Strona 1 z 2
Kirsten Helming przyjeżdża do Polski od wielu lat, aby prowadzić warsztaty o leczeniu energią i kryształami. Ale jej największą pasją są rozmowy ze zwierzętami. – To wcale nie jest trudne – śmieje się terapeutka. – Naprawdę, każdy może się tego nauczyć!
Jest matką dorosłych dzieci, babcią, a z zawodu... radiotelegrafistką, która wiele lat przepracowała w duńskiej flocie. Ten fakt podkreśla szczególnie, by zaznaczyć, że mocno stąpa po ziemi. A najchętniej robi to podczas spacerów ze swymi ukochanymi czworonogami. Ma ich mnóstwo, bo bez zwierząt nie wyobraża sobie szczęśliwego życia. Lecz jak się z nimi dogaduje?
– Przede wszystkim za pomocą obrazów – mówi Kirsten. – Oczywiście dużo też do nich mówię. Ale zwierzę i tak najpierw odbiera nasze myśli, uczucia, a dopiero potem słowa.
Podążyć za myślami
Idziemy leśną ścieżką, skrajem Puszczy Kampinoskiej. Jest z nami Ewa Kamińska, uczennica, przyjaciółka i tłumaczka Kirsten. Obok nas, wesoło machając ogonem, biegnie jej pies, Norton.
– Ewa mówi do niego po polsku, ja po duńsku albo po angielsku, a on zawsze wie, o co nam chodzi – uśmiecha się Kirsten. – Bo każde zwierzę potrafi odbierać nasze myśli. A gdy człowiek myśli, to zawsze wytwarza obrazy.
Norton lubi bawić się patykami. Gdy tylko wchodzimy do puszczy, znajduje sobie pokaźny kijek i kładzie go pod nogi swojej pani. Ewa rzuca patyk, pies go przynosi i tak w kółko. W pewnej chwili Kirsten proponuje eksperyment. Rzuca w przeciwne strony dwa patyki: patyk Nortona i swój, który przed chwilą znalazła na drodze.
reklama
– Przynieś swój patyczek – mówi do psa, ale myśli, że ładniejszy i lepszy do zabawy jest jej patyk, który zaraz podniesie.
Reakcja psa jest błyskawiczna: podbiega do patyka Kirsten, chwyta go w pysk i zadowolony z siebie, składa u jej stóp.
– To dowód, że Norton podążył za moimi myślami – tłumaczy Dunka. – Po prostu odebrał obraz, w którym wyobraziłam sobie ten patyk. Zwierzęciu trzeba przekazywać jednolite komunikaty, nie wolno go oszukiwać.
Kirsten podkreśla, że jeśli na przykład nasz pies choruje, a my wiemy, że nie lubi weterynarza, nie wolno mu mówić, że idziemy na spacer. Gdy wyczuje, że coś ukrywamy, stanie się niespokojny, a nawet agresywny. Trzeba mu jasno powiedzieć, co go czeka, i zapewnić, że cały czas przy nim będziemy, a potem razem wrócimy do domu.
– Wiele razy spotykałam konie, które nie lubiły być transportowane i nie chciały wejść do przyczepy samochodu – opowiada Dunka. – Zwierzęta wyobrażają sobie transporter jako ciasną grotę, więc instynkt podpowiada im: „Uciekaj”. Jeśli jednak przekonamy je, że jadą do domu, w bezpieczne miejsce, szybko się uspokajają.
Nie ma jak buda Kirsten przekonuje, że w kontaktach ze zwierzętami najważniejsza jest konsekwencja. Jeśli w tej samej sytuacji raz mówimy „nie”, a innym razem „tak”, to pies czy kot albo przestanie nas słuchać, albo stanie się nerwowy.
– Ze zwierzętami należy postępować podobnie jak z dziećmi – mówi Kirsten. – Polecenia trzeba formułować krótko, konkretnie i egzekwować je z żelazną konsekwencją. Jeśli mówisz psu przy gościach: „Nie żebrz przy stole”, ale tak naprawdę nie jesteś o tym głęboko przekonana, to pies doskonale to wyczuje i będzie żebrał.
Zwierzęta łatwo przystosowują się do nowych warunków. Kiedy stawiamy im nowe wymagania albo zmienia się coś w ich życiu, trzeba jasno powiedzieć: „Teraz będzie tak i tak, na takich warunkach możesz ze mną żyć dalej. Jesteśmy równi, ale ponieważ ja jestem za ciebie odpowiedzialna, a ty za mnie nie, ja tutaj jestem szefem”.
Ale warto też brać pod uwagę potrzeby naszych ulubieńców. Choćby to, że większość psów i kotów woli mieszkać w niewielkim zamkniętym pomieszczeniu niż w wielkiej przestrzeni, której nie ogarniają wzrokiem. Gdy na przykład właściciele siusiających w domu psów i kotów proszą
Kirsten, by wyjaśniła, dlaczego ich pupile tak źle się zachowują, Dunka zwykle odpowiada: „Bo wszystkie drzwi są otwarte i zwierzę nie ma poczucia bezpieczeństwa”. Psy bardzo lubią leżeć pod stołem, biurkiem lub łóżkiem. Bo wtedy nikt nad nimi nie przechodzi i mają pewność, że nic im nie spadnie na głowę.
– Pewnego dnia zostałam wezwana do niewielkiego kundelka, który złośliwie siusiał na podłogę w pracowni swego pana rzeźbiarza – opowiada Kirsten. – Usiadłam obok tego pieska i długo patrzyłam mu w oczy. W pewnej chwili odebrałam od niego obraz. Pokazał mi, że zamiast w przestronnej pracowni wolałby mieszkać w szafce w sypialni. Jego pan najpierw długo się z tego śmiał, ale potem zrobił mu mały domek z drzwiami, na których wyrzeźbił serca. Pies od razu pokochał nowe lokum i przez kilka dni nie chciał w ogóle z niego wyjść!
Gdy pytam Kirsten, czy psom podobają się zwykłe wiejskie budy, ona wyraźnie się ożywia.
– Oczywiście, że tak – uśmiecha się promiennie. – Nasi dziadowie dobrze wiedzieli, co robią, budując im drewniane domki. W takiej małej przestrzeni psy czują się znakomicie: bezpiecznie, spokojnie, po prostu u siebie.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.