Był 3 października 1849 roku, gdy obywatele miasta Baltimore poszli głosować w wyborach do Kongresu. Ulice, knajpy i tawerny wypełniły tłumy ludzi. Miasto uchodziło za mocno skorumpowane. Miejscowi politycy kupowali głosy wyborców, stawiając im niezliczone kolejki whisky i fajki opium.
Uwagę bywalców pubu „Cooth & Seargeant’s” zwróciła dziwna postać. Mężczyzna o napuchniętej twarzy i zmierzwionych włosach miał na sobie brudne i podarte ubranie. Zataczał się i majaczył, jednak dociekliwym udało się poznać jego nazwisko: Poe. Z rozmowy wynikało także, że gdzieś w pobliżu mieszka jego dobry znajomy, doktor James Snodgrass. Natychmiast po niego posłano i słynny pisarz wkrótce znalazł się w szpitalu.
W malignie przeleżał cztery dni. Jego przyjaciele mieli w tym czasie o czym myśleć. Nie widziano go od tygodnia. Co robił przez ten czas? Skąd wziął ubrania, które ewidentnie były zbyt duże i nie należały do niego? Gdzie się podziała skrzynia podróżna, w której trzymał rękopisy? Sam zainteresowany nigdy nie odpowiedział na te pytania. Zmarł nad ranem 7 października. Zostały po nim opowiadania i wiersze obsesyjnie drążące temat miłości, śmierci i niezbadanych meandrów ludzkiej duszy. .
Gdy spojrzymy na życie Poego, tematyka jego twórczości przestaje dziwić. Od najmłodszych lat wisiało nad nim jakieś fatum. Miłość i śmierć szły ręka w rękę, skutecznie wiodąc pisarza ku depresji i szaleństwu. Urodził się w rodzinie aktorów, miał dwójkę rodzeństwa. Ojciec, cierpiący na alkoholizm, porzucił żonę i dzieci w 1810 roku. Nigdy więcej nie dał znaku życia. Wkrótce potem zmarła matka Edgara, Elizabeth. Miała zaledwie 24 lata.
Chłopcem zaopiekował się kupiec John Allan wraz z żoną. Pozostała dwójka dzieci znalazła inne domy. William, starszy brat, szybko popadł w alkoholizm i zmarł w wieku 18 lat na gruźlicę. Siostra Rosalie zapadła na tajemniczą chorobę, która zatrzymała jej rozwój umysłowy i fizyczny.
reklama
Do końca życia trzeba było się nią opiekować. Data narodzin siostry, która przyszła na świat już po rozpadzie małżeństwa rodziców, sprawiła, że Edgara ciągle męczyła kwestia jej ojcostwa. Przez lata obsesyjnie powracał do tych myśli, choć publicznie kłamał, twierdząc, że ojciec zostawił ich dopiero po narodzinach Rosalie. Niejasne losy siostry i przedwczesna śmierć matki miały odcisnąć piętno na jego późniejszych relacjach z kobietami.
Pierwszą miłością Edgara była niejaka Jane Smith Stanard. Poznał ją, gdy miał 14 lat. Uczęszczał wtedy do gimnazjum w Richmond. Dni płynęły na nauce i zalotach do dziewcząt z lokalnej żeńskiej szkoły. Edgar rysował ich portrety, wysyłał je pannom i prosił, by oddały dzieło z przyczepionym puklem swych włosów.
Z Jane historia wyglądała zupełnie inaczej. Była ona bowiem matką jednego z jego młodszych szkolnych kolegów. Poe pokazywał jej swoje pierwsze próby poetyckie i spędzali dużo czasu, dyskutując o literaturze. Sprawa była zupełnie niewinna – po prostu odnalazły się dwie bardzo wrażliwe dusze. Wrażliwość ta jednak została wkrótce wystawiona na ciężką próbę. Pani Stanard, kobieta piękna i uduchowiona, zaczęła popadać w szaleństwo. W końcu – w wieku 31 lat – zmarła. Poe dedykował jej wiersz „Helena”, w którym wielbił wdzięki swej ukochanej. Jane została pochowana na cmentarzu w Richmond. Jeszcze przez długi czas Edgar przesiadywał przy jej grobie.
