Była piękna jesień. Wracaliśmy z wakacji do domu. Na jednej z wąskich i krętych dróg wśród wzgórz Toskanii złapaliśmy gumę.
Mąż, klnąc pod nosem, zmieniał koło. Ja wstąpiłam do pobliskich zabudowań. Wydawały się zupełnie opuszczone. Ani żywego ducha, kompletna cisza. Tylko na środku podwórza w kamiennym zbiorniku ni to studni ni fontanny, błyszczała niespokojnie tafla wody. Rozkołysały ją krople z niedokręconego kranu.
Nad zbiornikiem, w niewielkiej niszy, stał posążek. Był odwrócony twarzą do ściany. Wdrapałam się na cembrowinę, by mu się lepiej przyjrzeć. Wtem usłyszałam chrząknięcie. Za mną stał niski, uśmiechnięty mężczyzna, który pojawił się nie wiadomo skąd.
- To święty Antoni - powiedział, wskazując figurkę.
- Nie upilnuje waszego domu patrząc w ścianę - zażartowałam.
Mężczyzna machnął ręką. - Żona zgubiła pierścionek po babce. Prosiła świętego, żeby pomógł go znaleźć. Modliła się, ofiarowała pieniądze - i nic! Aż straciła cierpliwość i tak go ukarała. Niech się Antoni namyśli. Teraz żona biega do świętej Assunty, do sąsiedniej wsi. Ale czy to coś pomoże?
Podobnie surowe traktowanie świętych, którzy mimo próśb i prezentów nie spełnili oczekiwań wiernych, zdarza się w wielu krajach.
W Meksyku, w stanie Oxaca, zamieszkanym głównie przez Indian, darzących gorącą miłością Najświętszą Panienkę, jej obraz lub figurkę - jeśli zawiedzie - bez litości wstawia się do kąta lub zasłania byle szmatą do czasu "aż się namyśli". Każda wieś ma swojego ulubionego świętego. Ale jeśli nie spełni on próśb np. o deszcz, urodzaj lub budowę drogi - prezenty wracają do ofiarodawców, a nieżyczliwy święty w czasie procesji wędruje za karę tyłem do przodu. Gdy mimo to uchyla się od swoich obowiązków, kupuje się na jego miejsce nowego świętego. W nadziei, że ten będzie bardziej przyjazny.
Dawanie świętym prezentów, które mają wesprzeć prośby, występuje jedynie w religii katolickiej i prawosławnej. Tylko one bowiem mają liczne grono pośredników pomiędzy niebem a ziemią, gotowych "poprzeć naszą sprawę" u Najwyższego. Ten stary zwyczaj - co tu ukrywać - dawania w łapę, przejęliśmy ze świata antycznego. Feniccy żeglarze, żeby wyjść cało z nawałnic, ofiarowywali swoim bogom posążki z kamienia lub gliny. Podobnie postępowali greccy marynarze - by morze było spokojne, a żony wierne.
reklama
Świątynie starożytnego Rzymu pełne były wotów (skrót od exvoto suscepto - czyli dopełnienie ślubowań). Czasem bogów trochę oszukiwano, srebrząc lub złocąc wyrzeźbione z kamienia przedmioty, by wydawały się cenniejsze. Przekonanie, że za prezent łatwiej coś uzyskać jest głęboko zakorzenione w ludzkiej psychice. Nic dziwnego, że w chwilach zagrożenia zwykli śmiertelnicy szukając pomocy u sił nadprzyrodzonych wspierali swe prośby darami. Zaś wota, wiszące na ścianach, wzmacniały wiarę w spełnienie próśb.
W siedemnastowiecznej Europie wręcz rozkwitła moda na obwieszanie wotami cudownych ołtarzy lub figur świętych. Czasem były to wyryte na płytce wierszowane prośby, częściej podobizny tych części ciała, które doskwierały proszącemu. Ze złota, srebra (lub pozłacanego wosku) odlewano więc ręce, nogi, oczy, zęby, wątroby, a nawet bardziej intymne elementy.
Potocki opisuje przypadek pewnego szlachcica, który odzyskawszy męskość, ofiarował Matce Boskiej złoty odlew swego sprawnego już organu w pełnej gotowości. Być może niechęć księży do wieszania tak drastycznych przedmiotów przed oczami świętych sprawiła, że z czasem zastąpiono je biżuterią i obrazami przedstawiającymi zaszłe wydarzenia lub oczekiwany cud. Bywało, że gdy cud się nie zdarzył - żądano od księży zwrotu precjozów.
Jedynym wyjątkiem wśród niebiańskiego grona "biorących w łapę" jest święty Mikołaj. Początkowo jemu także - jako opiekunowi dziewic, wilków i pasterzy 6 grudnia przynoszono do kościoła owce, barany lub drób - w nadziei, że odpędzi bestie, a biżuterię - by wyszukał właściwego męża.
Z biegiem czasu to jemu jednak przypadło biegać w grudniowe noce między domami i podrzucać podarunki - a to pod poduszkę, a to pod choinkę, na próg chaty lub do zawieszonej przy kominku skarpety. W Polsce swoje zwyczaje zmienił dopiero po roku 1840. Pod wpływem podróży rodaków za zachodnią granicę - w dzień wigilijny zaczął obdarowywać dzieci.
Grzeczne słodyczami, nieposłuszne - rózgą. Potem zaczął przynosić podarki także dorosłym. A jeszcze później uznano, że i w dzień własnych imienin święty zamiast brać prezenty, powinien je rozdawać innym. Teraz więc ten niezwykle pracowity pan z siwą brodą haruje aż na dwóch etatach!
Zanim więc poprosimy go w liście o coś, o czym marzymy, zapalmy przed jego obrazem świeczkę. Albo podarujmy - jak kiedyś - mały prezent, by życzliwiej potraktował nasze prośby.
Komu i dlaczego dawać? Gdy mojej babci coś ginęło, prosiła o pomoc świętego Antoniego.
Barbara - wspiera górników, wojsko, architektów i zsyła dobrą śmierć.
Grzegorz - patron muzyków, nauczycieli i naukowców.
Iwona - ma pod opieką prawników.
Izydor - pomaga w sadzie i na roli.
Jerzy - to opiekun studentów.
Józef - to patron cieśli, stolarzy, bardzo pomocny w robieniu kariery i awansach w pracy.
Krzysztof - patron kierowców i podróżników.
Tadeusz Juda jest od nieszczęśliwej miłości i spraw beznadziejnych.
Blanka Kleszcz
dla zalogowanych użytkowników serwisu.