Czy warto znać datę lub okoliczności swojej śmierci? Może tak, ale po co? To jak życie z wyrokiem. Niektórzy próbowali go "odroczyć" i sprytnie, jak im się zdawało, oszukać Los. Czy coś im to dało?
Gajusz Juliusz Cezar, kochanek pięknej Kleopatry i mąż cnotliwej Kalpurni doszedł do najwyższych godności w Rzymie. W lutym 44 r. p.n.e. został dożywotnim dyktatorem. Brakowało mu tylko tytułu cesarza. Na dzień marcowych id wyznaczył więc posiedzenie senatu, który miał mu ten tytuł nadać. Byłby to zapewne koniec republiki...
Wierz w sny żony i kochanki
Cezar zlekceważył ostrzeżenie, iż wybrał dzień feralny, którego nie przeżyje. Przestraszył się dopiero, gdy w noc poprzedzającą posiedzenie Kalpurni przyśniło się, że trzyma go zakrwawionego w ramionach. Przypomniał sobie, że i Kleopatra niedawno miała podobny sen i przestrzegała go przed zabójcami. Rankiem krytycznego dnia ponownie zwrócił się do wyroczni, a ta potwierdziła nadchodzącą katastrofę. Coraz bardziej zaniepokojony postanowił nie iść do senatu.
Jednak Brutus - jego przybrany syn zamieszany w spisek - twierdził, że obrazi w ten sposób senatorów. A Cezarowi na ich życzliwości bardzo zależało. Czy tak bardzo pragnął korony cesarskiej, że stracił instynkt samo- zachowawczy? A może wręcz przeciwnie - zamierzał ją odrzucić, by pokazać, że wciąż jest oddanym synem republiki? W każdym razie poszedł. Kilka godzin później Kalpurnia obejmowała zakrwawione zwłoki męża - jak we śnie. A w dalekim Egipcie Kleopatra opłakiwała utraconego kochanka. Ją ponadto wyrocznia przestrzegła, że jego śmierć będzie początkiem jej końca...
Strzeż się ślepego narzędzia losu
Podwójne ostrzeżenie zlekceważył także król Francji, Henryk II. Gdy w 1555 roku ukazały się słynne Centurie Nostradamusa, przeczytał je i nawet się domyślił, który czterowiersz dotyczy jego losów:
Młody lew starego pokona
Na polu walki w pojedynczym starciu
W złotej klatce oczy mu wykłuje
Jedna z dwóch części,
żeby umarł okrutną śmiercią.
Jednak cztery lata później zupełnie już tego nie pamiętał. W czerwcu 1559 roku turniej rycerski miały kończyć trzy walki króla; we wszystkich Henryk zwyciężył. Rozochocony poprosił ostatniego przeciwnika, Gabriela de Montgomery'ego, by zmierzył się z nim jeszcze raz. Królowa Katarzyna błagała męża, by zrezygnował. Rano mówiła mu przecież, że poprzedniej nocy ujrzała go we śnie z krwawiącym oczodołem. Henryk wyśmiał ją i ruszył na rywala. Chcąc lepiej widzieć, podniósł przyłbicę hełmu. Lanca Montgomery'ego złamała się o napierśnik króla, a pozostały w ręku kawałek wbił się w prawe oko władcy. Nieprzytomnego zaniesiono do pałacu. Zmarł po 10 dniach. Montgomery'ego uwięziono, jednak królowa pozwoliła sobie wytłumaczyć, że był on przecież jedynie ślepym narzędziem Losu.
reklama
Uważaj na zasadzki dziwnych miejsc Książę kijowski Oleg zapytał swego wróżbitę, w jaki sposób umrze. Dowiedział się, że za sprawą ukochanego konia. Przestał więc na nim jeździć, jednak nie miał serca zabić pięknego zwierzęcia. Pięć lat później dotarła do niego wiadomość, że wierzchowiec zdechł. Chciał się o tym przekonać osobiście, więc zaprowadzono go do miejsca, gdzie leżał szkielet. Oleg kopnął końską czaszkę, wołając ze śmiechem: "Przez to zwierzę miałem umrzeć!" W tym momencie z czaszki wypełzła żmija i śmiertelnie go ukąsiła.
Królowi Anglii, Henrykowi IV, przepowiedziano, że umrze w Jerozolimie. Przysiągł więc, że w życiu się tam nie pojawi. Gdy zachorował, zatrzymał się w londyńskim opactwie westminsterskim. Choć czuł się fatalnie, dowcipkował, że do śmierci tak mu daleko, jak stąd do Jerozolimy. Mina mu zrzedła dopiero wtedy, kiedy dowiedział się, iż komnata, w której leży, nosi nazwę... Jeruzalem. Stracił wówczas przytomność i już jej nie odzyskał.
