Strona 1 z 2
Pies z uporem trącał nosem ciągle w to samo miejsce na prawej piersi swej właścicielki. W końcu kobieta nie wytrzymała i obmacała je palcami. Wyczuła mikroskopijne zgrubienie. Na wszelki wypadek poszła do lekarza, badania wykazały pierwsze stadium nowotworu. Szybko przeprowadzona operacja uratowała jej życie.
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Nancy Best z Kalifornii nie ma wątpliwości, że ukochana suka Mia uratowała jej życie.
– Gdyby nie ona, na pewno nie przebadałabym się tak szybko – opowiadała dziennikarzom. – Straciłam pierś, ale żyję. Niedawno obchodziła dziesiątą rocznicę tego wydarzenia. Medycyna zna sporo podobnych przypadków. Psy dzięki doskonałemu węchowi mogą wyczuwać zmiany chorobowe. Prawdopodobnie reagują na zapach substancji wydzielanych przez komórki rakowe. Niestety, nie potrafią w czytelny sposób przekazywać tych informacji. Zachowanie suki pani Best było wyjątkiem.
W USA i Wielkiej Brytanii podjęto próby takiej tresury, by zwierzęta rozpoznawały choroby w podobny sposób, jak wykrywają przemycane narkotyki. Jest to jednak trudne, gdyż chorób są tysiące i psy nie bardzo wiedzą, czego szukać. Stawianie diagnozy lepiej więc pozostawić lekarzom. Ale zawsze warto obserwować swoje zwierzaki. One doskonale znają właścicieli i reagują, gdy coś się z nimi dzieje.
Niekoniecznie musi chodzić o chorobę. Posiadacze psów dobrze wiedzą, że gdy wpadają w przygnębienie, ich ulubieńcy szczególnie natarczywie domagają się zainteresowania i pieszczot. W pierwszej chwili często się złoszczą na swoje czworonogi, ale szybko okazuje się, że zajęcie się zwierzakami poprawia nastrój.
– Kiedy czułam, że nie zdołam podnieść się z łóżka, mój Nero zmuszał mnie do wysiłku – wspomina Maria, która kilka lat temu przeszła chemioterapię i zmagała się z jej następstwami. – Mąż wyjeżdżał w delegacje, ja zostawałam sama z psem. Chcąc nie chcąc, musiałam przygotować mu jedzenie, wyprowadzić na spacer, pogłaskać.
Wierny kundelek nie odstępował jej na krok. Gdy nie chciało jej się ruszyć, siadał przy łóżku i patrzył tak żałośnie, że ustępowała.
– Dziś wiem, że bardzo mi pomógł w rekonwalescencji – mówi.
reklama
Kocie tajemnice Wiedzą o tym również lekarze. Już w XVIII wieku doktor William Tuke ze szpitala w Londynie przekonywał, że obecność zwierząt sprzyja odzyskiwaniu zdrowia przez jego pacjentów i pozwalał na trzymanie w salach królików. W czasie II wojny światowej za radą psychologów do niektórych amerykańskich szpitali sprowadzono psy i koty. Dzięki temu ranni żołnierze chociaż na chwilę zapominali o bólu i kalectwie, łatwiej też znosili samotność. Obecność zwierząt jest zbawienna także dla zdrowych.
Naukowcy z uniwersytetu stanu Minnesota wybrali 5 tysięcy osób, z których połowa miała psa lub kota, a połowa nie, i przez 10 lat obserwowali stan ich zdrowia. Okazało się, że wśród posiadaczy zwierząt było o jedną trzecią mniej zawałów serca i załamań nerwowych. Wyjaśnienie tego fenomenu w przypadku psów nie sprawia trudności. Trzeba je przecież przynajmniej dwa razy dziennie wyprowadzać na spacer, a wpływ ruchu na świeżym powietrzu na pracę serca jest oczywisty. Dlaczego jednak identyczny rezultat dało posiadanie kotów?
Z własnego doświadczenia wiem, że głaskanie kota i wsłuchiwanie się w jego mruczenie działa uspokajająco. Potwierdzają to również badania naukowe. Podczas zabawy z kociakiem mózg zwiększa wydzielanie endorfin, czyli tak zwanych hormonów szczęścia odpowiadających za dobry nastrój. Pod ich wpływem obniża się z kolei poziom adrenaliny i kortyzolu, czyli hormonów stresu. I w tym kryje się kocia tajemnica, bo przecież stres i napięcia nerwowe są jedną z ważniejszych przyczyn zawałów.
