Zdarzenie miało miejsce trzy lata temu. Do WRÓŻKI zatelefonowała zrozpaczona kobieta. Jej syn uległ wypadkowi, leżał nieprzytomny w szpitalu. Lekarze zrobili wszystko, co było w ich mocy, nie dając jednak chłopcu szans na przeżycie. Kobieta prosiła o kontakt z dobrym bioterapeutą. Poleciliśmy Wandę Ejsmond-Ślusarczyk. Poszła na oddział, przyjrzała się chłopcu i powiedziała do matki: - Pani syn będzie żył.
Na granicy życia i śmierci
Był początek stycznia 1997 roku. Tuż przed północą Konrad i Ania wracali taksówką do domu. Mimo ślizgawicy kierowca wjechał pełnym gazem na skrzyżowanie, nie bacząc na czerwone światło. Taksówka zderza się z innym samochodem, a potem - z wielką siłą - z latarnią, która łamiąc się miażdży tył wozu. Kierowca i Ania odnoszą niewielkie obrażenia. Konrad jest w bezdechu, dławi się własną krwią.
Reanimacja w karetce, a potem w szpitalu niewiele daje. Funkcje życiowe chłopaka przejmują medyczne aparaty. Chirurdzy otwierają mu czaszkę i oczyszczają mózg z krwiaka podtwardówkowego wielkości dłoni. Mózg i ciało przez wiele tygodni nie przejawiają chęci do życia. W powietrzu wisi nieme pytanie lekarzy: czy odłączyć ciało od rurek i pozwolić duszy odejść?
Matka chłopca, Bożena O. nie poddaje się. Spędza przy synu każdą wolną od pracy chwilę. Po czterech tygodniach lekarze przenoszą Konrada z intensywnej terapii na zwykły oddział, mimo że jest w śpiączce, ma podłączony cewnik, przez nos wetkniętą sondę i oddycha rurką wprowadzoną bezpośrednio do tchawicy.
W takiej kondycji zastaje go bioterapeutka Wanda Ejsmond-Ślusarczyk.
- Był nieprawdopodobnie spuchnięty, cały - wspomina. - Nieprzytomny, nie dawał żadnych oznak życia. W historii choroby wyczytałam, że jest odkorowany. Przez wiele lat pracowałam jako pielęgniarka, więc wiem, że w takiej sytuacji rokowania są kiepskie. Ale nie było nic do stracenia, podjęłam wyzwanie.
Wanda robi serię zabiegów bioterapeutycznych. Pierwsze dwa nie przyniosły zmian. Po trzecim wszyscy przeżyli euforię: Konrad otworzył oczy. Po czwartym zniknęły całkowicie obrzęki! Terapeutka podpowiedziała matce, żeby dla pobudzenia mózgu przyniosła synowi walkmana z jego ulubioną muzyką. Kolejne zabiegi przynoszą nowe zmiany. Ruszył nogą! Ruszył ręką! Wreszcie budzi się jego dusza - odezwał się!
Na pytanie rehabilitantki, jak się czuje, odpowiedział: "Może być". Ale dusza obudziła się tylko na chwilę. Musiało minąć jeszcze wiele dni, nim Konrad odpowiedział po raz pierwszy na pytanie matki - wolno, ledwo dosłyszalnie. Lekarze nie chcieli w to zresztą wierzyć. W ich obecności nie reagował na nic.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.