W czasie, gdy ja wykładałem na uniwersytecie eleganckie teorie ekonomiczne, ludzie umierali na ulicach z głodu – napisał profesor Muhammad Yunus. – Mogłem rozparty wygodnie w fotelu opowiadać godzinami o sposobach walki z ubóstwem, ale tak naprawdę nie potrafiłem nawet samemu sobie wytłumaczyć, dlaczego ludziom, którzy tuż obok mnie harowali po 12 godzin na dobę, nie starczało na jedzenie.
Yunus urodził się w Bangladeszu, jednym z najbiedniejszych państw świata. Sam biedy nigdy nie zaznał, zamożni rodzice sfinansowali mu studia, po ich ukończeniu wyjechał na stypendium do USA. Mógł pozostać na wymarzonym Zachodzie, ale wrócił do rodzinnego kraju. Tu również mógł wieść wygodne życie uczonego, który jako ekspert od problemów Trzeciego Świata jeździ z konferencji na konferencję i w luksusowych hotelach, zagryzając kanapki z kawiorem, dyskutuje o tym, jak pomagać potrzebującym. Takich mędrców-darmozjadów są dzisiaj tysiące, a ich ulubiony i powtarzany przy każdej okazji argument to stwierdzenie, że „biednym nie należy dawać ryby, tylko wędkę”.
Yunus wybrał inną drogę. Wstrząśnięty klęską głodu, który w 1974 roku zabił ponad półtora miliona jego rodaków, zamiast na kolejne naukowe sympozjum wyjechał na wieś. Chciał zbadać, co naprawdę można zrobić, by ulżyć ludziom żyjącym w skrajnej nędzy. Po dwóch latach obserwacji i rozmów doszedł do przekonania, że proponowane przez Zachód sposoby niczego nie zmienią. Dary i pieniądze przekazywane w ramach pomocy charytatywnej są albo natychmiast przejadane, albo marnotrawione, albo przywłaszczane przez skorumpowanych urzędników.
reklama
Zasada „wędka zamiast ryby” również się nie sprawdza, gdyż wędkę też trzeba kupić, a najuboższych nawet na to nie stać.
Co gorsza, ludziom, którzy nie mają nic, żaden bank nie udzieli pożyczki. Jedynym wyjściem z koła niemożności wydaje się więc wyjazd na bogaty Zachód. Yunus znalazł jednak inne rozwiązanie. Wyręczył banki i mieszkańcom wioski, w której prowadził badania, pożyczył własne pieniądze. Nie były to wielkie sumy, kilka, najwyżej kilkanaście dolarów na osobę. W najśmielszych planach nie przewidywał, że ćwierć wieku później będzie pomagał w ten sposób ponad sześciu milionom ludzi i obracał sumami przekraczającymi dwa miliardy dolarów. A w 2006 roku za swoją działalność zostanie uhonorowany Nagrodą Nobla. W czym krył się sekret jego niezwykłego sukcesu?
Yunus nie był świętym Franciszkiem, który rozdał swój majątek biednym, by potem żyć jak oni. Wręcz przeciwnie, niczego nie dawał za darmo i wymagał zwrotu pożyczonych pieniędzy wraz z odsetkami. Cały uzyskany w ten sposób dochód przeznaczał na zakładanie nowych kas pożyczkowych, które z czasem przekształciły się w olbrzymi bank o nazwie Grameen. Pozornie nie było w tym nic nowego, ot, jeszcze jeden pomysł na dobry biznes. Jednak klientami Grameen były osoby, których tradycyjne banki nawet nie wpuściłyby za swój próg – żebracy, bezrolni chłopi, pozbawione środków do życia wdowy, analfabeci…
– Nikt nie wyprowadzi człowieka z biedy, jeśli on sam tego nie zrobi – tłumaczył Yunus. – Największa sztuka polega na przekonaniu go do podjęcia tego wysiłku.
Nie jest to tylko problem dalekich i egzotycznych krajów. Z opublikowanego właśnie raportu Unii Europejskiej wynika, że co czwarte dziecko w Polsce żyje w rodzinach zagrożonych biedą. Warto więc poznać sposoby, jakimi biznesmen i filantrop z Bangladeszu wyprowadził miliony swoich rodaków ze stanu beznadziei i apatii.
– Ludzie muszą przede wszystkim dostrzec, że istnieje ktoś, kto im ufa i w nich wierzy – wyjaśniał jeszcze przed otrzymaniem Nobla. – Dawanie jałmużny uspokaja sumienie dającego, ale sytuacji obdarowanego w niczym nie zmienia. Wręcz przeciwnie, utwierdza go w przekonaniu, że jest skazany na łaskę innych i zabija w nim resztki inicjatywy. Trzeba zatem działać w taki sposób, by wspierani odzyskali poczucie własnej godności.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.