Piękno i smutek stały się od tej pory nieodłącznymi elementami jego twórczości. Wiedział, że zostanie poetą. Za młodu stwierdził nawet, że swoje wiersze powinien podpisywać „Edgar A. Poet”. Pragnął piękna, lecz nie tego, które dostępne jest w świecie fizycznym – uważał, że dusza pragnie uniesień wyższego rzędu. A takie doznania może dać tylko muzyka, która wzbudza tęsknotę za czymś nieosiągalnym i wzniosłym, czego ledwie dotknęliśmy, a czego nigdy nie obejmiemy w pełni. Celem życia Poego stało się uwiecznienie tego stanu w swych wierszach.
Uważał, że poezja tak jak muzyka jest ulotna i daje możliwość tylko chwilowego kontaktu z tym, co najpiękniejsze. Podkreślał też, że to, co wprawia w zachwyt, zawsze jest podszyte smutkiem, chorobą, szaleństwem i ma „coś dziwacznego w swych kształtach”. Widocznie „coś dziwacznego” miała w sobie młodziutka Sarah Emilia Royster, którą Edgar uczył grać na pianinie. Bo właśnie ona stała się jego kolejną wielką miłością. Poe miał wobec niej poważne plany, ale z małżeństwa nic nie wyszło, gdyż po skończeniu gimnazjum wyjechał na studia do Charlottesville. Tam zaś oddawał się zwyczajowym przyjemnościom żaka: grze w karty i słodkiemu lenistwu i w końcu całkiem zapomniał o ukochanej.
Co gorsza, wkrótce narobił sobie tyle długów, że musiał prosić przybranego ojca o przysłanie... mydła. Wydał jednak własnym sumptem pierwszy tom wierszy. Były to ledwie wprawki, jednak już pojawiał się w nich wiodący motyw nieosiągalnej, ulotnej i tajemniczej kobiety: wcielonego piękna z pogranicza jawy i snu. Kariera pisarska Edgara nabrała rozpędu dzięki konkursowi rozpisanemu przez gazetę „Southern Literary Messenger”. Młodzieniec wysłał kilka swoich opowiadań, zdobył dwie główne nagrody i rozpoczął pracę jako dziennikarz.
W międzyczasie zdążył pokłócić się ze swym opiekunem i odbyć służbę w armii. Trafił do słynnej Akademii West Point. Oficjalnie został stamtąd wyrzucony za niesubordynację. Prawda jest jednak taka, że przeżył ciężkie załamanie nerwowe i oddalił się z jednostki. Po kilku dniach znaleziono go w malignie w jednym z tanich hotelików na Manhattanie. Los nie oszczędzał poecie tajemniczych zdarzeń.
W Bostonie przeżył epidemię cholery i obserwował przelot komety Halleya. Wkrótce potem jego przybrany ojciec zmarł na puchlinę wodną, nie zostawiając mu ani centa w testamencie. Poetę podtrzymywało na duchu pisarstwo oraz... miłość. Bo znowu się zakochał, tym razem w swojej kuzynce Virginii Clemm. Jednak i tu nie obyło się bez problemów. Dziewczynie chciał się oświadczyć także kuzyn Edgara, Neilson. Poeta interweniował u jej matki, pisząc obszerny list, w którym jasno określił swoje plany wobec wybranki. Ale długo nie otrzymywał odpowiedzi. Kłopoty miłosne sprawiły, że zaczął pić i rzucił pracę w gazecie. Potem starał się bez skutku o wydanie tomu opowiadań w prestiżowym wydawnictwie. Powrócił więc do pracy w „Southern Literary Messenger” i na jakiś czas odstawił alkohol. Także jego życie emocjonalne szło ku lepszemu: dostał zgodę na małżeństwo z Virginią. Trzeba było rozwiązać jeszcze tylko jeden problem: znaleźć kogoś, kto sfałszuje akt ślubu. Poe bowiem miał 27 lat, a jego narzeczona... 13!
