Strona 1 z 2
Kiedy przychodzi do niego kobieta z RZS, czyli reumatoidalnym zapaleniem stawów, wie, że w jej organizmie odłożyło się mnóstwo toksyn. Przede wszystkim z pełnego konserwantów, antybiotyków i hormonów jedzenia. Do tego dochodzą metale ciężkie z wody i powietrza. No i chemikalia, które sami produkujemy, na przykład w przewlekłym stresie. To, co pozostaje po wytwarzanych na potęgę hormonach stresu, też odkłada się w tkankach i stawach.
Pierwszy krok do zdrowia to oczyszczenie organizmu z toksyn. Do tego leki. Doktor Truszkowski stosuje homeopatię klasyczną i bioinformacyjną. I ma naprawdę dobre efekty. Dla pacjentek z RZS, które mają niewielkie szanse, by pozbyć się choroby grożącej całkowitym unieruchomieniem i bardzo bolesnej, to wielka szansa.
– Wszystko oczywiście zależy od indywidualnego przypadku. Czasem choroba jest tak zaawansowana, że mogę tylko przynieść pewną ulgę – mówi doktor Jarek Truszkowski. – Ale mam też wiele pacjentek, u których udało mi się osiągnąć naprawdę znaczną poprawę. Oprócz odtrucia i leczenia doktor zaleca zmianę diety i stara się uwrażliwić pacjentkę na własne emocje i pragnienia.
– Jeśli po leczeniu wrócimy do dawnych nawyków, środowiska oraz sposobu życia i myślenia, które zrodziły chorobę, ona też wróci – wyjaśnia. – Na dłuższą metę nie da się żyć niezdrowo i być zdrowym. Nie jesteśmy maszyną, w której można zmienić koło i olej, i wypuścić na tę samą trasę. Człowiek to żywy organizm, zakorzeniony w przyrodzie, społeczności i duchowości. Jeżeli któryś z tych elementów szwankuje, ciało w końcu też zaczyna chorować.
reklama
Doktor wędrowiecJarosława Truszkowskiego zawsze coś nosiło. Szukał prawdy o sobie, o ludziach, pociągały go poszukiwania duchowe i mistyczne. Już jako 17-latek ruszył w świat. W 1982 roku, bez paszportu ważnego na kraje kapitalistyczne, schowany w szoferce ciężarówki przekroczył granicę jugosłowiańsko-austriacką. Dalej podróżował z plecakiem autostopem, bez pieniędzy, jak tramp. Przygarnęła go dwójka Austriaków. Po pół roku pojechał do Stanów. Najpierw do Chicago, potem do Los Angeles.
– Miałem szczęście, że spotykałem po drodze wspaniałych ludzi, którzy mi pomagali. W Chicago, dzięki pewnemu Żydowi poszedłem do szkoły. W końcu miałem tylko 18 lat – mówi doktor Truszkowski. – Uczyłem się intensywnie angielskiego i pracowałem.
Jednak ciągnęły go poszukiwania duchowe. Wydawało mu się, że Los Angeles, to magiczne filmowe miejsce, gdzie ciągnęli różni odmieńcy, będzie najlepszym miejscem. I tam, w University of Complementary Medicine Santa Monica, uczył się homeopatii.
Tropiciel odwiecznej mądrości Amerykańska wersja medycyny naturalnej i duchowości szybko okazała się niewystarczająca. Doktor Truszkowski szukał w Australii, Nowej Zelandii. Trafił też do Indii.
– Gdybym nie widział na własne oczy tego, co zobaczyłem, nigdy w życiu nie uwierzyłbym, że coś takiego się dzieje – opowiada o swoim spotkaniu z indyjskim świętym, Swami Kaleshwalem. – Widziałem cuda. Na przykład jak kupka piasku zamieniła się w opale. To nie mogła być sztuczka. Ale jeszcze bardziej spektakularne były uzdrowienia, w których uczestniczyłem. Przynieśliśmy kiedyś do Swamiego kobietę ugryzioną przez kobrę. Jej silny jad zabija, jeśli nie poda się surowicy, a u tej kobiety trucizna już zaczęła działać. Widziałem na własne oczy, jak Swami ucisnął miejsce ugryzienia i wypowiadał jakąś modlitwę. Po dwudziestu minutach nie było już śladu po działaniu jadu węża. Naocznie przeonałem się, że to, co mówi się o ponadnormalnych możliwościach indyjskich świętych, jest prawdą.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.