Choć taki pogląd wydaje się ryzykowny z naukowego punktu widzenia, trudno mu zaprzeczyć. Bo przecież wśród kilkuset cywilizacji, jakie żyją lub do niedawna żyły na naszej planecie, nie było ani jednej, która by nie wierzyła w istoty nadprzyrodzone.
Oczywiście, w każdej społeczności można znaleźć zatwardziałych racjonalistów i ateistów, którzy twierdzą, że duchów nie ma. Ale wystarczy nocą zaprowadzić ich na cmentarz lub w ruiny starego zamku, aby przekonać się, że podświadomość podpowiada im co innego, niż mówi rozum. Sęk w tym, że jednoznacznych dowodów na istnienie duchów nikt do tej pory nie znalazł. Zjawy, bóstwa, święci zwykle ukazują się tylko na chwilę i na ogół widzi je wyłącznie jedna osoba. Brakuje postronnych świadków, którzy mogliby potwierdzić, co tak naprawdę się wydarzyło. Stąd łatwo takie sytuacje wytłumaczyć jako halucynację, objaw choroby psychicznej lub skłonność do fantazjowania. Nawet wielkie objawienia, jak te w Lourdes, Fatimie, Gietrzwałdzie czy Medjugorie, są kwestionowane – i to w łonie samego Kościoła.
Tak jest we współczesnej, zachodniej kulturze. Ale niegdyś sprawy miały się inaczej. I wcale nie wynikało to z wiary. Mieszkańcy Syberii na przykład nie potrzebowali tworzyć panteonu bóstw, by mieć pewność, że są na świecie istoty niewidzialne gołym okiem, a obdarzone wielką mocą. Nie musieli w nie wierzyć, oni po prostu je spotykali!
Oczywiście nie każdemu dane było ujrzeć lub rozpoznać zjawy, upiory i widma. Jedni je widzieli, inni nie, ale to przecież nic szczególnego. Gdy dwóch ludzi stanie na polanie, pierwszy być może dostrzeże lecącego wysoko sokoła, a drugi nie, jeden wypatrzy skrytego w zaroślach lisa, a drugi nic nie zauważy – lecz to nie powód, by kwestionować istnienie lisów i sokołów! My sami też nie widzimy wirusów, a wiemy, że są, boimy się ich i chronimy przed nimi.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.