Nie odkładaj śmierci

– Śmierć to największe tabu współczesnego świata – mówi John McLumkin, amerykański filozof. – Potrafimy rozmawiać na przyjęciu z nieznajomymi ludźmi o problemach z erekcją.

Nie umiemy jednak powiedzieć: „Ja też umrę. Może już jutro”. Nie wierzysz? No to spróbuj to powiedzieć. Stań przed lustrem i powiedz: „Umrę. Ja też umrę”. I co? 90 procent moich studentów nie daje sobie rady z tym ćwiczeniem!

– Statki po Styksie kursują codziennie – zgadza się z nim Sebastian Minor, szef Fundacji Feniksa, która szkoli między innymi wolontariuszy pracujących z umierającymi. – Dziwne, że się nad tym nie zastanawiamy. Że nie próbujemy o tym rozmawiać. Ogromne sumy przeznaczane są na to, by przygotować ludzi na nadejście tajfunów, huraganów, powodzi. Gdy wiadomo, że są blisko, do pracy wyruszają sztaby opłacanych przez rząd psychologów. O śmierci wiemy, że zawsze jest tuż-tuż. I co? I nikt nie usiłuje nas na nią przygotować.
Moglibyśmy pewnie przygotować się sami, z całkiem niezłym skutkiem. Ale najpierw musielibyśmy przyznać, że istnieje. My tymczasem, wbrew logice, negujemy istnienie śmierci.

– Ratowanie życia to jedno, a pogodzenie się z nieuniknionym to zupełnie co innego – mówi Jan Markiewicz, chirurg. – Kiedy medycyna jest bezradna, mówimy rodzinie: „Proszę pożegnać się z mężem”, „Macie państwo kwadrans”. W takiej sytuacji ludzie się gubią, kompletnie nie wiedzą, co robić. Najczęściej przywołują na twarz sztuczny uśmiech i mówią: „Wszystko będzie dobrze. Za tydzień znowu będziesz w domu”. Myślimy, że tając przed umierającym prawdę, sprawiamy, że umiera pogodny. Pogodny – nie pogodzony. Pogodny – czyli niewiedzący. Czy to naprawdę najlepsze rozwiązanie?

reklama

W starych filmach i książkach ludzie umierają inaczej niż teraz. W domach, a nie w szpitalach. Nie z pielęgniarką, lecz z całą rodziną u boku.
– Kiedy byłam młoda, te filmy wydawały mi się kompletnie oderwane od rzeczywistości – mówi Ewa, psycholog współpracująca z hospicjum onkologicznym.
– No bo jak to możliwe, że ciężko chory człowiek był w stanie poczekać w tym łóżku, aż krewni w komplecie zgromadzą się u wezgłowia? Jak to możliwe, że znajdował w sobie siły, żeby z każdym się pożegnać i dać ostatnie cenne rady? Ludzie przecież umierają wtedy, kiedy przychodzi ich czas, a nie wtedy, kiedy najstarszy syn w końcu nadjedzie z Ameryki!
Okazuje się, że Ewa nie miała racji. Dla ogromnej większości jej pacjentów pożegnanie z rodziną jest bardzo ważne. Chcą wiedzieć, ile mają czasu. I precyzyjnie te ostatnie dni i godziny planują. A potem, często nadludzkim wysiłkiem, krok po kroku wprowadzają plan w życie.

Bliscy jednak robią, co mogą, żeby to pożegnanie uniemożliwić.
– Nie uwierzyłabym, gdybym nie widziała na własne oczy, ilu ludzi wmawia swoim ojcom czy matkom, zostawianym w hospicjum, że to szpital albo dom opieki – mówi Ewa. – Rodzice próbują z nimi rozmawiać o śmierci, a oni obracają to w żart. Słuchają tylko tego, co dotyczy spadku. Wskazówki, co napisać na nagrobku albo powiedzieć od dziadka wnusi, kiedy urośnie, są ignorowane. Najbardziej typowa odpowiedź, skierowana do człowieka, który ma przed sobą ostatnie godziny życia, brzmi: „A co też dziadek opowiada, dziadek jeszcze na jej weselu zatańczy!” albo „Nie przyszliśmy tu, żeby rozmawiać o śmierci”.

Christiaan Barnard, kardiochirurg, który jako pierwszy przeszczepił serce, powiedział: „Współczesna medycyna traktuje śmierć jako kolejną chorobę, którą trzeba leczyć”. Czy można jeszcze zmienić to myślenie? – nigdy samemu!

Źródło: Wróżka nr 11/2005
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl