Strona 1 z 2
Jestem realistką, racjonalistką,osobą trzeźwo myślącą. Mocno wierzę w poznawalność świata. Jednak od czasu do czasu przydarzają się mnie albo moim najbliższym historie, które każą mi w to wątpić...
Posłańcy złej nowiny
Korale, czerwone i najprawdziwsze, nanizane były na cienką, mocną żyłkę. Należały do mojej przyjaciółki. Po jej śmierci, w ubiegłym roku, dostałam je na pamiątkę. Nie zamierzałam zatrzymać ich dla siebie. Na swe pierwsze studenckie, zimowe ferie miała przyjechać do mnie, do Zakopanego, Kasia, córka Magdy. Miałyśmy pójść w góry, do kaplicy na Wiktorówkach i zostawić tam naszyjnik jako wotum. Nie minęło jednak pół roku, gdy los - a raczej karygodna nieodpowiedzialność ludzi, którym powierzono bezpieczeństwo pasażerów promu płynącego do Sztokholmu - odebrała Kasi życie... Korale pozostały ze mną. Parę miesięcy później, w październikowy wieczór 2001 roku, dowiedziałam się o śmierci córki jednego z moich najbliższych przyjaciół. To była jej decyzja. Miała niewiele ponad dwadzieścia lat.
Nazajutrz wyszukiwałam sobie mnóstwo najrozmaitszych zajęć, byle tylko nie myśleć o tym, co się stało w Warszawie. Machinalnie przestawiając drobiazgi na stole, wzięłam do ręki korale Magdy, leżące na ceramicznej popielnicy. Nagle żyłka pękła, jakby przecięta ostrym narzędziem, a paciorki rozsypały się po pokoju. Zaczęłam je zbierać i dopiero wtedy rozpłakałam się. Żeby się uspokoić, podeszłam do okna i spojrzałam na ogród. Kątem oka zauważyłam na werandzie jakiś czarny kształt. Niczym zmięta szmata leżał pod stołem. Dwa na wpół oswojone koty siedziały na balustradzie i bacznie mu się przyglądały. Otworzyłam drzwi i podeszłam bliżej. Koty uciekły, a ja zobaczyłam martwego, niezwykle dużego gawrona. Nigdzie nie ma śladu krwi, więc to nie ich dzieło, pomyślałam. Najprostsze wytłumaczenie: rozbił się o szyby dużego okna na piętrze. Tylko dlaczego akurat w tym momencie?
Muszę zadzwonić do Ani, tylko ona potrafi to wytłumaczyć, pomyślałam, choć niejednokrotnie z lekka podśmiewałam się z jej nadprzyrodzonych zainteresowań. Ale nie zdążyłam wykręcić numeru, bo oto zadzwonił telefon, a w słuchawce rozległ się głos Ani: - Nie napisałabyś dla mnie tekstu do styczniowego numeru "Wróżki"? - powiedziała na dzień dobry. Tak jak się spodziewałam, Anna wytłumaczyła mi, że ten kruk to dusza młodej samobójczyni, córki mojego warszawskiego przyjaciela. Przyszła zapewne prosić o modlitwę... I tak od słowa do słowa na temat niezwykłego doszło do przypomnienia kilku przedziwnych historii alpinistycznych.
reklama
Biblia w plecaku Halina Krźger-Syrokomska w latach 60. uznawana była za najwybitniejszą polską alpinistkę. Jej karierę przyhamowało nieco urodzenie córki Marianny. Bardzo lubiana w środowisku wspinaczy, mimo ostrego języka i często niewybrednego słownictwa, przez jakiś czas była Halina partnerką Wandy Rutkiewicz na trudnych drogach alpejskich i w górach Norwegii. Zbyt wiele jednak je dzieliło, by ten układ mógł przetrwać. Ale kiedy w 1982 roku ruszyła pod kierownictwem Wandy kobieca wyprawa na K2, Halina znalazła się w jej składzie.
Janusz Syrokomski, mąż Haliny, powiedział mi prawie w dwadzieścia lat po tamtych wydarzeniach, że bardzo nie chciała jechać w Karakorum, choć K2 to szczyt marzeń wszystkich alpinistów świata. Jednak pozostałe uczestniczki wyprawy gorąco ją namawiały, stawiając sprawę na ostrzu noża - jeśli ona nie pojedzie, większość z nich również zrezygnuje. Uległa w końcu, nie chcąc odbierać koleżankom szans na spektakularny sukces.
