Miłosnym związkom i ludzi, i wielu gatunków zwierząt towarzyszą zaloty, ekscytacje i upojne chwile. Przynajmniej przez jakiś czas. Wystarczy przypomnieć sobie "całujące się" dziobkami gołębie czy psa z niezmierną cierpliwością adorującego sukę. Jednak Natura ma także inne recepty na miłosne kontakty.
Modliszka, czyli orgazm w chwili śmierci
Wyczyny samicy modliszki są tak znane, że pewien zespół studencki śpiewał kiedyś: "Och, och, niełatwo być modliszkiem, och, och, a zwłaszcza po tym wszystkim". Nic dziwnego, skoro podczas miłosnego uścisku samica pożera biednego samczyka. Jest to konieczne, by modliszki w ogóle mogły się rozmnażać. Samczyk, mimo swych starań, jest całkowitym impotentem. Aż do chwili, gdy samica odgryzie mu głowę, a właściwie znajdujący się w niej zwój nerwowy. Dopiero bezgłowy samiec zaczyna ruchy kopulacyjne. Nieszczęsny spełnia swą powinność, podczas gdy drapieżna modliszka pożywia się nim. U tego gatunku samiec służy wyraźnie do jednorazowego, aczkolwiek wielostronnego, użytku.
Kanibalizm podczas miłosnego uścisku uprawiają również niektóre gatunki pająków, na przykład krzyżak pirenejski. Maleńki samiec podkrada się do pajęczyny czterokrotnie większej od siebie wybranki pełen lęku. Nie może się jednak oprzeć przemożnemu nakazowi Natury. To próbuje dopaść samicę, to ucieka w popłochu. W końcu mu się udaje. Podsuwa swe odnóże z kapsułą nasienną jak najbliżej jej intymnego otworu. Zapłodnienie jest możliwe tylko wtedy, gdy zbliży się do wybranki na tyle, by dotknąć grzbietem jej brzucha.
Wtedy jednak jego odwłok znajduje się tuż przy jej szczękoczułkach. Ona nie potrafi oprzeć się takiej okazji. Wbija szczęki w podsunięty jej kąsek i zaczyna zjadać. Okropne? Pewnie tak, ale okazuje się, że ten śmiertelny chwyt szczęk jest konieczny, by w ogóle doszło do zapłodnienia. Samiec nie przytrzymany ześlizgnąłby się i jego starania spełzłyby na niczym. Nie u wszystkich gatunków pająków samczyki są traktowane jak "miłosna przekąska". Większość pajęczyc pozostawia przy życiu swych oblubieńców. Panowie również mają swoje sposoby.
Męski przedstawiciel krzyżaka środkowoeuropejskiego jest prawie tak duży jak samica. Dopada ją więc, opasuje ramionami by unieruchomić, robi co trzeba i szybko ucieka. Pająk kwadratnik unieszkodliwia swoją ukochaną wciskając jej między szczękoczułki specjalne wyrostki. Zakneblowana małżonka może więc tylko łakomie spozierać na apetyczne ciało partnera. Znacznie bardziej wyrafinowane są samce pająków bagników. Zanim zabiorą się do amorów łapią owada, owijają go w kokon i podsuwają oblubienicy.
Pani zajada dar, a miłośnik robi z nią co chce, po czym ucieka. Niektóre bagniki są tak cwane, że przędą ogromne kokony bez owada w środku. Gdy samica rozwija prezent, zaspokajają swe chucie i uciekają. Najbardziej perfidne owijają owada w tak duży kokon, że pani ich serca długo nie może sobie z nim poradzić. Nie dość, że bezkarnie biorą swą wybrankę, to jeszcze uciekając porywają jej prezent sprzed pyszczka.
reklama
Nienawiść miłosnego podniecenia O ile życie uczuciowe owadów stoi pod znakiem zapytania, to ssaki mogą przeżywać całą gamę emocji: lęk, wściekłość, radość, a nawet miłość. Miłosne połączenie przebiega stosunkowo bez oporów u zwierząt, które żyją w stadach. Ogromne trudności mają jednak drapieżniki. Nawykłe są do samotności i do tego, że każdy, nawet przedstawiciel własnego gatunku, jest wrogiem. Co więc począć, gdy do tego wroga coś mocno wabi i przyciąga? Tę miłość śmiało można nazwać "trudną". Do drapieżców-samotników należą tygrysy.
Czująca wolę bożą tygrysica miota się między pragnieniem połączenia się z partnerem i agresją. Samiec zaś jest nieufny. Gdy się zbliża, witają go ryk, kły i pazury. Kładzie się więc w pewnej odległości i czeka na rozwój wypadków. To uspokaja tygrysicę. Okrąża go, wabi, wdzięczy się. W końcu tygrysowi się udaje. Obłapia ukochaną i spełnia swoją powinność. Po chwili rozkoszy sentymenty tygrysicy kończą się jak nożem uciął. Wraca nienawiść. Partnerka rzuca się do walki.
W nierównym pojedynku samica mogłaby zostać rozniesiona na strzępy. Ale Natura poradziła sobie i w tej sytuacji. Po zakończeniu aktu miłosnego podniecenie tygrysicy opada, ale samca jeszcze trwa. Nie staje więc do walki, lecz ucieka. Gdy znajdzie się w takiej odległości, że nie wyzwala agresji w tygrysicy, w niej znów budzi się kokietka. I na nowo zaczyna zaloty. Może się tak bawić z wybrankiem kilkanaście razy w ciągu doby. Dla niego najważniejsza jest możliwość ucieczki. Inaczej ginie. Zdarza się to w ogrodach zoologicznych, które nie mają dużego wybiegu.
Walki o kochanka Barwy pawiego ogona rozkładanego przed skromną samicą albo koguta puszącego się upierzeniem przed stadkiem kur nie są ich wyłącznym patentem na uwiedzenie. U amerykańskich płatkonogów, przepiórników i niektórych gatunków słonek złocistych to nie samce, lecz samice odziewają się w wielobarwne pióra. Znacznie większe od kawalerów i bardziej bojowe, pierwsze przylatują na tereny lęgowe. Każda z nich stacza walki o terytorium z konkurentkami, aż lecą kolorowe pióra. Gdy już wiadomo, kto jest górą, zjawiają się samce.
Zbite w gromadkę, spoglądają spod oka na tokujące i wdzięczące się do nich zalotnice. Komiczny jest widok, gdy w ostatniej fazie tańca godowego wielka samica przypada do ziemi przed drobnym wybrankiem w geście: bierz mnie - jestem twoja. Kawaler wzbija się w powietrze, ląduje na grzbiecie damy i dopiero z tego poziomu bierze ją w posiadanie. Zresztą na krótko. Ukochana składa kilka jaj i oddala się na zawsze... by walczyć o nowych kochanków. Porzuconemu zostawia troskę o mieszkanie i rodzinę. To on mości gniazdo, wysiaduje jajka i opiekuje się pisklętami.
Z punktu widzenia skuteczności rozmnażania ten model wydaje się być bardzo korzystny dla Natury: zamiast jednego gniazda - trzy, zamiast trzech jajek - dziewięć. Okazuje się jednak, że śmiertelność wśród samic jest bardzo wysoka. Ich barwne upierzenie przyciąga wrogów i stają się łupem drapieżników. Za swobodę i brak odpowiedzialności przychodzi im płacić najwyższą cenę. Czyżby skromność bardziej się opłacała? Inga
dla zalogowanych użytkowników serwisu.