Jeśli o mnie pamiętasz, jeśli wciąż mnie kochasz, zawiąż żółtą wstążkę wokół starego dębu, który rośnie przed twoim domem - śpiewała w latach 50. cała Kalifornia. - Kiedy wrócę z wojny, już z daleka zorientuję się czy mam po co wchodzić do środka. A jeśli tej wstążki nie będzie, zrozumiem, że już masz innego. Pojadę dalej i nie będę psuł waszego szczęścia.
Popularność tego przeboju przeszła najśmielsze oczekiwania: nie tylko go śpiewano, ale wkrótce przed każdym domem, w którym mieszkała matka, żona lub narzeczona walczącego w Korei żołnierza pojawiła się żółta wstążka. Do dziś, gdy amerykańscy żołnierze biorą udział w jakiejś interwencji zbrojnej - na Bliskim Wschodzie, w Jugosławii - ludzie zawiązują na drzewach żółte wstążki. By pamiętać o tych, którzy walczą.
Supełek dla pamięci
Symbol wstążeczki jest stary jak świat. Od zamierzchłych czasów, pod każdą szerokością geograficzną ludzie wiązali kawałek sznurka, rzemienia czy tkaniny, by o czymś pamiętać.
Pismo Inków - kipu, węzełki motane na rzemieniu - pomagało utrwalić najważniejsze wieści. Indianie Nawaho, tkając kilimy i derki, robili na zakończenie pracy kilka nieregularnych węzłów, które psuły harmonijny wzór. W ten sposób starali się zapewnić przychylność bogów - szpecące tkaninę węzły miały być dowodem posłuszeństwa oraz pamięci o tym, że człowiek jest istotą słabą i ułomną, a jedynie bóg może stworzyć rzecz doskonałą.
Buriaci, syberyjski lud, który zdołał ocalić swe pierwotne wierzenia i swych szamanów przed komunistycznymi prześladowaniami, po dziś dzień czczą święte gaje. To miejsca, gdzie ludzie przyjeżdżają z odległych stron, by poprosić o pomoc boga Buriana - ojca Bajkału, wszystkich drzew, zwierząt i ludzi. Po modlitwie i wyłuszczeniu swojej prośby ludzie wiążą na gałęzi jednego z drzew wstążkę, krajkę lub po prostu odcięty z ubrania skrawek materiału.
Na tyle osobisty, by dało się go odróżnić od innych szmatek, którymi obwieszone są drzewa. Bo kiedy bogowie spełnią prośbę, człowiek musi wrócić do świętego gaju i, dziękując za przychylność, odwiązać swoją wstążkę. Buriaci tłumaczą to prosto. Burian jest surowy jak ojciec i dokładny w działaniu. Liczy strzępki na drzewach, pamięta co już załatwił, a co jeszcze mu zostało do zrobienia. Człowiek, któremu by nie chciało się pójść jeszcze raz do świętego gaju by rozwiązać swój węzeł, mógłby pomieszać Burianowi rachunki i strasznie go rozgniewać.
reklama
Czerwona dla zrozumienia Historia czerwonej wstążeczki na znak pamięci o AIDS narodziła się w Ameryce. (Na początku zresztą wstążeczka była żółta.) Tam też pojawiły się pierwsze ofiary tej strasznej choroby wśród osób publicznych. Ludzie ci umierali w straszliwym osamotnieniu i tajemnicy. Rodziny lub oni sami do końca starali się ukryć prawdziwą przyczynę śmierci, bo AIDS długo uchodził za "karę za grzechy", spadającą na wszelkich "zboczeńców" - homoseksualistów, rozpustników, narkomanów, artystów. Kiedy umierała kolejna gwiazda muzyki pop lub telewizji, aktor albo projektant mody, pisano zwykle o zapaleniu płuc. Jednak liczba zarażonych wirusem HIV rosła w tak zastraszającym tempie, że szybko zrozumiano, iż AIDS nie jest chorobą wybranych czy przeklętych, a epidemią końca XX wieku.
Pierwszym kampaniom upowszechniającym wiedzę o AIDS zaczęła towarzyszyć mała czerwona kokardka. Stała się symbolem nie tylko walki z AIDS, ale i olbrzymiego przełomu w ludzkiej świadomości. Mówiła wszystkim zarażonym - "Nie potępiamy cię, nie skazujemy na śmierć, ale współczujemy ci nieszczęścia, które cię dotknęło. Pamiętamy, że kolejną ofiarą może być ktoś z nas". Odtąd, co roku pierwszego grudnia - w Międzynarodowym Dniu Solidarności z Ofiarami AIDS - wielu ludzi na świecie przypina do ubrania małą czerwoną wstążeczkę.
W 1994 roku, w finale pokazu mody znanego projektanta Franco Moschino, zamiast - jak to jest w zwyczaju - modelki w sukni ślubnej na wybiegu pojawiło się kilkanaścioro dzieci w bieli, z czerwonymi szarfami na szyjach. A za nimi wyszedł Moschino, z twarzą zmienioną przez chorobę, umierający na AIDS. Był pierwszym, który zamiast kryć się przed opinią publiczną, stanął w pełnym świetle reflektorów, by przypomnieć, że choroba ta jest największym zagrożeniem dla przyszłych pokoleń. Zgotowano mu owację na stojąco, a wszyscy uczestnicy pokazu opuścili dziedziniec Luwru z maleńką czerwoną kokardką wpiętą do klapy.
Różowa ku przestrodze Najnowsza wstążeczka jest bladoróżowa. Evelynn Lauder, synowa Estee Lauder, legendarnej właścicielki amerykańskiego koncernu kosmetycznego, uczyniła z niej międzynarodowy symbol walki z największym wrogiem kobiet - rakiem piersi. Dlaczego akurat z tą chorobą? Bo oprócz tego, że jest wśród kobiet najczęstszą formą nowotworu, ma także psychiczne następstwa. Wykryta we wczesnej fazie, może być z powodzeniem leczona. Ale często przebieg choroby jest znacznie cięższy, niż by wynikało z medycznych rokowań. Kobieta czuje się bowiem okaleczona, niegodna miłości. A samotność mnoży rakowe komórki.
Działalność klubów Amazonek i psychoterapeutycznych grup wsparcia wykazują, że im większą pomoc otrzyma kobieta, im pogodniej patrzy w przyszłość, tym większą ma szansę na zwalczenie choroby.
Evelynn Lauder pierwsza wprowadziła zasadę, że co roku, przez cały październik, w każdym stoisku kosmetycznym tej firmy, klientki otrzymują bladoróżową wstążeczkę spiętą maleńką agrafką. Ma im przypominać o regularnych badaniach piersi, bo np. w Polsce rak piersi w 90 procentach wciąż wykrywany jest zbyt późno i o trzymaniu kciuków za te, które podjęły z chorobą walkę.
Choć wydaje się, że od indiańskich namiotów czy ukrytych w tajdze świętych gajów do nowoczesnych centrów handlowych daleka droga, sam człowiek niewiele się zmienił. Ciągle potrzebny mu kolorowy strzępek, by pamiętał o najważniejszych rzeczach - przyjaźni, miłości, nadziei i przychylności bogów.
Ewa Warska
dla zalogowanych użytkowników serwisu.