Kot chadza co prawda własnymi drogami, jednak jego ścieżki w końcu zawsze prowadzą do człowieka. A gdy zaczyna się łasić i mruczeć, działa jak lek na całe zło. Nad pigułkami ma tę przewagę, że nie wywołuje żadnych skutków ubocznych. Kocią terapię zastosowała w ramach eksperymentu grupa amerykańskich maklerów giełdowych, pracujących w olbrzymim napięciu i cierpiących z tego powodu na wysokie nadciśnienie. Po pół roku w ich organizmach zaszły wręcz cudowne zmiany – bez żadnych dodatkowych środków ciśnienie wróciło do normy
Podwodni cudotwórcy Marcin jest grafikiem w jednej z warszawskich redakcji, całe dnie spędza przed komputerem. Gdy któregoś dnia ustawił na biurku akwarium, koledzy uśmiechali się dwuznacznie. Dziś wraz z nim relaksują się, patrząc na kolorowe rybki pływające wśród zielonych roślin.
Philippe Dupuis, francuski psycholog i akwarysta przekonał niedawno szefów kilku paryskich szpitali dziecięcych do ustawienia dużych akwariów w poczekalniach. Efekty są znakomite, dzieci przestają się bać, łatwiej nawiązują kontakt z lekarzami. Dobroczynny wpływ kolorowych rybek na swoich podopiecznych potwierdzają także pracownicy domów opieki dla osób w podeszłym wieku. Równie uspokajająco działa śpiew ptaków. O tym, że wyjątkowo kojące jest towarzystwo delfinów, nikogo już dziś nie trzeba przekonywać.
Wydawane przez nie, niesłyszalne dla naszego ucha, ultradźwięki, przenikają do komórek ludzkiego ciała i wywołują w nich korzystne zmiany. Co ciekawe, zwierzęta szczególnie interesują tym, co nowe i odbiegające od znanej im normy. Jeśli więc oswoiły się ze zdrowym i wyluzowanym treserem, a w wodzie obok nich pojawia się osoba zestresowana lub chora, zaczynają reagować. Naukowcy przypuszczają, że wysyłają w jej kierunku ultradźwięki, które wywołują uzdrawiający rezonans w komórkach. Najbardziej wrażliwe na te sygnały są komórki nerwowe, dlatego pływanie z delfinami działa na człowieka tak uspokajająco. Te intrygujące ssaki potrafią też działać jak najnowocześniejsze USG. Gdy do wody wejdzie kobieta w ciąży, nawet tak wczesnej, że jeszcze sama o niej nie wie, natychmiast podpływa do niej stado delfinów.
Delfiny nie tylko koją, ale także uczą i leczą. Ich pacjentami są przede wszystkim dzieci – autystyczne, niewidome, z zespołem Downa. Dzięki bliskim kontaktom z dużo od nich większymi zwierzętami malcy stają się odważniejsi, sprawniejsi fizycznie i bardziej otwarci na świat. Profesor David Nathanson, który prowadzi eksperymentalną terapię w ośrodku Marathon Key na Florydzie, odnotował wiele zadziwiających przypadków. Niektórzy z jego podopiecznych wypowiedzieli pierwsze w życiu słowa, nazywając wrzucane do wody i przynoszone przez delfiny przedmioty. Inni nauczyli się liczyć i zaczęli okazywać żywsze uczucia. Spotkania z delfinami są jednak dostępne tylko dla nielicznych. Na szczęście mają one równie skutecznych zmienników.
Końska dawka zdrowia Tym, czym w wodzie delfiny, na lądzie są konie. To też duże i silne zwierzęta, które początkowo wzbudzają lęk, jednak w miarę bliższego poznawania stają się doskonałymi terapeutami i przyjaciółmi. Ich ciało jest mniej więcej o 1 stopień Celsjusza cieplejsze niż ludzkie, co sprawia, że przytulenie się do grzbietu wywołuje przyjemne, kojące doznania. A rytmiczne kołysanie się w rytm ruchów zwierzęcia jest znakomitym ćwiczeniem fizycznym.
– Zajęcia w sali gimnastycznej strasznie mnie męczyły i nudziły – opowiada Grzegorz Chełminiak, student, który dla odzyskania sprawności po wypadku samochodowym musiał przejść trudną rehabilitację. – Dlatego dałem się przekonać koledze do hipoterapii. To był strzał w dziesiątkę, katusze zmieniły się w przyjemność, a efekty przeszły oczekiwania mojego lekarza.
Wielu osobom, zwłaszcza starszym, zwierzęta pomagają w zmaganiach z samotnością, niepełnosprawnym wręcz umożliwiają życie, służąc jako przewodnicy i tragarze. Nie ma wierniejszego przyjaciela niż pies czy kot, który nigdy nie zdradzi, nie skrytykuje, nie wyśmieje i chociaż nie mówi, zawsze wysłucha. Nie znam właściciela czworonoga, który by z nim nie rozmawiał jak z człowiekiem, nie rzucał na powitanie „cześć kotku”, „witaj piesku” i nie uśmiechnął się, gdy w odpowiedzi jego ulubieniec skacze z radości.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.