadek przerwano proces i dano czas aresztowanym, by się poważnie zastanowili nad swoim postępowaniem.
W zbożnym dziele głębokiej refleksji miało biskupowi pomóc zamknięcie w lochu o chlebie i wodzie, a kurtyzanie - chłosta. Ku zdziwieniu sądu, który zasugerował papieżowi, by na tym sprawę zakończyć, Paweł IV z uporem domagał się dalszego procesu i surowych kar, chociaż groziło to zamieszkami w mieście. Zdawało się, że Paweł IV nie bardzo wie, co robi. Bo choć od dawna podejrzewano, że cierpi na zmącenie umysłu, to jednak w sytuacji zagrożenia spokoju w mieście zachowywał się on dotąd w miarę racjonalnie.
Tymczasem Paweł IV prowadził dokładnie skalkulowaną grę, która miała zatuszować znacznie poważniejsze zdarzenie, o którym jeszcze nikt nie wiedział. Otóż kuzyn i faworyt papieża - Innoceze del Monte (już jako siedemnastolatek został mianowany kardynałem, mimo że nigdy nie był księdzem) - w czasie nocnej libacji zgwałcił kilka kobiet schwytanych w tym celu przez służbę na ulicy. Na dodatek dwie z nich zamordował. Jak się później okazało, nieszczęsne straciły życie, bowiem nie okazały kardynałowi należytej uległości. Paweł IV miał nadzieję, że zamieszanie wokół incydentu z panną Porti przysłoni wybryk jego kuzyna.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.