Niedawno właściciele dobudowali małą werandę, wyłożyli ją drewnem i postawili stół z ławami. Tylko tutaj nie wyczuwa się złej energii i tu najchętniej gromadzą się domownicy oraz goście. Odwiedzam ten dom razem z szamanką, która od kilku miesięcy pośredniczy tu między światem żywych i zmarłych.
Odgłosy z zaświatów
W domu mieszka teraz trzecie i czwarte pokolenie właścicieli. Nawiedzanie zaczęło się po śmierci prababki Henryki, a nasiliło po śmierci jej córki - Apolonii. Gdy Teresa - córka Apolonii a wnuczka Henryki - dorosła, wyszła za mąż i urodziła dzieci, dwie starsze panie odgrodziły się od reszty domu murem i zamieszkały w małym pokoiku koło kuchni. Z osobnym wejściem, żeby im nie zakłócano spokoju. Po ich śmierci nikt nie chciał zająć tego pokoju, ani nawet w nim przebywać.
Jakaś dziwna siła się tu skoncentrowała. Przerażała wszystkich, chociaż niezwykłe zjawiska występowały w innych częściach domu, przeważnie w kuchni. Pierwszy raz "dziwne" dało znać o sobie tuż po pogrzebie prababki Henryki. Domownicy i goście nagle usłyszeli, jak na poddaszu przesypuje się zboże. Pobiegli na górę - nikogo nie było, bo też i zboża od dawna nikt tu nie składał.
Potem zaczęły się same włączać urządzenia: mikrofalówka, telewizor, słychać było brzęk spadających pokrywek i garnków, choć nic nie spadało. Otwierać się też zaczęły drzwiczki szaf kuchennych i wypadała z nich cała zawartość. Wracający ze szkoły prawnukowie widywali w oknie postać, która odchyla firankę, choć w domu nikogo jeszcze nie było. Coś nawiedzało ich nocami - to wpychało w wersalkę, to sprawiało, że lampa rozpryskiwała się z wielkim hukiem.
Czasami duchy pomagały. Kiedyś na przykład Teresa postawiła kaszę gryczaną na gazie i zapomniała o niej. Kasza gotowała się całą noc do późnego popołudnia i ani trochę się nie przypaliła. Innym razem postawili owoce na sok. Zasiedzieli się przed telewizorem, a w tym czasie, w kuchni, "coś" przelało sok do garnka! Kilka osób było świadkami.
Kiedyś ulubiony wnuk Apolonii zasnął w salonie. Nagle czuje, że ktoś bierze go pod ręce - dorosłego chłopa! - i prowadzi po schodach na górę do sypialni. Po drodze mijali duże lustro, w którym wnuk zobaczył, że to nieżyjąca babcia Pola go prowadzi. Postanowili sprzedać dom. I dopiero wtedy duchy zaczęły szaleć. Najwyraźniej protestowały przeciwko oddaniu "ich" domu w obce ręce. Wtedy Waldek, mąż Teresy, przyśnił sen. Śniła mu się teściowa Apolonia, nakazująca przywieźć szamankę. Waldek widział dokładnie drogę, którą miał jechać, adres szamanki, jej dom... Po kilku dniach dotarł tam, według tych właśnie wskazówek ze snu.
Dom jest stary, ale zadbany. Wnętrze odnowione i gustownie umeblowane, a mimo to wyczuwa się tu obecność czegoś niemiłego. Z kątów wieje chłodem i wilgocią. Rodzinę, która tu mieszka od kilku pokoleń, prześladuje pech. Jakby ktoś ich przeklął.
reklama
Ptakiem przyfrunę... Szamanka zamknęła się w małym pokoju z portretem babci Apolonii. Zapaliła dwie gromnice. Nawiązała kontakt. Energia zmarłej poskarżyła się, że ukochany wnuczek nie modli się za nią. "Powiedziała" też, że tęskni za swoim świętym obrazem Chrystusa, który leży na strychu. W tym czasie kilka osób siedziało w salonie po drugiej stronie korytarza. Nagle usłyszeli głośne kroki. Pobiegli sprawdzić, kto to, ale nikogo nie było... Tymczasem Pola przekazuje szamance, że chce nawiązać kontakt z żywymi. Że przyleci jako czarny ptak, więc niech jej nie odpędzają... Szamanka wraca do salonu. Jest biały dzień. Wszyscy zgromadzeni przy stole. Nagle na parapecie siada czarny ptak, chyba kruk. (Kilka dni później szkło na stole pęknie z hukiem: rysy utworzą kształt dużego ptaka...) Szamanka przekazuje, co powiedziała babcia Pola. Teresa upiera się, że nie ma tu żadnego strychu, jest tylko zagospodarowane poddasze, bez rupieci. Natychmiast idą tam wszyscy. Odkrywają małe drzwiczki, a za nimi niewielkie pomieszczenie z rupieciami. Pod ścianą stoi obraz z Chrystusem.
