Byłam kochanym dzieckiem, miałam wspaniały dom i cudownych rodziców. Ale jako dziecko musiałam łykać sterydy, więc wyglądałam jak „utuczony prosiaczek”, a do tego nosiłam okulary. Mimo to zawsze rozpierała mnie energia. Było mnie wszędzie pełno. Chciałam robić sto rzeczy naraz i budzić powszechny podziw (jestem zodiakalnym Lwem).
Jednak gdy koleżanki chodziły z chłopcami, biegały na prywatki, to ja zamknęłam się w „twierdzy kompleksów” i całkowicie poświęciłam czytaniu książek oraz harcerstwu. Tam też znalazłam przyjaciół, a wśród nich Janusza. Wprawdzie znaliśmy się od dziecka, bo nasze rodziny razem jeździły rowerami do lasu, ale zaprzyjaźniłam się z nim dopiero na obozie. Zawsze był niezawodny, umiał słuchać i „wytrzeć łzy”. Potrafił też rozbawić, pomagać potrzebującym i śpiewać przy ognisku. Po prostu BYŁ.
Gdy pewnego dnia odkryłam, że to nie tylko przyjaźń, wystraszyłam się, że nigdy dla niego nie będę dość dobra. Swoje uczucia schowałam więc głęboko w sercu. Jakiś czas potem znalazłam chłopca (a właściwie to on mnie znalazł), który obdarzył mnie takim uczuciem, że bezgranicznie mu zaufałam. Jesteśmy razem od 38 lat. Zbudowaliśmy dom, wychowaliśmy dwie córki, mamy wnuki i ciągle uczymy się ze sobą rozmawiać. Chcemy być szczęśliwi. Janusza ostatni raz widziałam dzień po moim ślubie. Na uroczystość nie przyszedł, wysłał tylko telegram: „Szczęść Boże Młodej Parze – o to Cię prosi Janusz”.
Zniknął. Wiedziałam, że mieszka w sąsiednim mieście, więc zawsze, kiedy tam byłam, wypatrywałam oczy, licząc, że może go zobaczę. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak zniknął bez słowa. Odnalazłam go po 36 latach w „Naszej Klasie” i... świat zawirował. Jeszcze parę maili i serce oszalało! W jednym z nich napisał: „Odsunąłem się, bo poczułem, że zaczynam patrzeć na ciebie inaczej. Bałem się, że możemy nie powstrzymać uczuć i emocji, zapomnieć się. A nie chciałem Cię zranić, byliśmy tacy młodzi”.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.