Była jedyną kobietą, która poślubiła kolejno najpotężniejszego i najbogatszego mężczyznę świata. Pierwszy mąż miał olbrzymią władzę, drugi pieniądze, ale żadnemu nie dała się przyćmić. Jacqueline Kennedy pozostała niezależna, niedostępna i niezmiennie podziwiana.
Co oni z tobą robią!? – krzyknęła, gdy siedzący w samochodzie obok niej prezydent chwycił się za gardło. Kula przeszyła mu szyję na wylot. Po ułamku sekundy kolejny pocisk trafił go w głowę, krew bryznęła na jej sukienkę. Kierowca natychmiast ruszył w stronę szpitala.
Przez półtorej godziny siedziała nieruchomo pod salą reanimacyjną. O 14.00 lekarze przekazali jej wiadomość, że nic nie dało się zrobić. Oficjalny komunikat głosił, że postrzelony w zamachu prezydent Stanów Zjednoczonych John Fitzgerald Kennedy zmarł, nie odzyskawszy przytomności. Ciało przewieziono samolotem z Dallas w Teksasie do Waszyngtonu. Jacqueline towarzyszyła mężowi. Sprawiała wrażenie spokojnej i opanowanej.
Późnym wieczorem, do jej apartamentów w Białym Domu przyszedł zaprzyjaźniony ksiądz John Cavanaugh. Przeraził się tym, co zobaczył. Pierwsza Dama leżała na łóżku w zakrwawionej sukience i nieprzytomnym wzrokiem patrzyła w sufit. – Jackie, co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał niepewnie. A ona podniosła się i spokojnie zapytała: – Ojcze, gdzie powinniśmy odprawić mszę za jego duszę?
Kamienna twarz, rozdarte serce
Następnego dnia spotkała się z personelem Białego Domu. Z kamienną twarzą wskazała kościół, w którym miały się odbyć uroczystości żałobne, przedstawiła listę zaproszonych gości, pamiętała nawet o takich szczegółach, jak wybór pieśni kończącej nabożeństwo. W dniu pogrzebu również imponowała niezwykłym opanowaniem. Nie mdlała, nie szlochała. Gdy żołnierze wynosili trumnę, przypomniała 3-letniemu synkowi, by zasalutował. Zdjęcia przedstawiające małego Johna z dłonią przytkniętą do czoła wzruszyły do łez całą Amerykę.
Po zakończeniu oficjalnych uroczystości Jacqueline Kennedy zniknęła z pola widzenia kamer i fotoreporterów. Tylko najbliżsi wiedzieli, że po powrocie z cmentarza załamała się i pogrążyła w depresji przerywanej napadami płaczu. Mówiła nieskładnie, o niczym nie pamiętała, nie potrafiła poskładać myśli. Kiedy zaczęła powtarzać, że jej życie straciło sens i jest bliska szaleństwa, niezbędna stała się pomoc psychologów.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.