Wala nas przeklęła Szamanka przyjeżdżała kilkakrotnie. Pewnego dnia Teresa opowiada jej historię prababki i jej niedoszłej synowej. Z mroków wyłaniają się początki tajemnicy. Otóż pierwsza właścicielka domu, prababka Henryka, była już wdową z trójką dorosłych dzieci, gdy wybuchła druga wojna światowa. Jeden z jej synów, któremu nadała cesarskie imię Wilhelm, wrócił po wojnie do domu z Rosjanką imieniem Wala i ich wspólnym dzieckiem. Żyli za granicą bez ślubu, urodził się im syn Kostia. Kochali się. Jednak Henryka była bezwzględna - kobietę z dzieckiem wypędziła z domu. I prawdopodobnie to Wala rzuciła klątwę. Pochodziła z dalekich syberyjskich stron, a tamtejsze klątwy ciężkie są, nie do zdjęcia...
Dopiero teraz rodzinne nieszczęścia zaczęły się układać w logiczny ciąg. Wilhelm, któremu Henryka przepędziła kobietę i dziecko, po jakimś czasie ożenił się z... własną kuzynką. Wkrótce umarł, a jego żona, staruszka, chodzi do dziś po prośbie. Córki są alkoholiczkami, wnuk - narkomanem... Drugi syn Henryki, Augustyn, ożenił się, ale uciekł od żony już dwa tygodnie po ślubie i wrócił do matki.
Wiele lat później ożenił się z inną kobietą, która jednak nie mogła mieć dzieci. Pewnego dnia, na wycieraczce ich domu ktoś zostawił niemowlę z karteczką, że to właśnie dziecko Augustyna. Żona zajęła się wychowaniem podrzutka, ale któregoś dnia umarła w wannie, od zaczadzenia. Podrzutkiem zajęła się... Henryka. Jej trzecie dziecko, Apolonia, wyszła za mąż za mężczyznę, który wkrótce uciekł do swojej matki. Potem - przez wiele lat - wpadał czasami do żony, żeby zabrać jej, co się dało. Apolonia miała dwoje dzieci. Syn zginął w wojsku, a córka Teresa została gospodynią nawiedzonego domu.
Urodziła dwóch synów. Starszego zmusiła do ślubu z dziewczyną, której nie kochał, ale była w ciąży. Syn przysięgał, że to nie jego dziecko, ale dziewczyna groziła Teresie, że się zabije. Do dziś Romek płaci alimenty, choć nigdy nie widział tego dziecka i ani dnia nie mieszkał z "żoną". Wzorcowy przykład działania prawa karmy: ta, której się nie należało i jej dziecko otrzymują wyrównanie rachunków za Walę i Kostię, którym się należało.
Drugi syn Teresy związał się kazirodczo z... kuzynką.
Krew przeciw krwi Teraz dopiero Teresa jakby się ocknęła. Zrozumiała, że duchy Henryki i Poli próbują się przeciwstawić klątwie. A może Henryka próbuje zmazać swoją winę? Teresa przypomniała sobie, że ma w żyłach ćwierć krwi rosyjskiej, po dziadku Sybiraku. Postanowiła przeciwstawić się sile tamtej klątwy... Pewnego ranka zbudziła męża, kazała mu wziąć kilof i wyburzyć ścianę między pokojami, postawioną kiedyś przez staruszki. Zamknięte w pokoiku ich energie wydostały się na świat.
W domu zrobiło się nagle jaśniej, ustąpiło poczucie, że od sufitu coś napiera, jakby chciało zmiażdżyć... Odwiedziłam ten dom akurat w chwili, gdy runęła ściana. Decyzja o zburzeniu zbiegła się z decyzją Teresy, żeby opowiedzieć mi całą tę historię. Poprosiłam ją o portret prababki Henryki. Twarz na portrecie była w ledwie zauważalny sposób pęknięta na pół; jak gdyby składała się z twarzy dwóch różnych osób. Czy zabiegi szamanki i Teresy zdejmą klątwę z rodu? Czas pokaże...
Agata Bleja
dla zalogowanych użytkowników serwisu.