Oprócz tej wyraźnie deklarowanej niechęci do wyjazdu, jeszcze jeden fakt każe się zastanowić, czy przeczuwała wówczas, że nie wróci. Otóż Anna Okopińska, partnerka i wieloletnia przyjaciółka Haliny, opowiedziała mi, że Halina, osoba niewierząca, zabrała wtedy ze sobą Biblię...
30 lipca obie dotarły wczesnym popołudniem do obozu II. Nawiązały łączność z bazą. Pod koniec rozmowy Krystyna Palmowska zapytała, jakie plany mają alpiniści austriaccy, działający w tym samym rejonie. Na to Halina odpowiedziała: "Krysiu, jeśli jesteś ciekawa planów Austriaków, to zadzwoń do Pana Bozi i zapytaj, jaka jutro będzie pogoda".
Na tym rozmowę skończyły, ustalając łączność na godzinę 18.30. Zaraz potem Anka zażyła aspirynę i usnęła. Obudziła się przed 18.00. Halina zapytała troskliwie, jak się czuje i zaraz potem straciła przytomność. Akcja reanimacyjna nie powiodła się, Halina zmarła nie odzyskawszy przytomności. Została pochowana u podnóży szczytu, o którym marzyła i którego tak się obawiała.
Spotkanie we mgle Dobrosława Miodowicz-Wolf, żona alpinisty Jana Wolfa, zwana przez przyjaciół "Mrówką", debiut w górach najwyższych przeżyła podczas drugiej wyprawy kobiecej na K2. Anna Czerwińska, Krystyna Palmowska, Wanda Rutkiewicz i "Mrówka" stanowiły samodzielny zespół w międzynarodowej wyprawie, złożonej z 29 alpinistów z 8 krajów.
Założono bazę 15 maja 1984 roku. 13 lipca, w huraganowym wietrze, cała polska czwórka osiągnęła wysokość 7400 metrów. Fatalna pogoda nie pozwoliła im pójść wyżej.
Być może pamięć o tej porażce sprawiła, że zespół w tym samym składzie postanowił się zmierzyć rok później z jednym z najtrudniejszych szczytów himalajskich, Nanga Parbat. Ludność zamieszkująca u jego stóp zwie ten szczyt "Królem Gór", alpiniści zaś - "Górą Mordercą".
Oprócz Polek próbowali go zdobyć w tym samym czasie alpiniści z Tyrolu: Peter Habeler i Michel Dacher. Dwie próby nie powiodły się. Gdy lawina zasypała w obozie IV kurtki puchowe, śpiwory i namioty, Dobrosława, podobnie jak Tyrolczycy, postanowiła biwakować w śniegu. Czuła się bardzo dobrze i była przekonana, że nawet po tak trudnym biwaku zdoła następnego dnia wejść na szczyt.
12 lipca ruszyła do góry z Tyrolczykami. Habeler osiągnął wierzchołek po 4 godzinach wspinaczki, Dacher - w godzinę później. Do obozu IV wrócili, nim załamała się pogoda. Dobrosława nie zdążyła i na grani podszczytowej została zupełnie sama. Po jakimś czasie zaczęło jej się wydawać, że ktoś idzie obok niej - był to Jerzy Kukuczka. Nawet specjalnie jej to nie zdziwiło. Wiedziała, że Kukuczka z krakowską wyprawą zdobywa Nanga Parbat od południa. Więc może razem wejdą na szczyt "Króla Gór"? Jednak kiedy po jakimś czasie Kukuczka zniknął, a z mgły wyłoniła się postać kobieca, przypominająca Pakistankę w czadorze, Dobrosława zrozumiała, że musi zawrócić, jeśli nie chce stać się następną ofiarą "Góry Mordercy"...
Tego błysku świadomości zabrakło jej jednak w 1986 roku. Miała swoje porachunki z K2 i za wszelką cenę parła do szczytu. Nie zdobyła K2, zginęła na linach poręczowych - samotna, pozostawiona przez przypadkowych partnerów z innych wypraw.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.