Strona 2 z 2
Najstraszliwsze sieroctwo
Niestety, krótko się cieszyli "domem pod gwiazdami". I jeszcze jedną wielką nadzieją, którą przyniosła im wiosna 1939 roku. Tak bardzo oddana dzieciom pisarka nie zaznała dotąd szczęścia macierzyństwa. Teraz wreszcie była w ciąży. Po kilku latach napisze o tamtym czasie: Jeśli teraz umrzemy, na nagrobek wystarczy jedno słowo: "Szczęśliwi". Ale niech jeszcze dziecko przebiegnie po tych paprociach i szafirowych goryczkach, aby wspięło się paluszkami na głaz ten i przy nas odczytało swoją godzinę na zegarze słonecznym. Tymczasem nadciąga wojna.
Przynosi Ewie Szelburg-Zarembinie również jej osobistą tragedię: w podróży przepełnionym pociągiem ewakuacyjnym do Lwowa przedwcześnie rodzi. Upragnionego dziecka nie ma... i już nigdy nie będzie. - Czy ojciec i matka mogą być sierotami? - zapyta potem pisarka. I odpowiada: - Tak.
Zrozpaczeni Zarembowie wracają do Warszawy, na ulicę Fałata. Mieszkanie było to samo. Uszkodzone odłamkami pocisku, skąpo oszklone, nie ogrzane, oświetlone z trudem świecami - zanotuje. Zaczyna się okupacja, porównywana przez panią Ewę do bezustannej, czarnej nocy.
Józef Zaremba zajął się tajną działalnością oświatową i kulturalną w polskim podziemiu. Jego żona pisze "do szuflady". Oparciem psychicznym staje się dla niej przygotowywanie nowych podręczników dla szkół podstawowych i średnich - z myślą o przyszłości. Pracuje nad swym cyklem powieściowym oraz dalszym ciągiem legend warszawskich. Swe rękopisy porównuje do cebulek tulipanów i hiacyntów, kładzionych jesienią do ziemi po to, by rozkwitły wiosną.
Spełnione marzenia
Wszystko to spłonęło w powstaniu. Zarembowie, wygnani z Warszawy, tułają się po kraju. Zakopiański "dom pod gwiazdami" zajęli Niemcy. Zniszczyli lunety. Zegar słoneczny rozbili miejscowi wandale. Po kilku miesiącach znajdują schronienie w Łodzi. Ale to nie stolica. Najbliższa sercu, nawet w ruinie, przyciąga ich jak magnes. Zarembowie odbudowują więc dawne mieszkanie przy ulicy Fałata. Pani Ewa pisze na nowo to, co spłonęło podczas powstania. Decyduje się na sprzedaż "domu pod gwiazdami". Zbyt boleśnie przypominał jej dramat niespełnionego macierzyństwa. I marzy uparcie o małym, własnym domu. Koniecznie z ogrodem.
reklama
W latach 60. przy skrzyżowaniu dwóch mokotowskich ulic powstaje ich "miejsce na ziemi", nieduży dom otoczony ogrodem. Pani Ewa wplata w to swoje czary i magię, jakie przetrwały od dzieciństwa. Zwierzyła mi się kiedyś: - Zamierzaliśmy dobudować piętro. Ale właściwie po co? Dla nas dwojga miejsca starczy. Najważniejszy dla mnie jest ogród - łączy z duchami przyrody i Najwyższym... Z niego czerpię twórczą moc. Ilekroć odwiedzałam to miejsce, odnosiłam wrażenie, że ogród wchodzi w dom, zespala się z nim. I tak chyba było naprawdę. Tu przecież powstał cykl "Rzeka kłamstwa" - saga rodzinna. Przeniesiona na ekran telewizyjny odniosła sukces.
Kroki dziecka, któremu nie dane było żyć, ucichły na zawsze. Ale z mokotowskiego domu pisarka rzuca krajowi apel, by przypomnieć dzieci walczące z wrogiem, zabite i poległe podczas okupacji. Ten apel Ewy Szelburg-Zarembiny dał społeczeństwu polskiemu trwały pomnik: Centrum Zdrowia Dziecka. Wcześniej Zarembowie ufundowali tablicę pamiątkową w kościele parafialnym w Nałęczowie. "Pamięci bohaterskich, męczeńskich dzieci i młodzieży na przestrzeni całych naszych dziejów. Rodzice dziecka zamordowanego w czasie nalotu hitlerowskiego we Lwowie w roku 1939. Ewa Szelburg i Józef Zarembowie".
Nikt nie potrafi tak kochaćPrzyszła ponura starość. Bezdzietni, bez bliskiej rodziny, tracili powoli majątek, by ratować zdrowie. Oboje ciężko chorowali, pani Ewa traciła wzrok i świadomość (przypuszczalnie Alzheimer), jej mąż - władzę w nogach. Utrzymanie domu i stała opieka trzech pielęgniarek przekraczały ich możliwości finansowe. Józef Zaremba, rad nierad, sprzedał więc dom, zastrzegając w nim dla obojga dożywocie. Pani Ewa zmarła w roku 1986, jej mąż dwa lata później. Po jej śmierci do końca swych dni pisał do niej listy.
Meble i książki rozeszły się "po ludziach". Nieliczne pamiątki zachowuje pani Janina Brzozowska, przyjaciółka Zarembów. Od niej dowiedziałam się niedawno, że tu, gdzie niegdyś stał ich dom, przychodzą wycieczki szkolne. Nauczyciele pytają w Związku Literatów o izbę pamięci Szelburg-Zarembiny. Nie ma nic.
Wraz z odejściem Zarembów to miejsce, tak przez nich umiłowane, przestało istnieć. Najpierw jego duchy opiekuńcze zadbały, by do końca swoich dni mieli opiekę, by godnie pożegnali ten świat. Potem pozbawione miłości tych ludzi odeszły stąd. Inni nie potrafiliby przecież tak kochać. Pewnie dlatego doszczętnie zniszczono piękny ogród z cennymi i rzadkimi drzewami. Na tym miejscu stoi dziś inny dom - piętrowy, kilkurodzinny.
Jego mieszkańcy ponoć pamiętają, że tu kiedyś było ukochane miejsce Ewy Szelburg-Zarembiny. A gdyby tak starczyło im pamięci i dobrych chęci, by umieścić na nim tabliczkę lub choćby najskromniejszy napis przypominający, że stąd poszły w świat nie tylko liczne książki, lecz także apel inicjujący powstanie Centrum Zdrowia Dziecka? Najlepszego i najpiękniejszego pomnika dla dzieci...
Monika Warneńska
dla zalogowanych użytkowników serwisu.