Dręczą swoje ciało, połykają ogień i szkło, a nawet pozwalają pogrzebać się żywcem, by po wielu dniach ożyć. W ten sposób indyjscy święci mężowie osiągają poznanie absolutne.
Już Aleksander Wielki podziwiał fakirów podczas wyprawy wojskowej na nizinach Pendżabu. Greckie kroniki sprzed narodzin Chrystusa opowiadają o fakirach w pobliżu Taksilu: Byli nadzy i przybierali różne pozycje. Jeden trzymał w obu rękach kawał drewna, długi na co najmniej trzy łokcie i stał chwilę na jednej, a chwilę na drugiej nodze. Inny leżał na ziemi i miał na plecach kamienie, wystawiając się przy tym na upał słoneczny i deszcz.
Dziś też zadziwiają niewiarygodnymi umiejętnościami z pogranicza cudów i magii, życia i śmierci. Medytują w odrętwiałej, niewygodnej pozycji, na przykład stojąc na jednej nodze z ramieniem wyciągniętym do góry lub wisząc na drzewie głową w dół. Formą umartwiania ciała jest trzymanie zaciśniętej pięści tak długo, aż paznokcie przerosną przez dłoń na wylot. Niektórzy - to wyjątkowo ciężka pokuta - pozwalają odciąć sobie rękę lub nogę. Jeden ze świętych mężów wiele lat siedział ze skręconymi nogami, aż mu skarłowaciały.
Głodujący mistycy
Jedną z form ascezy jest post. Skazują się na niego na przykład otaczając głowę kratą, by nie dosięgnąć ręką z pożywieniem do ust i zdać się na łaskę bliźnich. Święci biją tu wręcz rekordy! Jeden z mistyków, Giri Bali, podobno nic nie jadł przez pięćdziesiąt lat!
"Civil and Military Gazette", wydawana w Lahore, doniosła kiedyś o "świętym mężu", słynącym z długiego postu. Hinduiści w Trevandrum czcili go jak boga.
Nikt nie wiedział, skąd przyszedł, ani z jakiego jest narodu. Zobaczono go po raz pierwszy, siedzącego pod drzewem na brzegu jeziora Padmatirtha. Pił tylko mleko, a po kilku miesiącach przestał przyjmować pożywienie. Siedział nieruchomo, nie zwracając uwagi na nikogo. Pewien maharadża zatrzymał się przy nim i przemówił, jednak nie doczekał się nawet spojrzenia. Asceta medytował trzy lata, zmarł parę dni później. Całkiem niedawno, w latach 1997 i 1998, w Bangalur lekarze obserwowali sadhu - świętego - który pościł przez rok, bez uszczerbku na zdrowiu.
Pogrzebani żywcem
Fakirowie potrafią siłą woli wywołać w swym ciele żar tak wielki, że topi śnieg. Dzięki temu - zupełnie nadzy - mogą przetrwać okrutne mrozy, nawet w Himalajach. Jak pokazują dawne malowidła i ryciny, niektórzy asceci w stanie ekstazy unosili się w powietrzu lub chodzili po powierzchni wody!
Najbardziej chyba jednak zdumiewa fakt, że potrafią zatrzymać funkcje życiowe swego organizmu - wywołać pozorną śmierć, a po pewnym czasie ożyć! Asceta o imieniu Haridas co najmniej cztery razy pozwalał, by złożono go do skrzyni i zakopano w ziemi. W jednym przypadku spędził w "tymczasowym" grobie aż cztery miesiące.
Erich z Schonberg w spisie Patmakhanda I przytacza meldunki naczelnika wojsk w Pendżabie, generała Ventury, i innych wiarygodnych urzędników i dostojników na temat pewnego fakira. Przyszedł on na dwór Rendżit-Singha w Amritsar i powiedział, że pozwoli się pogrzebać na czterdzieści dni. Rendżit-Singh przyjął ofertę i kazał zbudować mu grobowiec. Fakir przez dwadzieścia dni przygotowywał się do śmiertelnego snu. Pił tylko mleko i używał specjalnych środków, by całkowicie oczyścić przewód pokarmowy.
reklama
Gdy nadeszła chwila uśpienia, zatkano mu woskiem uszy, nos i inne otwory ciała. Wtedy zaczął wstrzymywać oddech. Wreszcie upadł na ziemię. Wkrótce wystąpiły u niego oznaki śmierci, całe ciało zesztywniało i schłodziło się. Tylko ciemię było bardzo gorące i krew pulsowała w nim gwałtownie. Ciało złożono w trumnie, po czym opuszczono do grobu. Zasypano ziemią i zasiano pszenicę oraz ryż. Maharadża nikomu nie pozwalał zbliżać się do grobu, w obawie, że mógłby zostać oszukany i ośmieszony. Osobiście sprawdzał, czy wszystko jest nietknięte.