Zaślubiny odbyły się 16 maja 1836 roku i zostały potwierdzone przez pastora prezbiteriańskiego. W dokumentach wpisano, że panna młoda miała 21 lat. Młodzi zamieszkali wspólnie z jej matką. W chwilach wolnych poeta uczył dziewczynkę francuskiego i gry na harfie. Jednak jak wszystko, co w życiu pisarza było piękne, i miłość nie mogła trwać długo. Po kilku latach małżeństwa Virginia zachorowała, jej stan ciągle się pogarszał. Dnie spędzała na sofie, przykryta kocem, przytulona do ukochanego kota. Poe niepokoił się coraz bardziej, swojej obsesji dawał wyraz w kolejnych opowiadaniach.
Oto w „Eleonorze” młodzieniec zakochuje się w swojej kuzynce, która wkrótce umiera. Chłopak przysięga, że nigdy nie pokocha innej, lecz nie dotrzymuje słowa. Motyw ten powtarzał się w wielu tekstach, między innymi w „Upadku domu Usherów” i „Berenice”. Młode, bladolice dziewczęta popadają w obłęd, umierają i torturują wspomnieniami duszę głównych bohaterów. Virginia zmarła na gruźlicę 30 stycznia 1847 roku. Przez wiele dni pisarz nie wstawał z łóżka. Śmierć stała się jego obsesją. W opowiadaniach zaczął opisywać sny hipnotyczne, śmierć pozorną, epilepsję. Wędrował po granicy życia i śmierci, jawy i snu. I przekonywał, że tylko cierpiący umysł może poznać tajemnicę istnienia. „Ludzie mówią, że jestem chory” – opowiada bohater „Eleonory”, zrozpaczony, nękany wizjami zmarłej kochanki. Ale według niego to właśnie choroba, szaleństwo, pozwala dotrzeć do najtajniejszych zakamarków ludzkiej duszy. Dla Poego każdy geniusz musiał być uznany za szaleńca i znienawidzony przez ludzi.
Z miesiąca na miesiąc pisarz wpadał w coraz większy obłęd. Zwłaszcza że znów pił na umór, a do alkoholu dołączył jeszcze laudanum – nalewkę sporządzoną na opium. „Opętało mnie [ono] i uczyniło swym niewolnikiem, a moje prace i zamiary nabrały barwy mych snów” – pisał. Przeżywał też dziwne mistyczne wizje. Trudno dziś dociec natury tych objawień. Mogły to być zwyczajne halucynacje. Poe jednak upierał się w liście do przyjaciółki, że wszystko, co opisał w opowiadaniu „Ligea”, zobaczył w wizji. „Ligea” to historia miłości pewnego mężczyzny do ciemnowłosej dziewczyny. Gdy ukochana umiera, główny bohater poślubia niekochaną blondynkę. Z czasem ta zaczyna coraz bardziej przypominać zmarłą. „Wszystko, co opisałem, objawiło się naprawdę. Sama ekstaza ma w sobie coś nadprzyrodzonego, jest przebłyskiem świata zewnętrznego wobec ducha” – notował autor.
Ekstatyczne stany pogłębiały jednak depresję. Poe pisał coraz mniej, coraz więcej pił. Gdy zmarł, za przyczynę zgonu uznano delirium tremens. Dopiero kilka lat temu naukowcy z Uniwersytetu Maryland zaproponowali teorię, że poeta zmarł z powodu... ugryzienia przez chorego psa. Według szpitalnych zapisków w momencie przyjęcia był trzeźwy, na miejscu zaś zdradzał objawy wodowstrętu, charakterystycznego dla chorych na wściekliznę. Pełne dziwnych zdarzeń życie Poego skończyło się kolejną zagadką. Nawet po śmierci wkoło poety panowała aura tajemnicy. W latach 70. XX wieku przy grobie artysty zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Oto każdej zimy w rocznicę śmierci pisarza zamaskowany osobnik zostawiał na nagrobku trzy czerwone róże i butelkę koniaku. Trwa to do dziś, a tożsamość wielbiciela pozostaje nieznana.
Stanisław Gieżyński
dla zalogowanych użytkowników serwisu.