Podobna historia przytrafiła się królowi Kastylii, Ferdynandowi II Katolickiemu. Wróżbita przestrzegł go, że spotka go wielkie nieszczęście w miejscowości Madrigal, gdzie Ferdynand często wypoczywał. Odtąd król omijał to miejsce z daleka. Mimo swych 64 lat był w znakomitej formie - marzył nawet o spłodzeniu potomka z nową młodą żoną, Germaine. Pił więc coraz więcej mikstur, by wzmocnić swoją męskość. Któraś z nich mu zaszkodziła. Zachorował nagle, podczas podróży. Musiał się zatrzymać w najbliższej miejscowości. Pech (a raczej Przeznaczenie) chciał, żeby była to wioska o nazwie... Madrigaleja. Gdy Ferdynand się o tym dowiedział, natychmiast chciał jechać dalej. Świta jednak ulokowała go w małym domku należącym do mnichów. Żywy go nie opuścił...
Nie stroń od oszustw Natomiast królowi Francji Henrykowi IV przepowiedziano, że spocznie w bazylice Saint-Denis, tradycyjnym miejscu pochówku władców, w tydzień po swym poprzedniku, Henryku III Walezym (krótko był także królem Polski). By oszukać Los, wykombinował sobie, że będzie trzymał jego szacowne szczątki z dala od bazyliki, a wówczas sam nieprędko się tam znajdzie. Walezy został zamordowany w roku 1589. We Francji trwała wtedy wojna domowa. Król siedział akurat w wychodku, gdy zaanonsowano mu mnicha z ważnymi informacjami o przeciwnikach. I w tej mało wytwornej pozycji władca zginął od ciosu noża - mnich okazał się wynajętym mordercą. Jego następca - Henryk IV - kazał pochować zabalsamowane zwłoki w Campiegne twierdząc, że na uroczysty pochówek w Saint-Denis trzeba poczekać do końca wojny. Potem jednak "nie znalazł na to czasu". Nikogo to specjalnie nie dziwiło zważywszy, że przepowiednia nie była tajemnicą.
Nie wiadomo dlaczego, 21 lat później, przeniósł jednak zwłoki Walezego do Saint-Denis. Czyżby znudziło mu się życie? A może przestał wierzyć astrologom? W każdym razie popełnił błąd. Gdy 14 maja 1610 r. jechał powozem ciasnymi ulicami Paryża, przedzierając się powoli przez tłum, jakiś człowiek ugodził go sztyletem. Była to dziewiętnasta próba zamachu na króla, tym razem udana. Zgodnie z przepowiednią Henryk IV spoczął w Saint-Denis tydzień po Henryku Walezym... Ale te 21 lat udało mu się zyskać!
Miej w powadze astrologów W wyjątkowo okrutny sposób próbował walczyć z Przeznaczeniem cesarz rzymski Domicjan. Postanowił on udowodnić swemu astrologowi Askleterionowi, który odważył się przepowiedzieć mu bliską śmierć, że jest kiepskim wróżbitą. Zapytał go, czy potrafi też przewidzieć okoliczności własnej śmierci. Astrolog odparł, że rozszarpią go psy. Domicjan kazał go więc natychmiast zabić i spalić zwłoki. Nadeszła jednak burza i ugasiła płonący stos. Szczątki Askleteriona rozwlekły bezdomne psy. Na wieść o tym cesarz się przeraził.
W dniu, na który astrolog zapowiedział jego śmierć, bardzo wystraszony służący - być może w zmowie ze spiskowcami, a może po to, by go uspokoić - powiedział sporo wcześniej, że właśnie minęła szósta. Cesarz pewien, że niebezpieczeństwo minęło, wyszedł z pilnie strzeżonej komnaty. Szykował się właśnie do kąpieli, gdy - dokładnie o piątej, czyli zgodnie z przepowiednią - jeden z jego przybocznych oficerów dźgnął go nożem w brzuch.
Następca Domicjana żałował tylko jednego - że razem z władzą nie udało mu się odziedziczyć znakomitego, jak się okazało, wróżbity...
Katarzyna Wysocka
(na podstawie "Leksykonu śmierci wielkich ludzi" Isabelle Bricord)
dla zalogowanych użytkowników serwisu.