Gdy po czterdziestu dniach odkopano fakira, miał tylko bardziej żółtą skórę niż przedtem. Sługa upiekł chleb ruti, gruby na dwa palce i - jeszcze gorący - położył na jego ciemię, które wciąż tętniło życiem. Potem zaczął pocierać wszystkie członki mężczyzny, usunął z ciała wosk. Święty mąż otworzył oczy. Wyglądał, jakby stracił zmysły, ale po gorącej kąpieli doszedł do siebie na tyle, że mógł się sam poruszać. Wkrótce wyglądał tak samo, jak przed swym śmiertelnym snem.
Drogi do bram śmierci Lekarze i świadkowie, którzy obserwowali takie przypadki twierdzą, że zazwyczaj cały rytuał odbywa się w podobny sposób. Umartwienie ciała zawsze poprzedza długi post. Później asceta oczyszcza przewód pokarmowy, na przykład połykając kilkumetrowy pas płótna. Podobno niektórzy mają nacięcie pod językiem. Poprzez specjalne ćwiczenia i pocieranie języka masłem oraz mieszanką ziół potrafią tak go wydłużyć, że mogą nim zamknąć otwór jamy nosowej prowadzący do przełyku. Przed śmiertelnym snem asceta zwykle zatyka wszystkie otwory ciała korkami woskowymi, a potem wstrzymuje oddech. Jego ciało musi być jednak przed złożeniem do ziemi dobrze zabezpieczone, by nie przedostały się doń robaki.
Po wyjęciu z grobu wyciąga mu się język z przełyku, do głowy przykłada gorący placek z ciasta korzennego i przeprowadza sztuczne oddychanie. Fakir powoli wraca do życia dzięki masażowi całego ciała. Jeżeli rytuał pozornej śmierci jest odpowiednio przeprowadzony, można ponoć ten stan przeciągać w nieskończoność. W Amritsar przed 300 laty znaleziono rzekomo zakopanego w ziemi jogina z "instrukcją", jak go przywrócić do życia. Kiedy się to udało, stwierdzono, że leżał w grobie ponad 100 lat! Ostatnia próba pozornej śmierci została przeprowadzona w Nasiku w 1995 roku. Odważny sadhu spędził pod ziemią dwanaście godzin.
Zdolności fakirów są okryte tajemnicą. Niektóre ich dokonania nie są aż tak nieprawdopodobne, jak mogłoby się wydawać. To, że można stłumić funkcje życiowe, potwierdzają nie tylko legendy o nadprzyrodzonych wyczynach sadhu. Wielokrotnie znajdowano zwierzęta, które spędziły w skorupie lodowej setki lat, a po wyzwoleniu przebudziły się do życia.
Indyjscy "święci mężowie" Nazywani ascetami, mistykami. Są wśród nich fakirowie, jogini. Należą do setek różnych szkół i sekt, czczą różnych bogów i wyznają odmienne filozofie. Niektórzy więc żyją w ascezie, są surowymi jaroszami, często poszczą i chodzą nadzy, a ciała posypują popiołem. Inni zasiadają do suto zastawionych stołów i na przekór ogólnie przyjętemu tabu jedzą mięso świętych krów. Nieobce im są rozkosze z kobietami i palenie haszyszu.
Aghoriowie, mieszkający w pobliżu góry Alo, odżywiają się wyłącznie gnijącym ludzkim mięsem. Za nadzwyczajny smakołyk uważają mózg człowieka i są przekonani, że jedząc go, uzyskują magiczne zdolności. Swe godne potępienia poczynania uważają za niewinne, bowiem według panteistycznej filozofii indyjskiej: "Jeżeli wszystko jest tylko przejawem ogólnego ducha, nie może być niczego nieczystego".
Sanyasinowie to sekta wędrujących ascetów, którzy czczą Siwę. Nie wolno im jeść mięsa, pić alkoholu i rozmawiać z kobietami. Po śmierci grzebie się ich w głębokim dole, w pozycji siedzącej, a ich ciało zasypuje solą, aż po wygolony czubek głowy. O ten czubek rozbija się potem orzechy kokosowe, póki czaszka nieboszczyka nie zostanie roztrzaskana. Wtedy jego duch może spokojnie opuścić ciało.
Tekst i fot. Arnoät Vaäicek
dla zalogowanych użytkowników serwisu.