Był późny wieczór, gdy w jednym z domów w peruwiańskim mieście Pucallpie rozległo się głośne pukanie. Mężczyzna w średnim wieku ostrożnie podszedł do drzwi i na wszelki wypadek sięgnął po broń wiszącą obok wejścia. A potem, zachowując zimną krew, spytał, kto się tak dobija.
– To ja, tato – usłyszał. – Pomóż mi, umieram. Mężczyzna wpuścił chłopaka do środka. Nie widzieli się od lat, bo on dawno temu zostawił całą swoją rodzinę dla innej kobiety. Ale teraz, gdy ujrzał syna tak strasznie wychudzonego, brudnego i przerażonego, nie potrafił odmówić pomocy. Kazał mu usiąść spokojnie w pokoju i czekać. A sam poszedł do kuchni przygotować wywar z ayahuaski, który zgodnie z odwieczną tradycją napełnił leczniczą pieśnią mocy icaro.
Chłopak wypił napój, choć wcale nie był przekonany, że to mu pomoże. Chwilę później jednak popadł w trans, w którym ujrzał jakichś dwoje ludzi i ich córkę. Zobaczył, jak jakiś mężczyzna, chyba lekarz, wielkim nożem otwiera mu klatkę piersiową, wyjmuje serce i kładzie je na tacy. A potem mówi: „Tu jest choroba” – i wskazuje miejsce w arterii. Następnie naprawia je, wkłada serce do piersi i zaszywa ranę. I wreszcie daje wskazówkę: „Jutro masz zostać w łóżku cały dzień. Nie jedz cukru, soli ani owoców przez osiem dni, a tłuszczu przez szesnaście. Jak będziesz przestrzegać tych poleceń, staniesz się nowym człowiekiem”.
Chłopcem, który późną nocą odwiedził swojego ojca, był Pablo Amaringo. Miał wówczas 17 lat i lekarze nie dawali mu szans, że dożyje 20. urodzin, bo ciężko chorował na serce. Jednak od czasu jego wizyty w domu ojca minęło już prawie pół wieku, a on nadal cieszy się dobrym zdrowiem. Wszystko dzięki wywarowi z ayahuaski. Pablo przyszedł na świat w małej peruwiańskiej osadzie Puerto Libertad, nad jednym z dopływów Ukajali. Był siódmym z trzynaściorga dzieci biednego rolnika. Jego rodzice wprawdzie mówili wyłącznie językiem keczua, ale zadbali o to, aby syn nauczył się hiszpańskiego, a z czasem i angielskiego.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.